W oszacowaniu tego, jak długo w Polsce będzie trwać epidemia COVID-19, pomagają modele epidemiologiczne. Jak mówił na antenie TVN24 matematyk profesor Tomasz Lipniacki, zanim liczba osób zakażonych koronawirusem SARS-CoV-2 spadnie tygodniowo do pojedynczych osób, które da się wyizolować, będziemy musieli czekać trzy miesiące.
W procesie przewidywania tego, jak długa może być epidemia COVID-19 w Polsce, pomagają modele epidemiologiczne. Jak mówił w sobotę na antenie TVN24 w programie "Wstajesz i weekend" profesor Tomasz Lipniacki, matematyk, fizyk i szef Pracowni Modelowania w Biologii i Medycynie przy Polskiej Akademii Nauk, takie modele znane są naukowcom od ponad stulecia.
- Ludzie stosunkowo dobrze rozumieją, jak wygląda przebieg epidemii, ale w szczególności (...) kiedy nic nie robimy - mówił profesor Lipniacki. Jak dodał, kiedy rządy i poszczególni ludzie zaczynają bronić się przed transmisją wirusa, przewidywanie robi się dużo bardziej skomplikowane.
Kiedy łatwo przewidzieć, a kiedy trudniej
- Jeżeli my wiemy, co zrobią rządy danych krajów i wiemy, jak ich obywatele zastosują się do poleceń wydanych przez władze, wtedy sytuacja jest stosunkowo prosta do przewidzenia - dodał. Trudniej jest wtedy, kiedy przez rządy poszczególnych państw podejmowane są działania, których nie da się przewidzieć, a jeszcze trudniej jest dokonywać przewidywań, kiedy każdy z krajów podejmuje inne. - Rozwój tej epidemii w poszczególnych krajach jest różny - uzupełnił profesor.
Lipniacki przygotował pewną grafikę, aby pokazać, skąd naukowcy biorą swoje przewidywania.
- Możemy przyjąć, że człowiek jest zdrowy i podatny na zakażenie. Zostaje zakażony przez osobę, a potem znajduje się pod kontrolą. To znaczy, że został już zidentyfikowany jako chory i prawdopodobnie już nikogo nie zarazi, chociaż w szpitalu też może to zrobić. Przyjmijmy jednak, że skoro jest pod kontrolą, to już nikogo nie zakaża - tłumaczył Lipniacki.
Przypomniał, że czas inkubacji wirusa wynosi około pięciu dni, czyli od zakażenia do chwili, kiedy dana osoba ma objawy i może zakażać inne osoby, mija pięć dni.
- Jeżeli teraz ten okres zakażania wynosi około czterech dni, to można przyjąć, że przykładowo średnio od zakażenia mnie do czasu, aż ja zakażę kogoś, upływa około tygodnia. Jeżeli jedna osoba zakaża średnio pięć osób, w ciągu tych pięciu dni zakażania, to będziemy mieli pięciokrotny wzrost - mówił Lipniacki. Jeśli w tym okresie jedna osoba zakazi średnio dwie osoby, będziemy mieli dwukrotny wzrost.
Jak może wyglądać przebieg epidemii w Polsce?
W Polsce w niedzielę przed południem potwierdzono ponad 6,3 tysiąca osób zakażonych koronawirusem SARS-CoV-2, a 208 osób zmarło z powodu choroby COVID-19.
- Przez ostatnie tygodnie w Polsce mieliśmy coś blisko dwukrotnego wzrostu. Jeżeli jedna osoba zakaża tylko jedną osobę, to wtedy mamy stabilizację i liczba nowych osób tak jakby się stabilizuje. To, co teraz obserwujemy w Polsce, wygląda na coś pomiędzy dwukrotnym wzrostem a stabilizacją. Jeżeli chcemy, aby epidemia nam wygasała, jedna osoba musi zarażać średnio mniej niż jedną osobę - tłumaczył Lipniacki. Uzupełnił, że jeśli osoba będzie zarażać statystycznie średnio pół osoby, to będziemy mieli średnio dwukrotny spadek potwierdzonych przypadków co tydzień.
Co dalej?
Dużo ludzi zadaje sobie pytanie, kiedy będziemy mieli szczyt epidemii w Polsce.
- To jest ważne pytanie, ale nie jest ono najważniejsze. Pytaniem jest, co się stanie dalej. Jeżeli osiągniemy szczyt epidemii i będziemy mieli na przykład 10 tysięcy zakażonych osób, a liczba ta będzie spadała dwukrotnie w ciągu tygodnia, to łatwo policzyć, że zanim liczba osób zakażonych spadnie do pojedynczych osób, które da się wyizolować, będziemy musieli czekać trzy miesiące - przekonywał Lipniacki.
Laboratorium dla Europy
Jak tłumaczył rozmówca TVN24, wszystko zależy od stopnia obostrzeń wprowadzanych przez władzę.
- Jeżeli przy obecnych restrykcjach otrzymujemy stabilizację i jedna osoba zakaża jedną osobę, to restrykcje służące temu, aby jedna osoba zakażała średnio pół osoby, muszą być dwukrotnie ostrzejsze. Musimy mieć dwa razy mniej kontaktu, ewentualnie dwa razy szybciej wychwytywać osoby, które są zakażone tak, żeby ten okres był krótki - mówił Lipniacki.
Profesor jako przykład przedstawił Włochy. Nazwał je "laboratorium dla Europy".
- We Włoszech wprowadzono kwarantannę 10 marca, dziennie były dwa tysiące (nowych - przyp. red.) przypadków. Po 10 dniach, co jest bardzo charakterystyczne, bo jest to okres równy dwukrotnemu okresowi inkubacji (wirusa - przyp. red.), osiągnięto szczyt zachorowań, który wynosił około sześć tysięcy przypadków dziennie, a następnie, po trzech tygodniach, od 20 marca do 10 kwietnia obserwowaliśmy spadek i wynosi on od sześciu tysięcy do czterech tysięcy zachorowań (dziennie - przyp. red.). Czyli bynajmniej to nie jest dwa razy na tydzień. To jest taki 30 procentowy spadek tygodniowo - mówił Lipniacki.
ZOBACZ CAŁĄ ROZMOWĘ:
Autor: dd/map / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24