Według najnowszych informacji bilans ofiar śmiertelnych tsunami na indonezyjskiej wyspie Sulawesi (Celebes) przekroczył 1400 osób. W pobliżu dotkniętego żywiołem rejonu wybuchł wulkan Soputan. Trwają akcje ratunkowe.
Rośnie liczba ofiar śmiertelnych tsunami, które nawiedziło w piątek indonezyjską wyspę Sulawesi (Celebes). Według informacji przekazanych w środę przez służby ratownicze, nie żyje co najmniej 1407 osób - podała agencja informacyjna Reutera. Ponad 2500 osób zostało ciężko ranne.
Ten tragiczny bilans prawie na pewno jeszcze wzrośnie, gdyż ratownicy i ekipy poszukiwawcze wciąż docierają do regionów spustoszonych przez żywioł. Władze przewidują, że zabitych może być nawet kilka tysięcy.
Fale tsunami, które osiągały wysokość sześciu metrów, wywołało trzęsienie ziemi o magnitudzie 7,5.
Erupcja wulkanu na północy wyspy
Większość potwierdzonych ofiar śmiertelnych zanotowano w Palu, 380-tysięcznym mieście na zachodnim wybrzeżu wyspy Sulawesi (Celebes). Żywioł zniszczył doszczętnie około 1700 domów. W mieście brakuje żywności, paliwa i wody pitnej.
- Mamy nadzieję, że bilans ofiar śmiertelnych nie wzrośnie - powiedział Sutopo Purwo Nugroho, rzecznik prasowy Narodowych Służb ds. Łagodzenia Katastrof. - Kontynuujemy akcje ratunkowe, jednak teraz ścigamy z czasem - dodał.
Na północy wyspy w środę doszło do erupcji wulkanu Soputan. Słup dymu uniósł się na wysokość sześciu kilometrów ponad wierzchołek wulkanu. Indonezyjskie służby zarządzania kryzysowego (Badan Nasional Penanggulangan Bencana) poinformowały, że nie stanowi on zagrożenia dla mieszkańców.
Gunung Soputan, Kab.Minahasa Tenggara Provinsi Sulut meletus setinggi 4.000 meter, 3/10/2018 pukul 08.47 WITA. Kolom abu dgn tekanan kuat teramati berwarna kelabu hingga coklat dgn intensitas tebal condong ke arah barat & barat laut. Status level 3 (Waspada) & radius Aman 4 Km. pic.twitter.com/NCTYHb9aNc
— BNPB Indonesia (@BNPB_Indonesia) 3 października 2018
"To nic złego, że spoczął w masowym grobie"
Jak poinformowały władze w poniedziałek, przy użyciu koparki wykopano w piaszczystej glebie długi rów - masowy grób dla ofiar kataklizmu. Być może będą kolejne.
We wtorek przewieziono tam ponad 50 ciał. W większości były to niezidentyfikowane zwłoki, ale w kilku przypadkach zgodę wyrazili bliscy ofiar. - To nic złego, że spoczął w masowym grobie. Lepiej, że w ogóle został pogrzebany - oceniła 52-letnia Rosmawati Binti Yahya, której męża tam pochowano. Kobieta nadal poszukuje swej zaginionej córki.
Występujące w okolicy wstrząsy wtórne wzbudzają ataki paniki wśród mieszkańców.
Priorytet: ocalić ludzi
Prezydent Indonezji Joko Widodo oświadczył we wtorek, że wszyscy zaginieni muszą zostać odnalezieni. - Są pewne priorytety: ewakuacja ludzi oraz znalezienie i ocalenie ofiar - powiedział Widodo na posiedzeniu rządu. Poinformował, że nakazał skierowanie do akcji liczniejszych oddziałów policji i wojska.
Przeszukiwane są między innymi ruiny siedmiopiętrowego hotelu Roa Roa w Palu. - Podejrzewamy, że są tam jeszcze uwięzieni żywi ludzie - podkreślił szef jednej z grup ratowniczych Agus Haryono.
"Jest kilka dziewczynek, ale jej nie rozpoznaję"
W szpitalach są dziesiątki niezidentyfikowanych zwłok. Służby medyczne liczą na to, że zgłoszą się rodziny zabitych, by rozpoznać ich tożsamość przed pogrzebem. Z drugiej strony, wiele osób prowadzi rozpaczliwe i bezskuteczne poszukiwania bliskich, z którymi straciły kontakt.
- Jest tu kilka dziewczynek, ale jej nie rozpoznaję - mówiła w rozmowie z agencją Reutera 38-letnia Lisa szukająca swej 14-letniej córki wśród niezidentyfikowanych ciał, leżących w pomarańczowych workach na tyłach szpitala w Palu. Poszukuje też swej zaginionej matki.
Wszystkie trzy były w restauracji przy plaży, kiedy uderzyło tsunami. - Uciekałyśmy ile sił w nogach, lecz fale nas dogoniły. Biegłyśmy razem, ale straciłam z nimi kontakt - opowiadała Lisa. - Nie potrafię opisać, jak się czuję - dodała.
Na plaży w Palu zginęło lub zaginęło wiele osób. Trwały tam przygotowania do festiwalu z okazji rocznicy założenia miasta. Mimo ogłoszenia alarmu, ludzie zwlekali z ucieczką.
- Kiedy pojawiło się zagrożenie tsunami, ludzie nadal odpoczywali na plaży i nie uciekli od razu. W ten sposób stali się ofiarami - mówił podczas niedzielnej konferencji prasowej rzecznik Agencji ds. Łagodzenia Skutków Katastrof (BNPB) Sutopo Purwo Nugroho.
Chaos w Palu
W Palu panuje chaos. Tym, którzy przeżyli, brakuje jedzenia i wody. Około trzech tysięcy osób tłoczyło się w poniedziałek w maleńkim porcie lotniczym, licząc na to, że uda im się dostać na pokłady wojskowych samolotów, skierowanych do pomocy w ewakuacji.
Do wybrzeża w pobliżu zrujnowanego miasta ma też przybić statek, mogący zabrać na pokład ponad tysiąc osób. Brakuje benzyny. Kilkukilometrowe kolejki samochodów ustawiają się przy stacjach. Reporterzy Reutersa byli świadkami napadu kilkudziesięciu osób na jedną ze stacji paliw.
Półki w pobliskich supermarketach zostały ogołocone. Świadkowie twierdzą, że przez rabusiów. Nie ma też towarów w mniejszych sklepach i kioskach. Władze nie traktują tego rodzaju kradzieży jako poważnych przestępstw. Ogłoszono, że ofiary trzęsienia ziemi mogą brać za darmo rzeczy ze sklepów, a odszkodowania dla właścicieli zostaną wypłacone później z budżetu.
Nie ma doniesień o aktach przemocy. Na ulicach Palu nie widać licznych oddziałów służb porządkowych. Jedynym wyjątkiem są banki, strzeżone przez uzbrojonych policjantów.
Łódź na środku ulicy
Miasto jest zrujnowane. Całe dzielnice legły w gruzach. Widać powybijane okna, zawalone budynki, uszkodzone dachy, zwały drewna i betonu.
Główną ulicę prowadzącą do centrum Palu zablokowała łódź, zmieciona na ląd przez tsunami. Z innych odcinków drogi robotnicy ciężkim sprzętem próbowali w poniedziałek usunąć gruz.
Nawierzchnia wielu ulic jest popękana lub w ogóle zdarta, w miejscu niektórych tras komunikacyjnych powstały błotniste wąwozy.
Część mieszkańców skarży się na niedostateczną pomoc ze strony rządu. Koczujący na przedmieściach mężczyzna, który przestawił się reporterom jako Ruslan, opowiadał, że jedzą tylko to, co dostaną od przejeżdżających w pobliżu ludzi. Władze obiecały w poniedziałek, że znaczniejsza pomoc żywnościowa, w tym tony ryżu, jest w drodze. Ruslan skarżył się też na brak dostaw wody. - Nie mamy wody. Próbujemy wydobyć z rur, co się da - powiedział. Urzędnicy zapewnili, że specjalne zespoły zostaną skierowane w takie okolice, by wykopać nowe studnie.
Kościół utonął w błocie, ziemia pochłonęła domy
Zniszczone jest nie tylko Palu. Indonezyjski Czerwony Krzyż ocenia jako "koszmar" sytuację w całym regionie. Cztery najbardziej dotknięte kataklizmem dystrykty zamieszkiwane są łącznie przez 1,4 miliona ludzi. Do niektórych miejsc od piątku nie udało się dotrzeć ekipom ratunkowym.
Rzeczniczka Indonezyjskiego Czerwonego Krzyża Aulia Arriani poinformowała w poniedziałek o kościele w Sigi, na południe od Palu, który dosłownie utonął w błocie i gruzie. - Moi ochotnicy znaleźli 34 ciała. To dzieci, które uczestniczyły w obozie biblijnym - dodała Arriani.
W miejscowości Balaroa ziemia pochłonęła 1700 domów. - Nie wiemy, ile osób jest tu pogrzebanych, prawdopodobnie setki - powiedział Sutopo Purwo Nugroho, rzecznik Agencji ds. Łagodzenia Skutków Katastrof.
Zagraniczna pomoc
"Prezydent Indonezji Joko Widodo zgodził się na przyjęcie zagranicznej pomocy dla kraju po niszczycielskim trzęsieniu ziemi i tsunami, które nawiedziło wyspę Celebes" - napisał w poniedziałek na Twitterze szef indonezyjskiej rady ds. inwestycji Thomas Lembong.
Pomoc dla Indonezji zaoferowało już 18 krajów, w tym Australia i Tajlandia.
Silne wstrząsy
Jak informowała Amerykańska Służba Geologiczna (USGS), hipocentrum pierwszego trzęsienia o magnitudzie 6.1 znajdowało się na głębokości 18 kilometrów. Epicentrum zlokalizowano w odległości 55 kilometrów na północny zachód od Palu. Kolejne, jeszcze silniejsze - o magnitudzie 7.5 - powstało na głębokości 10 kilometrów w odległości 78 kilometrów od Palu.
Niebezpieczny region
Indonezja znajduje się w pacyficznym pierścieniu ognia i jest regularnie nawiedzana przez wstrząsy. To kolejne trzęsienie ziemi w Indonezji w ciągu kilku ostatnich miesięcy. Pod koniec lipca i na początku sierpnia leżącą kilkaset kilometrów na południe od Sulawesi wyspę Lombok nawiedziły wstrząsy o magnitudzie 6,4 i 6,9. W ich wyniku zginęło około 550 osób, a około 1500 zostało rannych. W połowie sierpnia na wyspie odnotowano kolejny wstrząs sejsmiczny o magnitudzie 6,9.
W grudniu 2004 roku potężny żywioł w tamtym rejonie doprowadził do gigantycznej tragedii. Wyspę Sumatrę nawiedziło wówczas trzęsienie ziemi o magnitudzie 9,1, a ogromne tsunami spowodowało śmierć 230 tys. osób w 13 krajach.
We wtorek, cztery dni po trzęsieniu ziemi na Sulawesi, w Indonezji doszło do kolejnego trzęsienia ziemi, o magnitudzie 6.2 lub - według innych źródeł - 5.9. Jego epicentrum znajdowało się 250 km od miasta Ende na wyspie Flores. Nie ma doniesień o ofiarach ani zniszczeniach, nie wydano też ostrzeżenia przed tsunami.