Populacji diabła tasmańskiego grozi wyginięcie. Przyczyną jest choroba nowotworowa, którą zwierzęta przenoszą w akcie kopulacji. Nie bez znaczenia jest też ingerencja człowieka.
Diabły tasmańskie od 1996 r. cierpią na raka pyska. Choroba bardzo szybko rozprzestrzenia się po całej populacji. W ciągu niecałych 20 lat ich liczba zmiejszyła się o 60 proc.
Rak przenoszony jest przez brutalny kontakt fizyczny. Zwierzęta gryzą się podczas stosunku zakażając się wzajemnie. Taki agresywny akt kopulacji prawie zawsze kończy się śmiercią. Seks tych zwierząt jest jednak konieczny dla potrzymania gatunku. Naukowcy zastanawiają się, jak uratować te zwierzeta.
Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody zaklasyfikowała diabły tasmańskie jako zagrożone wyginięciem. Mogą całkowicie wymrzeć w ciągu najbliższych dziesięcioleci.
Człowiek nie lubi diabła
Człowiek również przyczynia się do ginięcia gatunku. Pierwszy raz diabły zostały wytrzebione z Australii po przybyciu osadników w XVIII wieku. Wówczas uważano te zwierzęta za szkodniki i masowo je wybijano. Na skutek uboju różnorodność genetyczna diabłów została obniżona, dlatego zwierzęta stały się bardzie podatne na choroby.
Władze Australii i Tasmanii stworzyły program ochrony tych zwierząt. Polega on na ustanowieniu "populacji zapasowej", powstałej ze zdrowych diabłów tasmańskich. Ma zostać wypuszczona w tereny Nowej Południowej Walii i Tasmanii, jeśli dzikie diabły całkowicie wymrą.
Diabeł tasmański jest największym drapieżnym torbaczem. Charakteryzuje go bardzo nieprzyjemny zapach wydzielany w sytuacji zagrożenia. Gdy jest przestraszony, wydaje też głośne wrzaski. Może rozpędzić się do 13 km/h.
Autor: mm//aq / Źródło: New Scientist