Szczury na jezdni, opowieści o ptakach i 100 km błota. Moja Łemkowyna

Łemkowyna Ultra Trail oczami Kasi Karpy
Łemkowyna Ultra Trail oczami Kasi Karpy
dziewczynynastart.pl
Łemkowyna Ultra Trail oczami Kasi Karpydziewczynynastart.pl

"Zaczyna się na Cergowej. Wydaje mi się, że biegnę wzdłuż jakiegoś płotu, zabudowań, mój mózg wymyśla sobie, że to szpital. Śmieję się w myślach z tych przywidzeń, ale wiatr wieje złowieszczo, drzewa jakieś niespokojne" - pisze Katarzyna Karpa uczestnicząca w Łemkowyna Ultra Trail 150.

- Cholera! Nie ma szans, nie przebiegnę kilometra w tych butach! Muszę koniecznie je zmienić, na start nie dojdę w nich, a co dopiero na metę! Aaaaa! Szybko! - panikuję chwilę przed startem. Jest 23:37, ruszamy punktualnie o północy. Rzucam się na ławkę, z worka wyciągam stare "kapcie" invejty, ściągam nowe mudclawy, zakładam te podarte i ufff, jest ulga. Czuję się jakbym była na bosaka. "Teraz przetrwam" - myślę. Nowsze mudclawy okazały się po prostu za ciasne na grube skarpetki wodoszczelne i okropnie ściskały mi śródstopie.

"Uwaga, kałuża!"

Potem wszystko dzieje się błyskawicznie: całus na pożegnanie, jeszcze jeden, powitania ze znajomymi, jeszcze jedno pożegnanie, rozwijam kijki, macham i… już lecimy.

Profil trasy biegumateriały organizatora

Pierwszy kawałek jest po asfalcie. - Uwaga, kałuża! - żartuje ktoś, wybuchamy śmiechem. Wszyscy wiemy, że na szlaku jest błoto, a zaraz czeka nas ulewa, która skończy się najwcześniej o 14. Kilkanaście godzin napierania w deszczu na razie nie mieści mi się w głowie, ale jestem przygotowana: superprzeciwdeszczowa kurtka, skarpetki, w których można brnąć w wodzie, a stopy będą suche, dwie pary rękawiczek, czapka, suche ciuchy w Chyrowej na przepaku, suche ciuchy w worku w plecaku, kije, które mają pomóc utrzymać równowagę na śliskim podłożu… nawet mózg mam zabezpieczony! Bo jak psycha będzie siadać, to odpalam ipoda, a tam czeka 13 godzin kawałków audycji porannej ZD3 Wojciecha Manna i wplecione w to opowieści doktora Kruszewicza o ptakach i innych zwierzakach.

Wbijamy na szlak - jest stromo do góry i od razu wita nas błoto - jedno z delikatniejszych na naszej trasie, okaże się potem. Chwilę później zaczyna siąpić. Na wąskiej ścieżce tworzy się kolejka biegaczy, jeden za drugim, w skupieniu i spokoju, żartów za dużo nie słychać. - Uwaga! - krzyczy ktoś w ostatniej chwili. Kątem oka widzę jakieś zamieszanie - coś wyskakuje z krzaków, odbija się od biegaczy i ucieka w dół. - Przebiegła koło ciebie? - pytam potem kolegę przede mną. - Uderzyła mnie! Wyskoczyła z krzaków z lewej, odbiła się ode mnie i uciekła na dół - mówi. Okazuje się, że była to mała sarenka. Jak zobaczyła małą przerwę między biegaczami, pewnie chciała się w nią wbić i polecieć do góry, ale nie wcelowała dobrze.

A potem jest już zbieg i pędzę. Drogę z wierzchu pokrywa rzadkie błoto, ale to mi nie przeszkadza - przyczepność jakąś łapię, więc rozpędzam się jak tylko mogę. Mijam mnóstwo ludzi, którzy ostrożnie stawiają nogę za nogą. "Nawet jak się pośliznę, to co się stanie?" - powtarzam sobie? I od razu mam odpowiedź: "Nic". Więc lecę. Nikt z nikim nie gada, wszyscy skupieni, wpatrzeni w swoje buty, wsłuchani w ciumkanie błota. Załączam empetrójkę.

"Spomiędzy jego nóg wyjąłem ptaka"

- 6:30. Przeglądam prasę kolorową… - rozlega mi się w słuchawce głos Wojciecha Manna. Godzinę tę pan Wojtek poda mi tej nocy jeszcze kilkadziesiąt razy, bo fragmenty, które mam w empetrójce nagrane zostały właśnie między 6:30 a 7. Mam tego w sumie 12 godzin, więc żarty słuchaczy i opowieści o ptakach długo rozświetlają mi tę ponurą, wilgotną noc. Doktor opowiada o lelku, którego oczka świecą na ciemnych drogach w nocy, o wodniczce (a właściwie wodniczku), który zdradza partnerki, gęsiach, które nie są głupie, i o przygodach, jakie miewał przy obserwacjach ptaków. Przy jednej niemal wybucham śmiechem. - Taką przygodę miałem, że byłem na łasze wiślanej, obrączkowałem rybitwy i w pewnym momencie widzę dwa leżaki i leży dwóch golasów na tych leżakach, opalają się, ptaszki nad nimi latają - relacjonuje doktor i dodaje, że w tym lataniu nie było nic romantycznego, bo rybitwy po prostu bały się o swoje potomstwo, które znajdowało się w okolicy. - Podchodzę do nich, oni wstali, rozmawiają ze mną tak jak ich Bozia stworzyła […], a ja w tym momencie, żeby mu [golasowi - red.] udowodnić, że jesteśmy w kolonii, że tu są pisklęta, schyliłem się i spomiędzy jego nóg wyjąłem ptaka - mówi, a ja chichoczę cicho, żeby za bardzo nie wybijać ze skupienia innych ultrasów. A to dopiero początek opowiadań!

Zaczyna się coraz ciekawsze błoto (fot. Katarzyna Karpa)dziewczynynastart.pl

Z tą słuchawką w uchu przebywam wszystkie ciemności i dopiero po 7 rano postanawiam odzyskać pełny kontakt z rzeczywistością - słuchawki lądują w kieszeni. Teraz, chociaż leje coraz mocniej, ludzie są bardziej rozmowni niż w nocy, nie trzeba aż tak zajmować głowy czym innym. No i zaczynają się widoki: mglisty las, powyginane buki, coraz ciekawsze błoto: jedno jest bardziej zielone, drugie szare, gęstsze, rzadsze. Można by pobierać próbki tego błota z całej trasy i potem porównać!

"Is this running competition?"

- Ale masz piękną figurę! Szczupła, ale nie chuda, super! - mówi dziewczyna, która dogania mnie na jakimś odcinku niebłotnym. No takich komplementów to się nie spodziewałam… Po chwili okazuje się, że się znamy - przez książkę. Czytała moją książkę "Dziewczyny, na start!" i bardzo jej się spodobała. Jest silna i mocno prze do góry w stronę bacówki w Bartnem. Ja za nią, bo mamy w planach zrobić sobie wspólną fotkę.

W bacówce widać, że niektórzy zalegli na dłużej: zdjęli skarpetki, suszą przy kominku. Ja nie chcę za bardzo przyzwyczajać się do ciepła. "Jak tu wspaniale, jak tu ciepło, jeszcze momencik… dwie minutki… minutka. O nie, to już" - odliczam czas i jak mija ustalone 10 minut, wypadam na zewnątrz. - O jesteś, już miałem iść cię szukać - mówi Helmut (czyli Wojtek), którego poznałam dwa lata temu na ŁUT70 i który teraz razem z kolegami robi 150. Troszczą się, żebym wyruszyła z nimi, ale od razu po wystartowaniu mocno mi odchodzą.

Dalej jest trochę tak, jak w mojej wizualizacji sprzed startu: biegniemy już 10 godzin i ciągle pada. Przemokła mi już kurtka, skarpetki też nabrały wody w którymś strumieniu. Rękawiczki - przemoczone, buff na głowie - też. Wodę czuję już w majtach i na brzuchu. Ale o dziwo nie sprawdza się to, co przewidywałam. Prawie wcale nie jest mi zimno! To znaczy jest - jeżeli w którymś momencie zatrzymam się, żeby wyciągnąć kulkę mocy. Albo żel. Wtedy przez następny kwadrans muszę rozgrzewać stopy i ręce. Ale dopóki się ruszam, jest dobrze. A ruszać się daje - rozgrzewają wolne podejścia i szybkie zbiegi.

- Hi, how are you? - słyszę głos obok.

- Great, wonderful, thanks - odpowiadam, rozkładając ręce i łapiąc kolejną kropelkę z nosa. Deszcz leje na całego, brnę w błocie.

- What’s this? Is this running competition?

- Surviving! Surviving competition - rzucam, a on wpada w gorzki śmiech.

Telefon dzwoni około 50. kilometra. - Gdzie jesteś? - pyta Marcin. - Za pięćdziesiątym. Ciężko jest, leje - odpowiadam. Ręka drętwieje mi z zimna od trzymania telefonu, ale chcę z nim rozmawiać. Mam łzy w oczach, bo robi mi się siebie żal. I tak bardzo chcę już się z nim spotkać, poczuć coś innego niż wilgoć i błoto. - To chodź, na przełęczy będzie niespodzianka - mówi. - Jaka?! - dziwię się. - No ja tu jestem! - zdradza od razu, a mi momentalnie po ciele rozlewa się ciepło. "Czyli jest po co tam lecieć!" - myślę. Łzy mi lecą, ale naprawdę w tym momencie odzyskuję siły. Zamiast użalać się nad sobą, nad beznadzieją tej całej sytuacji, kiedy jestem tu w środku lasu w ulewie z mokrym wszystkim, a przede mną jeszcze stówa, wreszcie jest o czym myśleć.

Fragment trasy, znowu błoto (fot. Katarzyna Karpa)dziewczynynastart.pl

Błoto, które trzyma

"Uwaga, niebezpieczny zbieg" - napisane jest na tabliczce na drzewie. To te, co były do tej pory, nie były niebezpieczne? Ha, ha, ha. Puszczam się w dół co sił w nogach, bo widzę po śladach, że ludzie raczej się tu nie ślizgali. "Fajnie, czyli błoto trzyma" - myślę. I stawiając stopy prosto w dół - tak, żeby tarcie było jak największe - szybciutko zbiegam. Mijam dziewczynę i chłopaka, z którymi tasujemy się wciąż na trasie, mijam ekipę białostocką. - Ale szybko zbiegasz! Ja to mam śmierć w oczach - mówi jeden z kolegów, gdy śmigam obok niego. - Stawiaj stopy przodem, nie bokiem, lepiej trzymają podeszwy! - wołam do niego, ale chyba ciągle nie jest do tego przekonany. Potem wszystko dzieje się już szybko: parę małych górek, mały zbieg i wreszcie widzę z daleka drogę. "Jeszcze momencik" - myślę i z oddali widzę zieloną, znajomą kurtkę.

Jeszcze ostatnie błoto, jeszcze pięć kroków, trzy, dwa, jeden i wpadam prosto w objęcia ukochanego. Wita mnie różą (fot. Maciek Ners), a ja - totalnie mokra - wtulam się w niego. - Zdejmij rękawiczki. Zimno? Siadaj tu, zjedz kanapkę, daj kijki, masz tu herbatę… - krótkie komunikaty i instrukcje, które posłusznie wykonuję. W pewnym momencie, kiedy już siedzę przy ogniu, przypominam sobie, że mam przecież bluzę na zmianę! Informacja dociera do mózgu równo z tą, że przestało właśnie padać. Hurra! Tak szybko, jak tyko mogę to zrobić mokrymi, zmarzniętymi rękami, zmieniam przemoczoną koszulkę na cienki polar, który mam w plecaku w suchej reklamówce. Wyciągam też zieloną, łemkowyńską Czapkę Mocy, którą trzymałam na wypadek wychłodzenia. Warunkiem jej założenia był koniec opadów i to właśnie nastąpiło. Sucha i szczęśliwa po kwadransie jestem już w dalszej trasie. Z Marcinem umawiamy się w Chyrowej za 16 km.

Ukochany wita mnie różą (fot. Maciek Ners)

Odpocząć

"Tylko dwa podejścia i to nie aż tak bardzo strome" - uczę się trasy. Faktycznie, na profilu nie wygląda to aż tak źle, jak dotychczasowe stromizny. Do tego za pierwszą górą czeka na nas nagroda: nie tylko nie pada, ale nawet pokazują się widoki, a później - już na drugiej górce - wychodzi słońce. Jest przepięknie! "Spoko, już niedaleko" - myślę, jak już jest po tym drugim podejściu. Potem okaże się, że zanim zacznę szaleńczo zbiegać do Chyrowej, czeka mnie jeszcze kilka niewielkich podejść i zejść. Dopiero gdy przyglądam się dokładnie profilowi trasy, widzę małe ząbki. To właśnie te górki i dołki, które teraz pokonuję. "Jak mogłam ich nie zauważyć?!" - złoszczę się na siebie, ale prę do przodu. W Chyrowej jest Marcin. Jest ciepłe jedzenie. I suche ubranie. W końcu zbieg, a na dole znów zielona kurtka.

- Nie mam siły, nie mam siły. Muszę koniecznie odpocząć - mamroczę i padam mu w ramiona. Razem idziemy do punktu i on znów tak bardzo pomaga. Przynosi zupę, potem naleśniki, zajmuje się mokrymi ciuchami, ładuje zegarek, a potem grzeje, jak postanawiam na chwilę położyć się i odpocząć.

Punkt 18:15 zrywam się na nogi i już mogę ruszać dalej. Niesamowite jest, jak organizm potrafi szybko się zregenerować! Jeszcze godzinę temu ledwo siedziałam, nie mówiąc już o biegnięciu, teraz znów mogę góry przenosić. Nie mam żadnych wątpliwości: ruszam dalej zdobywać łemkowską krainę. Do zobaczenia w Iwoniczu, papa, na razie, heeej! - Tylko pamiętaj, że za cerkwią jest kładka, żebyś nie leciała przez rzekę - przypomina mi o tym jeszcze na odchodne. - OK! - potwierdzam.

I ruszam asfaltem w ciemną noc.

Błotna rynna i haluny

"Cholera, przecież ja tu jestem zupełnie sama, nikogo przede mną, nikogo za mną…" - myślę, bo po chwili od startu w Chyrowej robi mi się nieswojo. Nie boję się w sumie, bo nieraz w takich ciemnościach sama już bywałam, ale do tej pory cały czas koło mnie gdzieś byli ludzie. Teraz, po tym jak sporo zawodników rezygnuje z dalszego napierania, na szlaku zostają pojedyncze osoby. Zmienia się to tylko na moment, kiedy dobiegam do rzeki. Kładkę - najpierw jedną, potem drugą - odszukuję w towarzystwie koleżanki. Zaraz za kładkami jednak znów zostaję sobie sama z tyłu. Włączam więc znów opowieści doktora Kruszewicza - tym razem o gorylach i szympansie Szymku. Jest łagodnie pod górę i chyba trochę mniej błota. "Może dalej też tak będzie?" - łudzę się bo z opowieści Marcina, który rozmawiał z Choim po jego biegu (biegł 70 km) nie wynikało, że drogi spływają błotem. Zaraz potem jednak wpadam błotną, wypełnioną szlamem i gliną, rynnę, która jest drogą. Próbuję się rozpędzić - w końcu jest w dół - ale nie mogę. Każdy krok to jednak zjazd jak po lodzie. Próbuję to kontrolować, ale nic z tego. Grzebię się jak mucha w smole. Jak Kasica w błocie.

Zaraz potem jest przeskok przez ulicę i już podejście na Cergową. Sprzed dwóch lat pamiętam je jako megaciężkie, najcięższe na trasie ŁUT70 (to trasa, która startuje w Chyrowej i kończy się w Komańczy, czyli jest to druga część mojej 150-tki). Teraz jest gorzej - nie dość, że stromo, to jeszcze wyślizgane błoto powoduje, że każde dwa kroki na przód to jeden krok do tyłu. Brnę przez to błoto pod górę, a za rękawy kurtki łapią mnie krzaki z kolcami, które obrastają wąską ścieżkę. Tak, jakby nie chciały puścić do góry. W końcu jednak wdrapuję się na grzbiet.

Fragment trasy (fot. Katarzyna Karpa)dziewczynynastart.pl

Zaczyna się na Cergowej, razem z lodowatym wiatrem i mgłą, którą przecinam, ledwo łapiąc widoczność. Najpierw wydaje mi się, że biegnę wzdłuż jakiegoś płotu, zabudowań, mój mózg wymyśla sobie, że to szpital. Śmieję się w myślach do tych przywidzeń i przypuszczeń, znów odpalam wyłączonego wcześniej doktora Kruszewicza. - Puchacz jest to taki ptak, który przejmuje sobie gniazdo, które mu pasuje… - zaczyna się kolejna opowieść, a ja chwilę temu słyszałam sowę naprawdę! - Huhuuu-huhuhuuu-huhuuu - pohukiwała w krzakach na podejściu pod górę. I z tymi opowieściami, ledwo widząc moją ścieżkę, zbiegam do drogi, a potem docieram do asfaltu. Patrzę na bok, a tam dalekowschodnia rzeźba, taka skomplikowana, z jakąś boginią, słupkami i rękami. „Po co u licha tutaj taka rzeźba” – myślę, bo wiem, że to raczej nie może być prawda. Próbuję zobaczyć, co to jest naprawdę, ale mój mózg podpowiada tylko tę rzeźbę. I dopiero jak okrążam to coś, okazuje się, że to po prostu małe, rozgałęzione drzewko. Potem jest wał, na którym ktoś ustawił małe drewniane rzeźby. Są piękne! Takie niewielkie, miniaturowe nawet, ale mają mnóstwo szczegółów, ornamenty, wycięte w cienkich deseczkach. Mnóstwo małych, porzeźbionych deseczek. Przez chwilę daję się nabrać na te drewniane rzeźby, a potem widzę, że to jednak iglaki. A jak już, dochodząc do zabudowań, widzę ogromny kwietnik o nowoczesnym kształcie i białych ściankach, to myślę: „ciekaaaawe, czym okaże się to!”. Bo chociaż wiem, że to halun, nie potrafię tego przetworzyć na prawdziwy kształt. Okazuje się, że to po prostu droga, przy której stoją uliczne latarnie. I razem z halunami przychodzi zwątpienie, bo im dłużej jestem na asfalcie, tym marniej widzę powrót w błota.

„Kończymy to”

- Słuchaj, marnie to widzę. Nie zdążę w limicie, a nawet jeżeli, to nie zdążę w następnym. Ostatnie 20 km robiłam w 5,5 godziny, na następne mam tylko 4:10. To niewykonalne! Nie da się biec w tym szlamie! - zaczynam rozmowę przez telefon z moim ukochanym, zasypując go początkowo informacjami. - Kończymy to - słyszę w odpowiedzi. Żadnego "czy na pewno?", ani "a może jeszcze spróbujesz". Po prostu kończymy i już. Dalej wszystko dzieje się błyskawicznie: 20 minut później jestem już przy muszli, gdzie zorganizowany jest punkt, i odpinam numer. - Na pewno chcesz zejść? Nie spróbujesz? - upewnia się dziewczyna, która ogarnia organizację. - Na pewno! - mówię, bo myślami jestem już w ogrzewanym fotelu samochodu i łóżku. 10,5 godziny więcej w tym błocie? Nie ma takiej opcji. Poddaję się po 101,5 km i 24,5 h marszobiegu.

Po chwili ruszamy - już samochodem. Widzę pojedynczych ludzi w szarych ubraniach, którzy stoją na bokach drogi. - Uważaj! - mamroczę, ale zaraz potem orientuję się, że znów dałam się nabrać. To po prostu znaki drogowe, które mój mózg źle interpretuje. O leżących na jezdni w kilku miejscach białych szczurach już nie wspominam, tylko śmieję się z tego, jak mózg próbuje ciągle blefować. Zabawę z halunami mam przez całą drogę na nocleg. Rozgarniam je i selekcjonuję w myślach: prawdziwe na prawo, kłamstwa na lewo. Tylko o pojedynczych mówię głośno. "Jeszcze stwierdzi, że jestem wariatką!" - myślę.

Nie było lekko (fot. Katarzyna Karpa)dziewczynynastart.pl

Jestem zadowolona

Okazuje się, że trening ostatnich miesięcy dał efekt - była siła, była wytrzymałość i był duży zapas, żeby spokojnie te pozostałe 50 km pociągnąć. Dobrze sprawdził się też cały sprzęt. A najlepsze jest to, że zakwasy znikły błyskawicznie, nie boli ani jeden staw. Nie ma powodów, żeby nie spróbować znów. Za rok wracam! Dużo silniejsza! I po dobry wynik.

Oczywiście, teraz, po kilku dniach, zastanawiam się, czy nie powinnam cisnąć dalej. W końcu nie wydarzyło się nic strasznego: kontuzja, otarcia, bąble, kalafiory, mózgostopie - nic z tych rzeczy. Wszystko wskazywało na to, że można było spokojnie lecieć, tylko chyba po prostu wysiadł mi… mózg. Przygotowałam się psychicznie na 12 godzin deszczu, ale nie na 100 km błota (wyjmując tylko odcinki po asfalcie - cała reszta płynęła). I właśnie błoto zryło mi bańkę konkretnie. Teraz też widzę, że źle sobie wyobraziłam to, co jeszcze mnie czekało. Nie było to AŻ 11 godzin, tylko TYLKO tyle, ile od pierwszego spotkania z Marcinem do Iwonicza (wciąż 11 godzin, ale inaczej ogarnięte przez głowę). To naprawdę niedużo w perspektywie tego, co już było zrobione. Inną sprawą jest to, że zapewne jednak nie zdążyłabym na kolejne limity, ale to ciężko sprawdzić jak się po prostu nie pobiegło…

Autor: Katarzyna Karpa / Źródło: dziewczynynastart.pl

Źródło zdjęcia głównego: dziewczynynastart.pl

Pozostałe wiadomości

Niezwykle ciepła grudniowa aura właśnie dobiegła końca. Czego możemy się spodziewać w święta Bożego Narodzenia i w sylwestra? Sprawdź długoterminową prognozę temperatury na 16 dni, przygotowaną przez prezentera i synoptyka tvnmeteo.pl Tomasza Wasilewskiego.

Pogoda na 16 dni: będzie zimniej niż ostatnio

Pogoda na 16 dni: będzie zimniej niż ostatnio

Źródło:
tvnmeteo.pl

Co najmniej 94 osoby zginęły w wyniku przejścia cyklonu Chido przez Mozambik. Do poważnych szkód doszło w targanej konfliktem wewnętrznym prowincji Cabo Delgado, gdzie żywioł dotknął ponad 90 tysięcy najmłodszych. W gruzy obróciły się tam całe miejscowości.

"Całe wsie obróciły się w gruzy". Zginęło prawie 100 osób

"Całe wsie obróciły się w gruzy". Zginęło prawie 100 osób

Źródło:
PAP, UNICEF

NASA opublikowała animację, na której największa góra lodowa świata wyrwała się z wodnego wiru i zaczęła dryfować po oceanie. A23a przez wiele miesięcy tkwiła w jednym miejscu, nie mogąc ruszyć się dalej. Naukowcy wciąż do końca nie wiedzą, co sprawiło, że ogromna bryła lodu wydostała się z pułapki.

Największa góra lodowa świata wyrywa się z pułapki. Nagranie

Największa góra lodowa świata wyrywa się z pułapki. Nagranie

Źródło:
NASA Earth Observatory, BAS, tvnmeteo.pl

IMGW ostrzega przed intensywnymi opadami śniegu i silnym wiatrem. Niebezpieczne warunki panują w południowych regionach Polski. Sprawdź, gdzie zachować szczególną ostrożność.

Miejscami spadnie nawet 20 centymetrów śniegu. IMGW ostrzega

Miejscami spadnie nawet 20 centymetrów śniegu. IMGW ostrzega

Aktualizacja:
Źródło:
IMGW

Rozpoczęła się kalendarzowa zima, a wraz z nią miejscami spadł słaby śnieg. Biało zrobiło się w niedzielę na wschodzie Mazowsza. Zdjęcia lekko zaśnieżonego krajobrazu otrzymaliśmy na Kontakt24.

"Trzeba przyznać, że dotrzymała terminu". Śnieg na Mazowszu

"Trzeba przyznać, że dotrzymała terminu". Śnieg na Mazowszu

Źródło:
tvnmeteo.pl, Kontakt24

W Nowym Jorku spadł śnieg i zrobiło się biało. Amerykańska Narodowa Służba Pogodowa (NWS) poinformowała, że są to pierwsze, mierzalne grudniowe opady w tym mieście od trzech lat.

Tutaj spadł pierwszy od lat śnieg w grudniu

Tutaj spadł pierwszy od lat śnieg w grudniu

Źródło:
Reuters, NBC New York

Sztuczne światło może powodować wyraźne zmiany w nocnym działaniu ekosystemu raf koralowych. Do takich wniosków doszli badacze z Uniwersytetu Brystolskiego. Jak przekazał jeden z autorów publikacji, sztuczne naświetlanie naraża morskie organizmy na "niespodziewane niebezpieczeństwo".

"Niespodziewane niebezpieczeństwo" w morskich głębinach

"Niespodziewane niebezpieczeństwo" w morskich głębinach

Źródło:
PAP, Uniwersytet Brystolski

Na portugalskiej Maderze wieje silny wiatr. Przez wichury odwołano ponad 30 połączeń lotniczych. Wstrzymano też połączenia morskie z wyspą Porto Santo, wchodzącą w skład tego położonego na Atlantyku archipelagu.

Odwołane loty i rejsy na Maderę   

Odwołane loty i rejsy na Maderę   

Źródło:
PAP, madeira.rtp.pt

Pożar, który wybuchł w australijskim buszu, zmusił setki mieszkańców stanu Wiktoria do ewakuacji. Walka z żywiołem trwać może jeszcze co najmniej kilka dni - poinformowały w niedzielę lokalne władze.

Pożar buszu. Wydano nakaz natychmiastowej ewakuacji

Pożar buszu. Wydano nakaz natychmiastowej ewakuacji

Źródło:
PAP, The Guardian

Pogoda na dziś. W niedzielę 22.12 w miejscach kraju czekają nas opady deszczu, a wiatr w porywach mocno się rozpędzi. Termometry wskażą od 2 do 7 stopni Celsjusza.

Pogoda na dziś - niedziela 22.12. Jesiennie w całym kraju

Pogoda na dziś - niedziela 22.12. Jesiennie w całym kraju

Źródło:
tvnmeteo.pl

Przez pół wieku przepisy chroniły wilki na naszym kontynencie, teraz znów będzie można do nich strzelać. Ale póki co - nie w Polsce. Komisja Europejska uchyliła wprawdzie furtkę do polowań na wilki, ale polski rząd deklaruje, że nie zamierza na razie z niej korzystać. Na ten moment więc wilk pozostaje w naszym kraju zwierzęciem pod ścisłą ochroną.

"Kraje zachodnie deklarowały ścisłą ochronę wilków, teraz chcą je zabijać. Nie powinniśmy im tego ułatwiać"

"Kraje zachodnie deklarowały ścisłą ochronę wilków, teraz chcą je zabijać. Nie powinniśmy im tego ułatwiać"

Źródło:
tvn24.pl

W niedzielę 22 grudnia rozpoczęła się kalendarzowa zima. Astronomiczną powitaliśmy dzień wcześniej - w sobotę. Zimowe niebo będzie pełne ciekawych zjawisk astronomicznych.

Rozpoczęła się kalendarzowa zima

Rozpoczęła się kalendarzowa zima

Aktualizacja:
Źródło:
PAP, tvnmeteo.pl

Pierwszy dzień astronomicznej zimy nie jest w tym roku rekordowo ciepły, ale jak zaznaczyła synoptyczka IMGW Ewa Łapińska, widać tendencję do tego, że temperatura w tym okresie jest coraz wyższa. Po odwilży w tym tygodniu śnieg w górach zdążył już spaść, ale i tak jest go mało. W Zakopanem w sobotę leżały cztery centymetry białego puchu.

Cała Polska na czerwono. "Jest tendencja"

Cała Polska na czerwono. "Jest tendencja"

Źródło:
PAP, IMGW, tvnmeteo.pl

Do pewnej rodziny z amerykańskiego stanu Wirginia zawitał niespodziewany gość. Do domu przez komin wleciała sowa, która usiadła na szczycie choinki. Jej przegonienie nie było łatwe.

Wleciała do domu i usiadła na choince. "Zobaczyłam wielką sowę"

Wleciała do domu i usiadła na choince. "Zobaczyłam wielką sowę"

Źródło:
cbsnews.com, nbcwashington.com

Tysiące osób świętowały w sobotę o świcie przesilenie zimowe, czyli moment rozpoczęcia astronomicznej zimy i zarazem najkrótszy dzień roku na półkuli północnej, na stanowisku archeologicznym Stonehenge w Wielkiej Brytanii.

Najkrótszy dzień roku. Tłumy zebrały się w Stonehenge

Najkrótszy dzień roku. Tłumy zebrały się w Stonehenge

Źródło:
PAP, Reuters, tvnmeteo.pl

W słynącym z charakterystycznych czerwonych skał parku stanowym w amerykańskim stanie Utah część z nich została zabarwiona na niebiesko. Według władz prawdopodobnie ktoś użył armaty prochowej. Żeby wyczyścić skały, trzeba było użyć 90 litrów wody.

"Co wolelibyście zobaczyć?". Incydent w parku narodowym

"Co wolelibyście zobaczyć?". Incydent w parku narodowym

Źródło:
Miami Herald, The Sacramento Bee

Smog spowił w sobotę Nowe Delhi, stolicę Indii. Spowodował, że widzialność była mocno ograniczona. Mieszkańcy skarżyli się na trudności z oddychaniem. Jakość powietrza była znacznie powyżej normy.

"Pieką mnie oczy i ciągle kaszlę, brakuje mi tchu"

"Pieką mnie oczy i ciągle kaszlę, brakuje mi tchu"

Źródło:
Reuters

Tydzień temu w Majottę uderzył potężny cyklon Chido. Sytuacja we francuskim terytorium zamorskim jest trudna - wiele domów nie ma prądu, brakuje wody i jedzenia. - Wieczorami, po zachodzie słońca na ulicach robi się dość niebezpiecznie - powiedziała pani Anna, która wysłała nam swoją relację na Kontakt24. Polka mieszka tam od kilku lat.

"Nie ma prądu, dochodzi do kradzieży, słychać wystrzały z broni gazowej"

"Nie ma prądu, dochodzi do kradzieży, słychać wystrzały z broni gazowej"

Źródło:
BBC, Reuters, Kontakt24

Naukowcy z organizacji Conservation International odkryli w peruwiańskiej Amazonii 27 nieznanych dotąd gatunków zwierząt. Najbardziej dziwacznymi są ryby z głowami przypominającymi "wielki, napuchnięty nos", a także wodno-lądowe myszy.

Ryby z "kluchowatymi głowami", pływające myszy

Ryby z "kluchowatymi głowami", pływające myszy

Źródło:
PAP, CNN

Położna z Majotty opowiedziała historię porodu, do którego doszło w noc po uderzeniu cyklonu Chido w wyspy. Jak wspominała, aby dotrzeć do rodzącej, musiała wspinać się i czołgać przez połamane drzewa. Na zdewastowanym przez żywioł terytorium nie ma wody i prądu, co utrudnia pracę szpitalom położniczym.

Czołgała się pod połamanymi drzewami, by odebrać poród. W szpitalu nie ma wody i prądu

Źródło:
Reuters, BBC

Naukowcy z Koreańskiego Instytutu Nauki i Technologii opracowali pływające drony. Wyposażone są one w "hydrofilowe zęby", dzięki którym mogą wychwytywać unoszący się w wodzie mikroplastik.

Pływające drony z "zębami". Nowy sposób walki z mikroplastikiem

Pływające drony z "zębami". Nowy sposób walki z mikroplastikiem

Źródło:
PAP, onlinelibrary.wiley.com

Silny wiatr szalał w piątek nad Włochami. W Como na północy kraju podmuchy przewróciły stojącą na placu choinkę. Trudna sytuacja panowała także na wybrzeżu Ostii, gdzie wiatr uszkodził kilka konstrukcji w porcie i na plaży.

Wiatr przewracał świąteczne dekoracje i budynki na nabrzeżu

Wiatr przewracał świąteczne dekoracje i budynki na nabrzeżu

Źródło:
ANSA, Fiumicino Online

Z raportu opublikowanego przez brytyjską Agencję Ochrony Środowiska wynika, że 6,3 miliona domów i budynków przedsiębiorstw w Anglii może znaleźć się pod wodą na skutek powodzi. W związku ze zmianami klimatu, które zostały po raz pierwszy uwzględnione w takiej analizie, do 2050 roku liczba ta może wzrosnąć nawet do ośmiu milionów.

Ponad sześć milionów nieruchomości w Anglii zagrożonych powodziami. Alarmujący raport

Ponad sześć milionów nieruchomości w Anglii zagrożonych powodziami. Alarmujący raport

Źródło:
The Guardian, gov.uk, independent.co.uk

Kotik południowy odpoczywał na plaży w Rio de Janeiro. Pojawienie się zwierzęcia o tej porze roku jest rzadkością w tych rejonach Brazylii - zazwyczaj są one częstszymi gośćmi na zimę, nie na początku lata. Obecność ssaka wzbudziła spore zainteresowanie ze strony plażowiczów.

Kotik na kultowej plaży. To rzadki widok o tej porze roku

Kotik na kultowej plaży. To rzadki widok o tej porze roku

Źródło:
G1 Globo, Folha do Leste

Najstarsze na świecie szczątki praprzodka ssaków zostały odnalezione na Majorce. Skamieniałość gorgonopsa, szablozębnego drapieżnika, zachowała się w zaskakująco dobrym stanie. Naukowców zdziwiła jeszcze jedna kwestia - szczątki tych zwierząt znajdowano znacznie dalej od równika.

Na Majorce znaleziono szczątki gorgonopsa

Na Majorce znaleziono szczątki gorgonopsa

Źródło:
CNN, ICP

Gdy my szykujemy się do zimy, na półkuli południowej zaczyna się lato. Mieszkańcy Chile mierzą się już z falą upałów. Temperatura znacząco przekracza 30 stopni Celsjusza.

34 stopnie w cieniu. Wydano pierwsze ostrzeżenie

34 stopnie w cieniu. Wydano pierwsze ostrzeżenie

Źródło:
Reuters, tvnmeteo.pl

Naukowcy z Królewskich Ogrodów Botanicznych w Kew w Wielkiej Brytanii opisali w tym roku łącznie 172 nowych gatunków roślin i grzybów i wybrali z nich 10 najciekawszych. Części nowo odkrytych gatunków już nadano status zagrożonych. Jak podkreślają badacze, "trzeba się ścigać z czasem, aby zdążyć je wszystkie odnaleźć".

"Palma widmo", grzyby zębowe, liany o zapachu marcepanu. Oto nowe gatunki opisane w tym roku

"Palma widmo", grzyby zębowe, liany o zapachu marcepanu. Oto nowe gatunki opisane w tym roku

Źródło:
PAP, kew.org