W gigantycznych pożarach, które od czwartku trafią Kalifornię, zginęło co najmniej 50 osób - podały lokalne władze. Swoje domy musiało opuścić ponad 300 tysięcy mieszkańców stanu.
W środę wczesnym popołudniem czasu polskiego poinformowano, że liczba ofiar pożarów w Kalifornii wzrosła do 50 osób. Ostatnie doniesienia przekazał szeryf hrabstwa Butte Kory Honea.
Przez cały wtorek zespoły kryminalistyczne z psami tropiącymi patrolowały spalone tereny u podnóża Sierry, około 280 kilometrów od San Francisco. Do pomocy w poszukiwaniach wysłano też stu żołnierzy Gwardii Narodowej.
- Prosiłem Boga, żeby mi się udało uciec przed burzą ognia - mówił Krystian Orliński, Polak mieszkający w Kalifornii.
W całej Kalifornii ewakuowano ponad 300 tysięcy osób.
Szukają dalej
We wtorek walka z pożarem Camp toczyła się głównie w stromych, gęsto zalesionych, przepełnionych wysuszonym chrustem kanionach.
- Wszystko jest tak suche, że jeśli pojawi się jakikolwiek wiatr, ogień znów wybuchnie - stwierdził kapitan Bill Murphy, rzecznik ds. nagłych wypadków.
Chociaż perspektywy na stłumienie ognia są bardziej optymistyczne, władze zintensyfikowały poszukiwania ofiar w zgliszczach domków w Paradise.
Ciała znajdowano też w spalonych wrakach pojazdów.
- Ogień był tak szybki, że nie mogliśmy go wyprzedzić - mówił szeryf Honea. Dodał również, że niektóre szczątki są tak spalone, że nie można rozpoznać ofiar i nawet identyfikacja odcisków palców niewiele daje.
Poszukiwawcze dokładnie przeczesują spalone Paradise. - Szukajcie czaszek, wielkich kości - zalecił pracownik służby sądowej zespołom ratowniczym.
Bilans może wzrosnąć
Honea podaje, że 228 osób uznaje się za zaginione, jednak pozostaje niejasne, jak wiele z nich zginęło, a z iloma stracono kontakt podczas chaotycznych ewakuacji.
Niebawem zostanie stworzona nowa lista osób zaginionych.
"Wymazane z mapy"
Pożar Camp w północnej Kalifornii spalił ponad 52 tysiące hektarów. Zniszczonych zostało ponad 8,8 tys. budynków. Ponad 50 tys. mieszkańców musiało się ewakuować. Służby podają, że miasto Paradise zostało praktycznie "wymazane z mapy" już kilka godzin po wybuchu pożaru.
Na południu Kalifornii pożar Woolsey zniszczył około 40 tys. hektarów, 400 budynków, wiele linii energetycznych i wodnych, kanałów ściekowych, dróg, sygnalizacji i "innych rzeczy, które sprawiają, że miasto jest miastem".
Chociaż tysiące osób ewakuowanych wróciło już do domów, zagrożenie, jakie niesie żywioł, jest jeszcze niezażegnane - twierdzą miejscowe władze. Zaznaczają jednak, że strażacy zdołają zrobić więcej, gdy zelżeje Santa Ana (silny wiatr północno-wschodni w południowej Kalifornii), co zdaniem meteorologów nastąpi w środę i w czwartek.
Trwa ustalanie przyczyny pożarów
Zaczęto badanie przyczyn obu pożarów. Dwa przedsiębiorstwa energetyczne, Southern California Edison i Pacific Gas & Electric, zgłosiły organom regulacyjnym problemy z liniami przesyłowymi lub podstacjami w rejonach, w których potem pojawiły się pożary.
Tegoroczne pożary w Kalifornii pochłonęły więcej ofiar niż jakiekolwiek wcześniej. Dotychczas za najbardziej tragiczny uważano pożar z 1933 roku, gdy w okolicach Los Angeles zginęło 29 osób.
Autor: kw/rp,ao / Źródło: Reuters