Choć zachwycają, to - jak alarmują Jerzy Rafalski z Planetarium w Toruniu i Karol Wójcicki, popularyzator astronomii - satelity Starlink stanowią zagrożenie dla obserwacji astronomicznych.
Należąca do Elona Muska firma SpaceX chce umieścić na niskiej orbicie Ziemi kilkanaście tysięcy niewielkich satelitów. Mają one zapewniać dostęp do internetu w ramach sieci Starlink. Komercyjna usługa ma być dla spółki kluczowa, ponieważ pozyskane środki docelowo zostaną przeznaczone na potrzeby innych projektów, m.in. rakiety marsjańskiej Starship. W środę 22 kwietnia rakieta Falcon 9 wyniosła na orbitę 60 satelitów, których przeloty można oglądać również nad Polską.
Dlaczego budzą niepokój
Środowisko astronomów spogląda na nowy projekt Elona Muska z zaniepokojeniem, gdyż satelity są bardzo jasne i można dostrzec je nawet gołym okiem. W niektórych przypadkach ich jasność bywa zbliżona nawet do jasności Wenus.
- Owszem, dla astronomów-amatorów, czyli osób, które lubią popatrzeć na niebo, przeloty tak jasnych obiektów są interesujące, bo przecież wówczas niebo "żyje" i można dokonywać nietypowych obserwacji. Starlinki są pod tym względem spektakularne. Sam ostatnio zaobserwowałem je z balkonu mieszkania w centrum miasta. To naprawdę piękny widok - mówi astronom doktor Jerzy Rafalski z Planetarium w Toruniu, dodając, że jest też druga strona medalu.
Jak zaznacza, mniej zachwyceni są astronomowie, którzy badają i analizują gwiazdy.
- Bywa, że stosują bardzo czułą na światło aparaturę fotometryczną, której zadaniem jest wychwytywanie światła bardzo słabo widocznych gwiazd. Starlinki mogą nie tylko zaburzyć pomiary, ale nawet uszkodzić aparaturę badawczą - podkreśla Rafalski. Zaburzone mogą być też pomiary spektroskopowe, czyli polegające na pomiarach widma gwiazd. Popularyzator astronomii i autor bloga "Z głową w gwiazdach" Karol Wójcicki dodaje, że Starlinki utrudniają badania szerokopolowe (polegające na obserwacji szerszego zakresu nieba), których celem jest między innymi wychwycenie zagrażających Ziemi planetoid. Już na tym etapie tworzenia sztucznej konstelacji naukowcy zauważają problem. Na razie wyniesiono w przestrzeń kosmiczną kilkaset orbiterów z planowanych w sumie około 12 tysięcy.
Będziemy oglądać je jeszcze przez chwilę
Satelity Muska, jak podkreśla Wójcicki, są teraz bardzo dobrze widoczne z kilku powodów. Po pierwsze tuż po ich uwolnieniu na orbicie znajdują się w stosunkowo bliskiej odległości od siebie. W ostatnich dniach można było zaobserwować zjawisko, które niektórzy określają mianem "kosmicznego pociągu". Satelity wyglądające jak gwiazdy w dużych grupach mknęły jedna za drugą po tej samej orbicie. Wójcicki wyjaśnia, że za kilkanaście tygodni rozdzielą się i będą widoczne tylko czasem jako pojedyncze ruchome punkty na nocnym nieboskłonie.
- Nie będą więc już to aż tak spektakularne przeloty, jak do tej pory - dodaje. Wójcicki mówi, że tak duża jasność satelitów Muska m.in. nad terenem Polski jest dla obserwatorów do pewnego stopnia zaskakująca. Choć satelity mają blask porównywalny z jasnymi gwiazdami, to na 1-2 sekundy potrafią rozbłysnąć do jasności Księżyca w kwadrze. To piękny, choć niepożądany efekt. - Powierzchnia Starlinków jest płaska, przez co satelity generują zajączki, takie jak lusterko. Taka konstrukcja satelitów wynika z rachunku ekonomicznego. Kilkadziesiąt satelitów jest ciasno pakowanych pod owiewką rakiety - podkreśla. A może wystarczyłoby pomalować satelity na czarno, żeby nie odbijało się od nich Słońce?
- Wtedy silnie nagrzewałyby się od promieniowania słonecznego. Muszą być pokryte foliami odbijającymi promieniowanie cieplne - zaznacza Rafalski.
Problem znany od lat
Problem różnego rodzaju zakłóceń w obserwacjach astronomicznych prowadzonych z powierzchni Ziemi dostrzeżono już wiele lat temu. Dlatego coraz więcej projektów obserwacyjnych przenosi się tam, gdzie warunki do ich prowadzenia są najlepsze, czyli w przestrzeń kosmiczną. Trzydziestolecie obchodzi właśnie Kosmiczny Teleskop Hubble’a, ale na orbicie jest coraz więcej podobnych instrumentów - wskazuje Rafalski. W ocenie astronoma konsekwencją wysłania tysięcy Starlinków będzie zawężenie okna dla badań astronomicznych. Znane są co prawda orbity, po których krążą satelity i czas ich przelotu, ale gdy będzie ich kilkanaście tysięcy, badania będą musiały być przygotowywane tak, by nie były w konflikcie z przelotem satelity. A to nie jedyny problem dla obserwacji z Ziemi - dochodzą do tego również m.in. warunki pogodowe. Wójcicki wyraża nadzieję, że kolejne satelity z rodziny Starlink będą tworzone w taki sposób, aby jak najmniej odbijały promienie słoneczne, a te starego typu deorbitowane i usuwane (i w konsekwencji zamiast być śmieciami kosmicznymi, spalą się w atmosferze).
- Presja ze strony naukowców jest duża - podsumował.
Autor: map / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock