Mieszkańcy Vanuatu liczą straty po przejściu cyklonu tropikalnego Harold. Kraj jest niemal doszczętnie zniszczony, a mieszkańcom brakuje żywności, wody i schronienia. Z powodu pandemii COVID-19 i zamknięcia granic nie wiadomo, czy uda im się otrzymać pomoc.
W poniedziałek maleńki wyspiarski kraj na Pacyfiku Vanuatu został dotknięty przez cyklon tropikalny Harold. To drugi cyklon kategorii piątej w australijskiej skali siły tego typu zjawisk, który uderzył w ten wyspiarski kraj w ciągu ostatnich pięciu lat.
Cyklon uformował się u wybrzeży Wysp Salomona i doprowadził do śmierci 27 osób, które zostały zmiecione przez silne porywy wiatru, podczas podróży promem. Żywioł zniszczył także wiele budynków i spowodował poważne powodzie na Fidżi i Tonga.
Prawdziwy koszmar
Prawdopodobnie do największych strat doszło na wyspie Espiritu Santo. Niegdyś pokryty bujną roślinnością region teraz jest niemal całkowicie jałowy i spalony słońcem. Dla burmistrza Patty'ego Petera to doświadczenie jest przytłaczające.
- Pilnie potrzebujemy wody, jedzenia i schronienia. Wiele osób straciło swoje domy. Szkoły są zniszczone. Padła energia elektryczna. Pilnie wzywam o pomoc. To jedno z najgorszych doświadczeń w moim życiu - dodał.
Później mówił, że udało się zorganizować jedzenie i wodę, ale tylko na dwa dni.
- To wszystko, co możemy zrobić - dodał Peter.
W przeszłości kraj wiele razy przeżywał przejścia cyklonów. Jednak według burmistrza ten ostatni był prawdziwym koszmarem.
Szkody wyrządzone przez cyklon Harold bardzo przypominają przejście cyklonu Pam w 2015 roku, który dotknął połowę ludności kraju i uszkodził 90 procent budynków w stolicy Vanuatu Port Vila. Gospodarka kraju zaczęła się już powoli odbudowywać. Jednak w związku z zamknięciem granic z powodu pandemii COVID-19, naród stoi w obliczu ogromnych wyzwań związanych z naprawą zniszczeń.
Zdani na siebie
Mieszkańcy nadrzecznych okolic Luganville należą do najbardziej poszkodowanych. Rzeka Sarakata podniosła się na około sześciu do ośmiu metrów i wylała, przez co wiele domów i innych budynków zrównało się z ziemią.
- Mieszkam tu od 13 lat i nigdy nie widziałem czegoś takiego... To pierwszy raz w historii, kiedy poziom wody sięgnął tak wysoko - powiedział jeden z okolicznych mieszkańców.
Centralna elektrownia na wyspie Santo została zalana, a wiatr położył kilometry linii wysokiego napięcia, w tym także ciągnące się południowych dzielnic. Pompy wodociągów są zasilane energią elektryczną, więc od czasu przejścia Harolda, w niektórych regionach nie ma bieżącej wody.
Mieszkańcy kraju są zdani sami na siebie. Będą musieli żywić się tym, co ocalało z ich ogrodów, jednak zapasów nie wystarczy na długo. Nowe uprawy najprawdopodobniej nie wzejdą w ciągu najbliższych trzech miesięcy, więc ludzie mają przed sobą niepewną przyszłością.
Autor: kw/map / Źródło: theguardian.com