Czteroletni niedźwiedź brunatny, nazwany oficjalnie M49, 27 lipca sforsował ogrodzenie elektryczne i uciekł z liczącego dziewięć tysięcy metrów kwadratowych wybiegu. Od tamtej pory zwierzę było nieuchwytne, aż do poniedziałku. Wtedy władze prowincji Trydent wydały oświadczenie, że w okolicach miejscowości Lagorai we wschodnich Alpach, za pomocą specjalnej pułapki w postaci tuby, uciekiniera złapano. Zwierzak przebywał na wolności 42 dni.
Papillon, nazwany tak na cześć tytułowego bohatera autobiograficznej książki francuskiego pisarza i Henriego Charriere'a, znany jest ze swoich ucieczek. Po złapaniu go wcześniej w 2019 roku, zwierzak uwolnił się w lipcu ubiegłego roku, spędzając na wolności dziewięć miesięcy. Mimo intensywnych działań tamtejszych leśników i organów rządowych był nieuchwytny.
Instynkt ciągnie go do lasu
Niedźwiedzia złapano dopiero w kwietniu tego roku. Zaledwie kilka godzin później uciekł ponownie z ogrodzonego terenu, który współdzielił z samicą. Po kolejnym schwytaniu został poddany kastracji, co miało go trochę "uspokoić", ale to najwyraźniej nie zadziałało.
- Problem w tym, że niedźwiedź jest zbyt dziki i ma silny instynkt, by wrócić do lasu - tłumaczył w lipcu w rozmowie z CNN rzecznik lokalnych władz.
Papillon zdążył już sobie zaskarbić grono sympatyków. Jednym z nich jest włoski minister środowiska Sergio Costa, który wielokrotnie zwracał uwagę, by przy próbie schwytania zwierzęcia nie zabijać go. Po ucieczce w lipcu Costa zwrócił na Facebooku uwagę na to, że niedźwiedź nikogo nie skrzywdził, a wyrządził jedynie szkody majątkowe, które można zrekompensować.
"Każde zwierzę musi być wolne, by żyć zgodnie z jego naturą. Papillon musi żyć!" - napisał Costa.
Niedźwiedzie brunatne (Ursus arctos) zostały przyprowadzone do Trydentu w 1999 roku w ramach projektu Life Ursus, co miało ochronić te zwierzęta w Alpach. Dzięki tej inicjatywie na terenie prowincji żyje 100 niedźwiedzi.
Autor: dd/map / Źródło: CNN
Źródło zdjęcia głównego: Ufficio Stampa della Provincia autonoma di Trento