Płoną torfowiska w Biebrzańskim Parku Narodowym. W czwartek w akcję gaśniczą zaangażowanych było ponad 400 strażaków. Według służb do tej pory spłonął obszar o powierzchni około sześciu tysięcy hektarów. Na noc część działań została przerwana.
Czwartek był kolejnym dniem walki z pożarami w Biebrzańskim Parku Narodowym. Choć sytuacja z daleka wydaje się opanowana, to jednak torfowiska nadal płoną.
Jak poinformowała w wieczornym komunikacie Komenda Wojewódzka Państwowej Straży Pożarnej w Białymstoku, ugaszono pożar w okolicach miejscowości Kopytkowo.
Do godzin wieczornych strażacy prowadzili działania w rejonie miejscowości Grzędy i Wroceń, również z kierunków od strony kanału Woźnawiejskiego oraz miejscowości Kuligi. Na noc wycofano część sił z rejonów, gdzie dostęp jest trudny. Strażacy będą próbowali gasić pożar tam, gdzie jest możliwy dojazd oraz całonocny nadzór nad rejonami najbardziej zagrożonymi.
Do tej pory spłonął obszar o łącznej powierzchni sześciu tysięcy hektarów.
Ponad 400 strażaków
W dzień zaangażowanych w bezpośrednie działania gaśnicze było prawie 500 ratowników, w tym ponad 380 strażaków Państwowej Straży Pożarnej, około 50 strażaków z lokalnych jednostek OSP i 50 żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej. Poza strażakami PSP z jednostek województwa podlaskiego działali także strażacy z Poznania i Krakowa oraz kompanii gaśniczej z województwa warmińsko-mazurskiego, a także z woj. pomorskiego.
W czwartek rano strażacy mają podjąć decyzję co do dalszych działań. Akcja jest jednak utrudniona.
- Nie jest to pożar, który jest w jednym miejscu. Tylko jest kilka, może kilkanaście ognisk pożaru - podkreślił. Dodał, że ludzie często wyobrażają sobie, że pożar trawy jest niski, do kolan. - Natomiast trzcinowiska mogą osiągać wysokość nawet trzech metrów, a rozprzestrzenianie się takiego pożaru to czasami prędkość 20-30 kilometrów na godzinę. Nawet najszybszy biegacz nie jest w stanie uciec z takiego miejsca. Dlatego strażacy muszą ze szczególną ostrożnością i wzajemną asekuracją prowadzić te działania gaśnicze - mówił na antenie TVN24 st. kpt. Krzysztof Batorski, rzecznik komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej.
Obraz zniszczeń
Na miejscu widać też potężne wsparcie mieszkańców. - Także wsparcie pracowników parku, bo jest to dbałość, troska o prawdziwy skarb. Pamiętajmy, że Biebrzański Park Narodowy to najrozleglejszy park w naszym kraju - mówił rzecznik. - Ci ludzie przynoszą żywność, podają napoje i wspierają strażaków jak tylko mogą. Niestety strażacy spotykają się z przykrym obrazem, ale tu już nie ludzi, tylko obrazem zniszczeń - dodał.
Jak relacjonował Batorski, strażacy napotykali zwęglone szczątki młodych łosi, saren. - Były obrazy, kiedy ptak bronił swojego gniazda, swoich miejsc lęgowych i swoim ciałem próbował zasłonić je przed płomieniami i ginął na oczach strażaków - opowiadał.
- Są to dramatyczne i bardzo przykre obrazy. Widzimy, że ginie przyroda. Natomiast powiedzmy sobie szczerze - takie pożary nie powstają samoistnie. Większość pożarów traw i lasów, ponad 95 procent to jest aktywność człowieka, a także bardzo często celowe podpalenie - podkreślił.
Pomoc strażaków
Na pomoc BPN ruszyli strażacy z różnych regionów kraju. W środę wsparcie dotarło z Krakowa i Poznania, do nich dołączyli także żołnierze z Wojska Obrony Terytorialnej, a także przyleciały śmigłowce ratunkowe między innymi z Katowic. Z ogniem walczyli też pracownicy Biebrzańskiego Parku Narodowego i Lasów Państwowych. Do zrzutów wody i obserwacji używane były samoloty i śmigłowce m.in. LP i policji.
W czwartek dołączą do nich zastępy z Nowego Dworu Gdańskiego. Sytuację ma pomóc opanować kompania gaśnicza "Heweliusz", składająca się z 70 strażaków i 20 samochodów. Do akcji włączyły się też dwa śmigłowce Straży Granicznej PZL-Kania oraz samolot PZL-104 Wilga.
Na teren, gdzie występują płomienie bardzo trudno dotrzeć. Dlatego strażacy nie wjeżdżają swoim ciężkim sprzętem, a docierają na quadach albo pieszo.
- Samochody gaśnicze nie są w stanie dojechać w takim terenie. Pamiętajmy, że są to bagna, trzcinowiska, rozległe tereny przede wszystkim. Mamy też torfowiska po drodze, dlatego strażacy czasami pokonują trzy-cztery kilometry pieszo i z podręcznym sprzętem gaśniczym docierają tam, gdzie płonie park. Starają się fizyczną pracą, tłumiąc płomienie, zgasić go jeszcze w zarodku, tam, gdzie nie jest bardzo duży - podkreślał st. kpt. Krzysztof Batorski.
Według ocen służb parkowych i strażaków, niemal pewne jest, iż pożar powstał wskutek wypalania traw. Co prawda w poniedziałek nad ranem wyglądał na ugaszony, ale wskutek podmuchów wiatru ogień wzniecił się na nowo i przez kolejne dni objął kilka tysięcy hektarów powierzchni.
Ile jeszcze akcja jego gaszenia może potrwać, na razie nie wiadomo. Według rzecznika Podlaskiej Straży Pożarnej, torfowiska mogą się palić miesiącami. Jak zgodnie twierdzą i władze parku, i walczące z ogniem służby w gaszeniu ognia najbardziej pomógłby deszcz, którego na razie nie widać w prognozach.
Potrzeba deszczu
O potrzebie deszczu mówił również st. kpt. Krzysztof Batorski, rzecznik komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej. - Generalnie w całym kraju mamy deficyt wody i widzimy, jaka jest też pogoda, że wzrasta temperatura powietrza - tłumaczył.
- Leśnicy każdej doby o godzinie 9 i 13 wykonują pomiary temperatury i wilgotności ściółki. Są miejsca, gdzie ta ściółka jest wyschnięta poniżej 10 procent, czyli to są wióry. Wystarczy niewielki impuls energetyczny, w postaci iskry rozgrzanego przedmiotu i to wszystko zaczyna się palić. My pragniemy deszczu, jak wszyscy, ale strażacy szczególnie, bo ten deszcz bardzo dużo pomógłby w Biebrzańskim Parku Narodowym i z pewnością udałoby się szybciej ugasić ten pożar - podkreślił Batorski.
Największy pożar w historii
Wiosenne pożary suchych traw i trzcinowisk są nad Biebrzą co roku, ale trwający obecnie jest największym w historii działalności tego parku. W dużej części ma miejsce na obszarach torfowych i tam ogień może bardzo długo tlić się pod powierzchnią gruntu i wzniecać się wskutek porywów wiatrów. W minionych latach jedynym ratunkiem dla tego typu pożarów były obfite opady deszczu.
Biebrzański PN jest największym polskim parkiem narodowym, zajmuje powierzchnię ok. 59 tys. ha. Chroni cenne przyrodniczo obszary bagienne. Jest ostoją wielu rzadkich gatunków, zwłaszcza ptaków wodno-błotnych i łosia.
Autor: kw,ps,dd/aw / Źródło: PAP, TVN24