42-letni Niemiec, poturbowany przez niedźwiedzia polarnego w norweskiej prowincji arktycznej Svalbard opuścił szpital w Tromso - poinformował zarząd szpitala. Niedźwiedzia zaraz po ataku zastrzelił strażnik opiekujący się turystami. Władze Svalbardu badają okoliczności ataku i zabicia zwierzęcia. Sytuacja wywołała masę negatywnych reakcji wśród obrońców dzikiej przyrody oraz internautów.
Niedźwiedź polarny został zastrzelony po tym, jak zaatakował jednego ze strażników statku wycieczkowego w norweskiej prowincji Svalbard, leżącej niedaleko bieguna północnego.
Strażnik doznał niezagrażających życiu urazów głowy. Poszkodowany mężczyzna został przetransportowany śmigłowcem do szpitala w Longyearbyen na Spitsbergenie, później tego samego dnia przeniesiony do kliniki uniwersyteckiej w Tromso. Mężczyzna opuścił już szpital.
Statek MS Bremen, którym podróżowali turyści, należy do niemieckiej firmy Hapag-Lloyd Cruises. Na jego pokładzie znajdowało się 155 pasażerów. Przewoźnik podał, że drugi ze strażników zastrzelił niedźwiedzia w obronie własnej.
- Jest nam niezwykle przykro, że doszło do tego incydentu - napisała firma na Facebooku.
Zwiedzanie wyspy zakończone atakiem zwierzęcia
Mężczyzna wraz z 11 innymi członkami załogi statku tworzył ekipę, która miała zadbać o bezpieczeństwo pasażerów w trakcie zwiedzania przez nich Wyspy Phippsa na północnym skraju archipelagu Svalbard. Ekipa udała się dwoma nadmuchiwanymi łodziami na wyspę. Napotkanego tam niedźwiedzia próbowała zmusić do ucieczki krzykami i wystrzałami z pistoletu sygnałowego. Zwierzę ruszyło jednak do ataku, raniąc jednego z marynarzy w głowę, a wtedy dwaj inni członkowie ekipy zastrzelili niedźwiedzia.
Zabite zwierzę zabrano do Longyearbyen w celu przeprowadzenia rutynowych badań.
- Oczekujemy, że dochodzenie potrwa jakiś czas - oświadczył w poniedziałek Ole Jakob Malmo, który w urzędzie gubernatora Svalbardu pełni funkcję komendanta policji.
"Obowiązują surowe zasady"
Svalbard to pustkowie lodowców i czap lodowych, leżące między Norwegią a biegunem północnym. Prawie 60 procent jego powierzchni pokrywa lód. Archipelag ten zamieszkuje trzy tysiące niedźwiedzi polarnych, co przewyższa tamtejszą ludzką populację. Wszystkie statki, które pojawiają się w tym rejonie, muszą zabierać ze sobą strażników, mających ochraniać wycieczkowiczów w trakcie rejsu.
- Na tym terenie obowiązują surowe zasady. Podczas lata pojawia się tutaj wiele niedźwiedzi polarnych, więc musimy być ostrożni, kiedy jesteśmy na brzegu - napisał jeden z przewodników na stronie przewoźnika.
Hapag-Lloyd Cruises zaznacza, że na Spitsbergenie na ląd wychodzi się jedynie w kilku miejscach i to nie po to, żeby obserwować niedźwiedzie. - Niedźwiedzie polarne ogląda się tylko z pokładu statku, z bezpiecznej odległości - zapewniono.
"Chodźcie, podejdziemy do niedźwiedzia"
Zdarzenie odbiło się szerokim echem i było licznie komentowane przez internautów.
- Chodźcie, podejdziemy zbyt blisko do niedźwiedzia polarnego w jego naturalnym środowisku, a potem zabijmy go, jeśli on zbliży się za bardzo do nas. Kretyni - skomentował brytyjski komik Ricky Gervais.
- Turystyka... kolejny raz udowadnia sama sobie, że szkodzi dzikiej przyrodzie - ironizował biolog Adam Hurt.
Zachowanie niedźwiedzi zmieniło się z powodu ocieplania się obszarów wokół bieguna północnego. Topnienie pokrywy lodowej powoduje, że muszą one spędzać więcej czasu na lądzie. Zmusza je to do wyruszania na polowanie w dalsze rejony. Między innymi dlatego dochodzi do coraz częstszych spotkań tych drapieżników z ludźmi.
Autor: dd,ao/rp / Źródło: BBC News, CNN