"Procesy naturalne na lądzie, w wodzie i w powietrzu decydują o życiu na Ziemi. Wprawdzie w ostatnich dziesięcioleciach ludzie oddalili się od wciąż "nieobliczalnej" Natury, ale nie sposób od niej uciec" - pisze synoptyk tvnmeteo.pl Arleta Unton-Pyziołek.
Latem tego roku coś zmieniło się w naszym świecie. Od lat mówi się o zmianach klimatu, o trudnej pogodzie w przyszłości, o skutkach bezmyślnego niszczenia środowiska. Te wizje "końca świata" były gdzieś obok nas, ale w tym roku brutalnie wkroczyły do naszej rzeczywistości. Upał zniszczył wiele łanów zboża w Wielkopolsce, na Dolnym Śląsku, Ziemi Lubuskiej czy Pomorzu Zachodnim. Brak deszczu wysuszył ziemię i uprawy warzyw gruntowych. Odbije się to z pewnością na cenach chleba.
Nie tylko Polska "płonęła"
To nie tylko nasze polskie zmartwienie. Ucierpiało rolnictwo w całej Europie. Najgorzej było dwa-trzy tysiące kilometrów od nas, w Grecji czy Portugalii. W tym samym czasie, gdy z suszy pękała ziemia uprawna w Polsce, na riwierze greckiej - dokąd zresztą wielu z nas wyjeżdża na wakacje - paliło się tak strasznie, że nie poradziłyby sobie nawet najlepiej zorganizowane służby ratownicze w Europie. Przeprowadzone tam śledztwo wykazało, że z jednej strony do tragicznych pożarów doprowadziły punktowe podpalenia, o które oskarżani są deweloperzy a z drugiej - rozlaniu się pożaru pomogła susza w bardzo zmienionym przez człowieka krajobrazie, wręcz zdewastowanym i zabudowanym w sposób nieprzemyślany.
Klimat śródziemnomorski nad Bałtykiem i kleszcze
Upały, susza rolnicza, pożary i ginący w nich całymi grupami ludzie, tysiące hektarów płonących lasów w Ameryce, spalone wsie w Portugalii, rozgrzane gorącem miasta Azji, żar lejący się z nieba na Półwyspie Skandynawskim i duchota nie do wytrzymania to obrazy i informacje, które docierały do nas tego lata. Było to lato w wielu miejscach półkuli północnej najcieplejsze w historii badań meteorologicznych.
Do tej pory ocieplanie się klimatu było widoczne w naszych europejskich szerokościach geograficznych we wzroście temperatury grudnia, stycznia i lutego. W przeszłość odeszły mroźne zimy i pejzaże z obrazów Chełmońskiego, pełne chat i dworów w czapach ze śniegu. Zimy polskie są coraz cieplejsze, po angielsku deszczowe i wietrzne. Ale z miesiącami letnimi bywało różnie. Urlopy jednym upływały w słońcu, innym w strugach deszczu i chłodzie. Wyjazd nad Bałtyk był niczym gra w totolotka. Ostatnie lata jednak coraz wyraźniej stają się podobne do tych w suchym klimacie śródziemnomorskim.
Naukowcy dowiedli, że strefy klimatyczne - wraz z roślinnością, zwierzętami, owadami, a także nieznanymi nam dotąd chorobami, wędrują powoli na północ. To proces już nie do zatrzymania. U nas widać to wyraźnie po pojawiających się już w lutym kleszczach, na które narażeni jesteśmy do przedzimia. Coś nie do pomyślenia dla naszych dziadków! Idą zmiany, do których trzeba się dostosować. Polecam program "Czarno na białym" z wtorku 4 września pod tytułem "Zegar tyka". To treściwe rozmowy z polskimi naukowcami, doświadczonymi badaczami zatroskanymi o naszą przyszłość.
Susza podczas lata meteorologicznego
Mamy za sobą lato słoneczne i gorące, o jakim marzyło wielu. Meteorolodzy operują terminem "lato termiczne", czyli okres z utrzymującą się średnią dobową temperaturą powyżej 15 st. C. Najwcześniej rozpoczyna się ono w południowo-wschodniej części Polski przed 15 czerwca, a najpóźniej około 5 lipca nad morzem. W tym roku rozpoczęło się na Lubelszczyźnie już na przełomie kwietnia i maja, w centrum kraju przed 10 maja, a na Wybrzeżu pod koniec maja. Dużo wcześniej! Badaniom meteorologicznym poddawane są zwykle czerwiec, lipiec i sierpień, traktowane bez względu na pogodę jako lato meteorologiczne. W tym roku w okresie od 1 czerwca do 31 sierpnia przez większość czasu było słonecznie i nie spadła kropla deszczu.
Najrzadziej deszczowe chmury pojawiały się na zachodzie. W Zielonej Górze odnotowano w ciągu trzech letnich miesięcy aż 65 dni bez deszczu. W centrum kraju, w Warszawie, nie padało w tym czasie przez 60 dni, a na Wybrzeżu w Gdańsku przez 57 dni. Najczęściej chmurzyło się w górach - w Zakopanem na 92 dni lata meteorologicznego odnotowano tylko 40 dni bez deszczu.
Punktowe nawałnice nie pomogły
Sucho jak na pustyni było w czerwcu i sierpniu. W lipcu pojawiło się więcej burz i ulewnego deszczu. Nawałnice punktowo przyniosły sporo wody, ale sytuacji nie uratowały. Jak dowiodły badania Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, warunki opadowe w lipcu kształtowały się korzystniej, sumy miesięczne opadów w wielu miejscach przekroczyły normy, co skutkowało zalaniami. Co nie wyschło, to zostało podtopione.
Trwający od połowy kwietnia niedobór opadów atmosferycznych w połączeniu z anomalnie wysoką temperaturą spowodował suszę glebową. Deszcze, które przeszły przez Polskę w drugiej dekadzie lipca nie wpłynęły w sposób istotny na wilgotność gleby na większych głębokościach, czyli poniżej 30 cm, jedynie na chwilę poprawiły warunki w płytkiej warstwie korzeniowej Zapanowała susza atmosferyczna, glebowa, w związku z czym Instytut Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa z Puław ogłosił suszę rolniczą.
Największy deficyt opadów deszczu potrzebnych do wzrostu zbóż, warzyw i owoców odnotowano w województwie wielkopolskim, lubuskim, zachodniopomorskim i dolnośląskim. Lepiej było na wschodzie kraju, stąd wielka obfitość owoców. W sumie jednak w całym kraju od morza do Tatr tzw. wartość klimatycznego bilansu wodnego dla lata jest ujemna, co oznacza, że "straty wody" są już nie do odrobienia. Długie fale upałów i tygodniami ciągnące się okresy bezdeszczowe to znak dla nas.
O wiele więcej upalnych dni
Jeszcze w drugiej połowie XX wieku dni upalnych, a więc z temperaturą rzędu 30 stopni i więcej, liczono średnio od dwóch na Suwalszczyźnie do 10 na krańcach południowo-zachodnich kraju, czyli na Dolnym Śląsku i Ziemi Lubuskiej. W tym roku upalnie było przez 24 dni we Wrocławiu i Słubicach, 22 dni w Legnicy i Poznaniu, 19 dni w Łodzi i Warszawie, 15 w Szczecinie, 14 w Rzeszowie, sześć w Suwałkach i cztery dni w Gdańsku. Gorzej było tylko w roku 2015, kiedy na Śląsku Opolskim dni upalnych odnotowano 35, na Dolnym Śląsku 30, w Warszawie 24, a w Suwałkach 12.
Wprawdzie nie odnotowaliśmy w tym roku w Polsce żadnych absolutnych rekordów temperatury, jak to miało miejsce w 2015 roku, ale wyznacznikiem zmian są nie tylko maksima temperatury, lecz także częstość odchylania się temperatury od norm wieloletnich. Na uwagę zasługuje fakt, że w tym roku od kwietnia każdy miesiąc w Polsce był dużo cieplejszy niż zwykle. Szczególnie duże odchylenia temperatury widoczne są w zabetonowanej i rozrastającej się Warszawie. Poniższe zestawienie pokazuje, że odchylenia temperatury średniej miesięcznej od kwietnia do sierpnia wynosiły około dwóch stopni w stosunku do średniej z ostatnich 28 lat i aż około czterech stopni od średniej z ostatniego trzydziestolecia wieku XX. Dwa stopnie w średniej to wiele, a cztery to już inna strefa klimatyczna.
Rośliny i ptaki - symbol zmian
Utrzymujące się długo upały i niedostatek opadów odbiły się na wegetacji. Nasi zachodni sąsiedzi Niemcy, u których temperatura wzrastała do 40 stopni, zauważyli, że to lato było przede wszystkim korzystne dla roślin tropikalnych porastających prywatne posesje na południu Niemiec i ogrody botaniczne oraz palmiarnie. W Polsce roślinność zazieleniła się wcześniej, ale i wcześniej pożółkła z niedostatku wody.
Ciekawą rzecz zauważyli ornitolodzy. Wcześniej rozpoczęły się odloty ptaków na zimowe leże. Odleciały bociany, szybciej niż zwykle gromadzą się żurawie. Ptaki odchowały młode, więc odkarmione i silne szybciej mogą zebrać się w daleką i trudną podróż.
Panowała wymarzona pogoda na wakacje, ale był to okres trudny dla sektorów gospodarki krajowej bezpośrednio zależnych od pogody - dla rolnictwa, sadownictwa, ogrodnictwa. Nadszedł czas, by dostosować sposób uprawy ziemi do ograniczonych możliwości gleb i coraz suchszego klimatu.
Choć temperatura podlega wahaniom, pewnym kilkuletnim, czy kilkunastoletnim i dłuższym fluktuacjom, to jednak globalny wzrost temperatury zaburzy naturalne trendy. Dziś wielu meteorologów i pasjonatów obserwujących pogodę uważa, że naturalne ochłodzenia zostaną osłabione bądź zupełnie zduszone. To jeden z "gorących tematów" na forach internetowych. Coraz częściej natykamy się na alarmujące, a nawet sensacyjne informacje i nagłówki - "wieloletnia susza w Syrii przyczyną wojny", "Bank Światowy - Zmiany klimatyczne zmuszą do migracji 143 miliony osób", "Zmiany klimatu doprowadzą do upadku światowych mocarstw", "Ile dzieli nas od zagłady?", "Adaptacja oznacza przetrwanie".
Jak wybuch wielkiej bomby
W ostatnich latach zaniepokojenie wśród klimatologów wywołało odkrycie uwalniającego się do atmosfery metanu z potężnych złóż na roztapiającej się Syberii oraz z dna oceanów. Nastąpić może proces podobny do wybuchu wielkiej bomby, który wywróci wszystko na Ziemi. Jednym słowem "koniec świata". A nadchodzi koniec świata - tego który znamy, jaki znali nasi rodzice i dziadkowie.
Autor: Arleta Unton-Pyziołek / Źródło: tvnmeteo.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock