Ostatni potężny wybuch Colimy, meksykańskiego wulkanu, miał miejsce w styczniu 1913 roku. Aktualnie Colima wykazuje znaczną aktywność a wulkanolodzy przestrzegają: scenariusz sprzed 100 lat może się powtórzyć. Gdy naukowcy monitorują zachowania Colimy, mieszkańcy jego zboczy składają mu ofiary.
Colima, znany także jako "Wulkan Ognia", to jeden z najaktywniejszych wulkanów w Meksyku. Jego poprzedni potężny wybuchł miał miejsce w styczniu 1913 roku. Ponieważ wulkanolodzy ustalili, że do najsilniejszych erupcji wulkanu dochodzi mniej więcej raz na sto lat, już od niemalże ćwierć wieku na Colimę są skierowane oczy badaczy z całego świata.
Możliwy scenariusz sprzed 100 lat?
Erupcja, do której doszło przed wiekiem, uchodzi za niezwykle silną. Z położonego na południowym zachodzie Meksyku wulkanu wydobyły się kłęby pyłu, które dotarły do takich miast, jak położone w środkowej części kraju Aguascalientes i Guanajuatao, a nawet znajdująca się na północy kraju Coahuila. Lawa o temperaturze 700 st. Celsjusza spływała po zboczach Colimy z prędkością 100 km/h, niszcząc wszystko, co znalazło się na jej drodze.
Na początku stycznia tego roku Colima znów się uaktywnił, dlatego też wulkanolodzy nie spuszczają go z oczu. Ostatnio wulkan wybuchł w poniedziałek 28 stycznia, wydając z siebie dźwięk, który słyszano w odległości 20 km.
- Naszym zdaniem scenariusz sprzed 100 lat może się powtórzyć - mówi Mauricio Breton, meksykański wulkanolog.
Wierzą w mądrość Wszechświata
Dlaczego monitorowanie zachowań Colimy jest tak ważne? Na jego zboczach znajduje się pięć osad zamieszkanych łącznie przez 400 osób. One same też próbują zapewnić sobie bezpieczeństwo, składając ofiary "Wulkanowi Ognia".
- Czy czuję strach przed wulkanem? Nie, wręcz przeciwnie. Wierzę w mądrość Wszechświata i Matki Natury, stwórców doskonałego wulkanu - przyznaje Antonio Oseguera, mieszkaniec leżącej na zboczach Colimy osady Yerbabuena.
Autor: map//tka / Źródło: ENEX