Dym z pożarów, które przed kilkoma dniami nękały zachodnie regiony Stanów Zjednoczonych, dotarł do wschodnich części kontynentu. Tam w tym czasie ulokowane były cyklony tropikalne, które miały wpływ na transport zanieczyszczeń. Widać to doskonale na obrazach uzyskanych dzięki satelitom.
We wrześniu 2020 roku pożary na zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych wyemitowały ogromne ilości dymu, który przemierzał cały kontynent i docierał nawet do Europy. Trasę, którą pokonał dym, możemy śledzić dzięki satelitom, które na bieżąco obserwują sytuację.
W dniach 14-16 września zachód kontynentu nadal płonął. W tym samym czasie na wschodzie rozwijały się cyklony tropikalne. Wiatr, który w nich wiał, również oddziaływał na trasę pożarowego dymu.
Wędrówka dymu dzień po dniu
Poniższe obrazy satelitarne pokazują nagromadzenie czarnego węgla - aerozolu powstającego przy spalaniu paliw kopalnych, biomasy czy biopaliw - znajdującego się w dymie z pożarów. To te wielkie żółte, pomarańczowe, czerwone i bordowe plamy. Dane, na podstawie których powstały, pochodzą z modelu GEOS (GEOS-FP), który łączy informacje z satelitów, samolotów i naziemnych systemów obserwacyjnych. Zdjęcia burz wykonał natomiast zestaw radiometrów do obrazowania w podczerwieni (VIIRS) znajdujący się na satelicie NOAA-NASA Suomi NPP.
Gdy 14 września huragan Paulette szalał na Atlantyku przy wschodnim wybrzeżu USA, krążący wokół niego wiatr najprawdopodobniej nie dopuszczał dymu pożarowego w swoje okolice. Na poniższym zdjęciu widać to dokładnie - w pobliżu obu cyklonów (Sally i Paulette) nie ma dymu. Widać natomiast, że dym potężną smugą transportowany jest z zachodniego wybrzeża na wschodnie.
Jednak już 15 września dym, który nadal parł na wschód, napotkał przeszkodę - zewnętrzną krawędź huraganu Paulette i na niej się zatrzymał. Widać to na poniższym zdjęciu (chodzi o cyklon na północnym wschodzie kontynentu). Z kolei znajdujący się u wybrzeży Zatoki Meksykańskiej huragan Sally spychał docierający do niego dym w kierunku północy, nie pozwalając dotrzeć mu między innymi nad Florydę.
Dzień później pozostałości Paulette przesunęły się na północny wschód, bliżej Nowej Funlandii. Bariera więc opadała. Na poniższej mapie widzimy wyraźnie jak nieblokowany przez huragan dym naciera dalej na wschód.
Jakość powietrza
Chociaż na mapach satelitarnych widać dym obejmujący niemal całe Stany Zjednoczone, nie oznacza to, że wszędzie jakość powietrza przy gruncie była tak samo zła. Na zachodzie kraju, w obszarach dotkniętych pożarami, jakość powietrza, owszem, była fatalna. Jednak na wschodzie, gdzie dym również docierał, w większości przypadków ludzie oddychali powietrzem o dobrej jakości. Jak wyjaśnił Santiago Gassó, naukowiec zajmujący się atmosferą w Centrum Lotów Kosmicznych im. Goddarda NASA, wszystko dlatego, że dym transportowany był wysoko w atmosferze.
14 września dane z naziemnych czujników, które są częścią sieci Micro-Pulse Lidar Network (MPLNET) NASA, wykazały, że dym nad miejscowością Greenbelt w stanie Maryland (północny wschód USA) znajdował się na wysokości od siedmiu do dziewięciu kilometrów. Według Ryana Stauffera, naukowca zajmującego się atmosferą w Centrum Lotów Kosmicznych, kilka dni później warstwa dymu rozpościerała się już niżej, bo na wysokości trzech kilometrów.
Chociaż warstwy dymu z pożarów mogą ochładzać atmosferę i mieć w pewnych okolicznościach wpływ na chmury, meteorolodzy nie sądzą, aby dym z aktualnych pożarów miał większy wpływ na huragan Paulette. Huragany czerpią większość swojej energii z morza i niższych warstw atmosfery, a w przypadku Paulette, warstwa dymu była prawdopodobnie zbyt wysoko, aby wpłynąć znacząco na źródło energii burzy.
Autor: kw/aw / Źródło: earthobservatory.nasa.gov
Źródło zdjęcia głównego: earthobservatory.nasa.gov