Lawina nie wie, że jesteś ekspertem. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś wyszedł ze schroniska i ryzykował życie - mówiła właścicielka schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. W tym roku obiekt był odcięty od świata przez kilka dni, a część turystów ewakuowano śmigłowcem.
Na brak śniegu w Tatrach nie można narzekać. Na Kasprowym Wierchu od wielu dni grubość pokrywy śnieżnej przekracza dwa metry - w czwartek o godzinie 6 rano odnotowano 232 centymetry. Nad Morskim Okiem leży 148 cm, a na Hali Gąsienicowej 141 cm.
Na początku roku Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe po raz pierwszy w sezonie zimowym wydało czwarty stopień zagrożenia lawinowego. Warunki się na chwilę poprawiły, jednak we wtorek ponownie ogłoszono lawinową czwórkę.
Czwórka lawinowa dotyczy też schronisk
W takiej sytuacji zaleca się pozostanie w domach i niewychodzenie nawet w doliny. Z uwagi na wysokie zagrożenie lawinowe również schronisko w Dolinie Pięciu Stawów Polskich przez kilka dni było odcięte od świata.
Właścicielka schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polski, Marychna Krzeptowska, nie mogła wrócić do schroniska przez dziesięć dni. W rozmowie z reporterem TVN24 Robertem Jałochą wyznała, że tęskniła za tym miejscem.
- Szczególnie dlatego, że nie było powrotu. Inaczej jest, gdy można w każdej chwili dojść. Wtedy nie tęskni się aż tak, jak w sytuacji, kiedy droga jest zamknięta - mówiła.
Pierwsi turyści, po poprawieniu się sytuacji lawinowej, kiedy zagrożenie spadło do trzeciego stopnia, pojawili się w Pięciu Stawach w weekend. - Ale to są prawdziwi kozacy, świetnie wyposażeni, dobrze przygotowani, mają super kondycję - podkreśliła Krzeptowska.
Czwórka - ze schroniska nie wyjdziesz
W tym roku schronisko zostało odcięte od świata na kilka dni. Turyści zostali ewakuowani śmigłowcem, co nigdy wcześniej się nie zdarzyło.
- Trudne warunki bywają, teraz jednak była wyjątkowa sytuacja dlatego, że było u nas wiele ludzi i warunki nas zaskoczyły. Jednego dnia bardzo szybko się wszystko zmieniło - podkreśliła właścicielka schroniska. Dodała, że czwarty stopień lawinowy i odcięcie schroniska od świata zdarzają się praktycznie co roku.
Jej zdaniem czwórka lawinowa jest jednoznaczna z tym, że ze schroniska się nie wychodzi. - Lawina nie wie, że jesteś ekspertem - zaznaczyła. - Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś wyszedł ze schroniska w takich warunkach i ryzykował życie - podkreśliła. Dodała również, że turyści nie powinni wybierać się zimą w góry, jeśli nie mają dobrej kondycji, a już szczególnie bez przygotowania lawinowego.
Zapasy jedzenia na kilka tygodni
Właścicielka podkreśla, że schronisko jest przygotowane na taką sytuację i dysponuje zapasami żywności nawet na kilka miesięcy.
- Zawsze jesteśmy przygotowani. Już jesienią wwozimy zapasy na zimę takie, że w razie trudnej sytuacji, która się wydarzyła, mamy wystarczającą ilość jedzenia i wszystkich rzeczy, jakie są w schronisku potrzebne, żeby przez kilka dni jak jest dużo osób albo nawet tygodni, wystarczyło - mówiła. Dodała, że w razie gdyby w schronisku nie było turystów, sama obsługa miałaby zapewnioną żywność nawet do wiosny.
- To nie będzie oczywiście zbyt urozmaicone jedzenie, ale mamy mąkę, mamy cukier, grule, mamy mleko, mamy pełno rzeczy - wymieniła Krzeptowska.
Trudne chwile także poza zimą
Trudne chwile zdarzają się jednak także w innych porach roku. Latem po intensywnych opadach deszczu tatrzańskie potoki wezbrały na tyle, że pędząca nimi woda doprowadziła do zerwania mostka na szlaku prowadzącym do schroniska Doliną Roztoki.
Krzeptowska podkreśliła, że schronisko jest przygotowane na sytuacje awaryjne nie tylko pod względem jedzenia. W schronisku "wszystko mają podwójnie". W razie braku dostawy prądu schronisko dysponuje agregatem prądotwórczym. Jest również kuchenka gazowa, która może zastępować elektryczną.
Zobacz, w których schroniskach utknęli turyści:
Autor: ao/aw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24