W środę przewodniczący związków zawodowych rolników Sławomir Izdebski apelował, by zmniejszyć populację wilków i dzików w Polsce. Do pomysłu odniósł się między innymi Rafał Kowalczyk z Polskiej Akademii Nauk, zaznaczając, że "ewentualna dyskusja na temat zarządzania populacjami obu gatunków powinna się odbywać z wykorzystaniem ewidencji naukowej i wiedzy eksperckiej".
W środę przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych Rolników i Organizacji Rolniczych (OPZZ RIOR) Sławomir Izdebski mówił, że wilków i łosi w Polsce jest za dużo. Wystosował apel do premiera Mateusza Morawieckiego o natychmiastowe wprowadzenie przepisów, które mogłyby ograniczyć populację tych gatunków zwierząt. Zaznaczył, że populacja wilków liczy już ponad trzy tysiące osobników podczas, gdy - jak mówił - według ekspertów powinna być w naszym kraju na poziomie 500. Podobnie jest w łosiami. Według szacunków cytowanych przez Izdebskiego jest ich około 30 tysięcy, a powinno być nie więcej niż 9-10 tysięcy.
Liczebność wilków i łosi
Zdaniem związkowca zbyt duża populacja wilków sprawia, że zwierzęta te coraz częściej atakują zwierzynę leśną i zwierzęta gospodarskie (na przykład owce) czy psy. Ocenił, że straty z tego tytułu mogą wynosić ok. 60 milionów złotych rocznie. Jeśli chodzi o łosie dodał, że coraz częściej zdarzają się wypadki komunikacyjne z ich udziałem, a ponadto zwierzęta te, obgryzając drzewa, niszczą lasy.
Według Rafała Kowalczyka, dyrektora Instytutu Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk w Białowieży, populacje obu tych gatunków w Polsce są mniej liczne. Łosi jest ok. 20 tysięcy, natomiast liczebność wilków nie przekracza 1,2 tysiąca osobników.
- Jeśli chodzi o łosie, to inwentaryzacje z ostatnich lat wskazywały, że może ich być w Polsce ponad 20 tysięcy. Szacunki te są jednak oparte na tak zwanych pędzeniach próbnych, niedostosowanych do takiego gatunku jak łoś, czyli występującego skupiskowo w niskich zagęszczeniach. Na pewno w ostatnich kilkunastu latach, kiedy obowiązuje moratorium na odstrzał łosia, nastąpił wzrost jego populacji - powiedział Kowalczyk.
Z kolei populacja wilków, niemal kompletnie wytępiona w Polsce w XX wieku, po objęciu tego gatunku prawną ochroną w 1998 roku, odrodziła się i wilki powracają na wcześniej zasiedlane obszary.
- Obecnie nie ma wiarygodnych informacji na temat ich liczebności. Są tylko dane Głównego Urzędu Statystycznego podawane w rocznikach statystycznych. Główny Inspektorat Ochrony Środowiska, czyli agenda Ministerstwa Środowiska odpowiedzialna za monitoring przyrodniczy, zlecił ocenę liczebności wilka w Polsce prywatnej firmie, która wygrała przetarg. Czekamy na oficjalne wyniki tych liczeń - podkreślił Robert Mysłajek z Uniwersytetu Warszawskiego i Stowarzyszenia dla Natury Wilk.
Modele naukowe opracowane w IBS PAN wskazują, że środowisko Polski może "pomieścić" 1400-1500 wilków. - Nie sądzę, że taka liczebność została przekroczona. W przypadku wilków nie dochodzi do nadmiernego wzrostu populacji, gdyż watahy zajmują odrębne terytoria. Dalsze rozprzestrzenianie wilka odbywa się przez rekolonizację obszaru Polski i stopniowe rozprzestrzenianie się w kierunku zachodnim do Niemiec, Danii, Holandii i kolejnych miejsc, gdzie znajdą odpowiednie warunki siedliskowe, głównie lasy. Informacje, że wilków w Polsce może być trzy tysiące, są ponad dwukrotnie zawyżone - podkreślił Kowalczyk.
Straty w rolnictwie
Wilki i łosie traktowane są przez rolników czy leśników jako szkodniki. Co jakiś czas wracają postulaty dotyczące możliwości ich odstrzału.
- Nie można mówić, że nie ma szkód związanych z obydwoma tymi gatunkami. Jednak poziom konfliktu nie jest drastyczny. Istnieją też rozwiązania, które pozwalają łagodzić konflikty. Mechanizmy te dobrze funkcjonują - podkreślił Kowalczyk.
Za straty spowodowane przez wilki wypłacane są odszkodowania. - Nie przekraczają one jednak pięciu procent wszystkich odszkodowań wypłacanych za gatunki chronione (większość tych odszkodowań dotyczy bobrów). Według danych z lat 2014-2015 rekompensaty te wynosiły 700-800 tysięcy złotych w skali kraju. Obecnie może to być nieco więcej - poinformował Kowalczyk.
Zgodnie z prawem w określonych przypadkach (kiedy szkody są dotkliwe) możliwy jest też odstrzał wilków i takie zezwolenia w uzasadnionych przypadkach są wydawane.
Mysłajek przypomniał z kolei, że Komisja Europejska wyszła naprzeciw oczekiwaniom rolników i wprowadziła możliwość stuprocentowej rekompensaty nakładów na ochronę stad przed drapieżnikami ze środków UE. Jednocześnie Komisarze ds. Środowiska oraz Rolnictwa napisali w specjalnym liście do krajów członkowskich, że odstrzały mogą być stosowane tylko w wyjątkowych przypadkach, a priorytetem jest odpowiednie zabezpieczanie stad.
Z kolei łoś jest gatunkiem łownym, na którego odstrzał obowiązuje obecnie moratorium (jego celem jest odbudowa populacji po nadmiernej redukcji łowieckiej w latach 90.). Kowalczyk przypomniał, że o odszkodowania za zniszczone przez łosia uprawy czy lasy prywatne rolnicy ubiegają się w sądach. O ile odszkodowania zostaną zasądzone, wypłaca je wojewoda. Według prof. Kowalczyka mechanizm ten można jednak uprościć, formułując jasne przepisy (podobne jak w przypadku gatunków chronionych), które ułatwią uzyskiwanie odszkodowań. - Nie możemy zapominać, że dzikie zwierzęta są częścią ekosystemów przyrodniczych i musimy brać pod uwagę ich potrzeby żywieniowe - zwrócił uwagę.
Rola w środowisku przyrodniczym
- Jako naukowcy wypowiadaliśmy się, że odstrzał może być narzędziem w zarządzaniu populacjami łosia, lecz musi to być decyzja bardzo przemyślana, oparta na wiedzy naukowej. Lokalnie, gdzie zagęszczenia są wysokie, a szkody dotkliwe, taki odstrzał mógłby być uzasadniony, żeby ograniczyć skalę konfliktu albo spowodować zmianę zachowania łosi. Nie możemy jednak otworzyć polowań na dużej części kraju bez specjalnej kontroli, gdyż w niektórych obszarach zagęszczenia łosi są niskie i grozi to ponownym załamaniem populacji - ostrzegł Kowalczyk. Jak dodał, wypadki na drogach z udziałem łosi zdarzają się częściej w obszarach, gdzie zwierząt tych jest mało, a ludzie nie są przygotowanie na ich spotkanie na drodze. Tam, gdzie łosi jest dużo, kolizji jest mniej w stosunku do liczby łosi, gdyż wprowadza się tam różne mechanizmy zabezpieczające przed kolizjami: odlesienie poboczy, znaki ostrzegawcze, ograniczenia prędkości.
Kowalczyk przypomniał, że temat odstrzału łosia czy wilków co jakiś czas powraca. - Kampania dotycząca tych gatunków przedstawia je w negatywnym świetle i ma uzasadnić otwarcie odstrzału na łosie i wprowadzenie odstrzału wilka. Jednak z tego, co mi wiadomo, Ministerstwo Środowiska nie prowadzi prac nad przywróceniem odstrzału łosi czy odstrzałem wilków. Mam nadzieję, że resort środowiska bardzo racjonalnie podchodzi do tego tematu - podkreślił.
Jak dodał, w Polsce jest wielu dobrych specjalistów badających te zwierzęta i ewentualna dyskusja na temat zarządzania populacjami obu gatunków powinna się odbywać z wykorzystaniem ewidencji naukowej i wiedzy eksperckiej. Zaznaczył, że w środowisku naukowym pojawiają się głosy za odstrzałem. Naukowcy zaznaczają, że jeśli chodzi o wilki, trzeba pamiętać o ich ważnej roli w ekosystemach.
- Wilk spełnia pozytywną rolę w środowisku. W całej Europie wzrasta liczba ssaków kopytnych. Ograniczając populację gatunków, które również mogą wyrządzać znaczne szkody, wilk jest więc sprzymierzeńcem rolników. Nie tylko zabija zwierzęta kopytne, ale też wpływa na ich zachowanie przez samą swoją obecność, tworząc tak zwany krajobraz strachu. W obszarach, gdzie obecne są wilki, zwierzęta kopytne więcej czasu poświęcają na czujność, mniej żerują, a las lepiej się odnawia - podkreślił Kowalczyk.
Autor: dd,anw/map / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock