Chrupiący pod stopami śnieg, utkane mrozem wzorki na kałużach, sadzawkach i jeziorach, słońce prześwitujące gdzieś między drzewami, które nocą przyprószył śnieg. Zaczynasz od bielizny - raczej ciepłej, potem skarpetki, legginsy, wełniana koszulka, bluza, chusta na szyję, czapka na głowę, rękawiczki, buty… Co dalej? Jak biegać zimą, tłumaczy Katarzyna Karpa.
- No to ja już nie mam siły - często mówię, gdy skończę ten rytuał. Ubieranie się na zimowy trening zajmuje dużo czasu, ale to, co może czekać za drzwiami, sprawia że warto. Bo czasem nie jest to zimny wiatr, mżawka czy śnieżyca, ale piękna zima, a zdjęcia, które zrobisz w taki dzień, będziesz długo wspominać w zimowe wieczory. No dobra, ale co zrobić, żeby wyjść?
Napiszę Wam, jak ja to robię.
Bielizna
Ciepłe majty i stanik - tak zwykle zapisuję na liście rzeczy do zabrania na zimowe zawody. Nasze ściganie na 50 km na orientację zimą trwa czasem długo, bo po prostu często bywa trudniej. Szybko zapadające ciemności czy grząski śnieg albo gęste błoto spowolnić mogą nawet najlepszego zawodnika. A jak dodamy do tego niemożność rozpędzenia się do nadświetlnych prędkości, to trzeba ciepłe ciuchy mieć w odwodzie, żeby przypadkiem na tym odludziu gdzieś się nie wychłodzić. Także ciepła bielizna jest dla mnie podstawą.
Skarpety
Zawsze zimą biegałam w zwykłych, dość grubych skarpetach i to spokojnie wystarcza, jeżeli planujemy 2-3-godzinny trening. Stopy zwykle szybko rozgrzewają się w czasie biegu i nawet jak już są mokre, to i tak jest w nie ciepło, jeżeli tylko my trzymamy tempo. Najważniejsze: nigdy nie używam zimą krótkich skarpetek, które mogłyby odsłonić i zaziębić ścięgna Achillesa.
Na całodziennych zawodach natomiast używam teraz mojego najnowszego odkrycia, które testowałam w październiku na Łemkowynie, na której przebiegłam 100 km, czyli skarpet wodoodpornych. To wynalazek, który pozwala brnąć w mokrym (błocie, śniegu, rzeczkach) przy jednoczesnym zachowaniu tylko leciutko wilgotnej stopy. A jak już jest zupełnie zimno, to pod wodoodporne skarpety zakładam jeszcze jedne, z lekkiej wełny. Ale to wszystko przez to, że po jednym porządnym przemrożeniu stopy teraz marzną mi bardzo szybko. Dlatego potrzebuję solidnych rozwiązań…
Ciuchy pozostałe
Legginsy, koszulka i bluzy, jakich używam zimą, to zwykłe rzeczy z jednego z dużych sklepów sportowych. Legginsy mam takie w wersji zimowej, czyli z odpowiednimi, przeciwwiatrowymi wstawkami w najbardziej newralgicznych miejscach. Koszulka pochodzi z działu turystycznego i jej skład to 100 proc. wełny merynosa. To powoduje, że nawet gdy jest mokra, trzyma dobrze ciepło, a do tego trudno ją zasmrodzić - ciuch nie wydziela niemiłych zapachów nawet po długich zawodach. Bluzy natomiast to najcieńsze polary, zwykle wystarczają. Jeżeli jest bardzo zimno, dokładam na wierzch kurtkę wiatrówkę, a jeżeli pada, to zastępuję ją przeciwdeszczową z kapturem. Gdy jest poniżej zera, na legginsy zakładam jeszcze krótką spódniczkę z polarowego materiału.
Czapka, rękawiczki i chusty
Przez głowę ucieka najwięcej ciepła, dlatego tutaj jestem konsekwentna: nigdy zimą nie wychodzę bez czegoś na głowie. Zwykle zaczynam z czapką (z merynosa) i jeżeli jest ciepło, zamieniam ją na zwiniętego buffa - robi się z niego taka wysoka, gruba opaska. Druga najważniejsza rzecz to dla mnie rękawiczki. Wtedy, gdy przemarzły mi stopy, to samo stało się z rękami, dlatego teraz często (nawet w dość ciepłe dni) miewam problemy z utrzymaniem ich w cieple. Gdy idę na cały dzień do lasu, zabieram więc kilka par rękawiczek, żeby zmieniać je, gdy zmieniają się warunki i dokładać kolejne pary, gdy robi się nieznośnie. Do tego zestawu dokładam kilka buffów, czyli wielofunkcyjnych chust. Zajmują niewiele miejsca, a nieraz ratowały mi życie - czy to jak zmieniałam mokrą na suchą na głowie, czy opatulałam nadgarstki, gdy zrobiło się bardzo zimno.
Buty
- W czym ty biegasz zimą? Na pewno w jakichś specjalnych butach z goretexem? - to pytania, które padają cały czas. Nie, nie używam zimą goretexu, chociaż może przy mrozach nie byłoby to głupie. Wychodzę z założenia, że to, co wleje się do buta, musi się wylać. Dlatego potrzebne jest coś, co jest maksymalnie przepuszczalne i dobrze odprowadzi wodę.
W lesie na śniegu nieoceniona jest dobra podeszwa, ale te można znaleźć w zwykłych, trailowych odmianach butów do biegania. Gdy zaś jest lód (a w ostatnich latach zdarzało się to bardzo rzadko), zakładam na buty najprostsze raczki - gumowe nakładki z malutkim kolcami.
Niezbędne wyposażenie dodatkowe
Niezależnie od tego, czy idę do lasu na godzinę, czy na dziesięć, staram się zawsze zabierać ze sobą folię NRC, a najlepiej całą niewielką apteczkę. Powód? Nigdy nie wiadomo, co wydarzy się podczas treningu, a nawet najprostsze skręcenie nogi zimą na odludziu może być naprawdę niebezpieczne. Wyobraźcie sobie, że jesteście w miejscu, w którym nie ma ludzi, a skręcona noga uniemożliwia dalszy bieg. Nawet jeżeli uda się zadzwonić po pogotowie, pomoc na pewno nie przyjedzie do was w pięć minut. Trzeba jakoś przetrwać do czasu, kiedy na miejsce przyjedzie karetka. Przy takim czekaniu wychłodzić się bardzo łatwo.
Pamiętam wypadek jednej biegaczki na zawodach na orientację w Wesołej w Warszawie wiosną. Koleżanka potknęła się, przewróciła i wybiła sobie bark, nie była w stanie dalej iść, nie mówiąc o bieganiu. Dokuśtykałyśmy do drogi leśnej i od razu zadzwoniłam po karetkę. Zanim jednak ratownicy trafili na miejsce, minęło przynajmniej 40 minut. Folii oczywiście nie miałam, bo kto zabiera apteczkę na bieg na 7 kilometrów? Cały ten czas spędziłam więc przytulając ją i osłaniając koleżankę przed chłodem własnym ciałem. Aż strach pomyśleć, jak skończyłaby się ta przygoda, gdyby nie był to wiosenny, w miarę ciepły poranek, tylko zimowy, z temperaturą -10 stopni.
I telefon. Zawsze zimą mam ze sobą telefon. Naładowany.
Autor: Katarzyna Karpa / Źródło: dziewczynynastart.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock