Plama ropy naftowej, która wydostała się we wtorek z podmorskiego rurociągu w Zatoce Tajlandzkiej, zajmuje obecnie obszar około 67 kilometrów kwadratowych. Jak poinformowały w niedzielę władze w Bangkoku, zagraża wybrzeżom popularnej turystycznej wyspy Ko Samet i pobliskiej rafie koralowej.
Tajlandzki minister zasobów naturalnych i środowiska Varawut Silpa-archa przekazał, że kluczowe jest obecnie upewnienie się, że główny wyciek nie dotrze do wyspy Ko Samet, popularnego celu podróży turystycznych o statusie parku narodowego.
Zagrożona jest pobliska rafa koralowa, gdzie żyją rzadkie gatunki zwierząt, w tym gąbki, jeżowce, rurówki i największy na świecie gatunek małży.
W akcji mającej na celu oczyszczenie wody z surowca biorą udział setki marynarzy i pracowników firmy Star Petroleum Refining Public Company Limited (SPRC), do której należy uszkodzony rurociąg. W walkę z wyciekiem zaangażowano także 12 okrętów marynarki wojennej i trzy cywilne statki oraz śmigłowce i samoloty.
Plama na blisko 70 kilometrów kwadratowych
Z fotografii satelitarnych, przeanalizowanych przez jedną z rządowych agencji, wynika, że dryfująca po morzu plama ropy pokrywa obecnie obszar około 67 kilometrów kwadratowych, przy czym warstwa pokrywająca wodę stała się cieńsza w ciągu ostatnich godzin - podała tajlandzka marynarka.
We wtorek spółka SPRC, do której należy uszkodzona podwodna rura, poinformowała, że nurkowie wykryli awarię elastycznego węża, będącego częścią instalacji służącej do wyładunku ropy z tankowców. Choć awarię usunięto tej samej nocy, do wody trafiło około 50 tysięcy litrów ropy.
- Razem z firmą SPRC pracujemy na morzu, by zredukować ilość ropy, odgradzając wyciek, odsysając ropę i rozpylając środek rozpraszający - powiedział mediom nadzorujący akcję kontradmirał Artorn Charapinyo.
Źródło: PAP