Wrak amerykańskiego bombowca Douglas A-20, który w niedzielę został wydobyty z dna Bałtyku, był częściowo zakopany w dnie. Żeby go wyciągnąć konieczne było przesypanie około 160 ton piasku. - Były pewne problemy, ale udało się je pokonać - mówi kierownik prac podwodnych.
O szczegółach zakończonej sukcesem akcji poinformowano we wtorek na konferencji prasowej w Porcie Wojennym w Gdyni, na którego nabrzeżu znajduje się w tej chwili wrak Douglasa. Jak wyjaśniono, w skomplikowanym przedsięwzięciu podniesienia wraku z dna – obok archeologów z Narodowego Muzeum Morskiego - brała też udział Marynarka Wojenna oraz firma Lotos Petrobaltic.
Ważył 20 ton
Marynarka przygotowała wrak do wydobycia. Jeszcze w sierpniu bieżącego roku przez pięć dni nurkowie MW odkopywali zanurzony na metr w mule wrak, przemieszczając w sumie 160 ton piasku. Następnie samolot opleciono systemem pasów, które zostały przymocowane do specjalnej belki połączonej linami z dźwigiem.
Ostatniej części operacji – podniesienia wraku z dna - dokonała w niedzielę załoga należącego do firmy Lotos Petrobaltic statku naukowo-badawczego „St. Barbara”. Archeolodzy szacowali wagę samolotu na 5 do 7 ton, po podniesieniu okazało się jednak, że samolot ważył ok. 20 ton.
- To przez omułki, okrzemki itp., którymi przez 70 lat obrósł wrak oraz muł, który zgromadził się w skrzydłach i silniku - powiedziała dziennikarzom Iwona Pomian, kierownik Działu Badań Podwodnych Narodowego Muzeum Morskiego, która kierowała akcją.
- Mieliśmy oczywiście pewne problemy techniczne, ale dzięki ofiarności i pomysłowości zarówno nurków jak i załogi Marynarki Wojennej oraz statku St. Barbara te wszystkie trudności zostały pokonane i wrak mamy już w tej chwili na wybrzeżu - dodał Wojciech Joński, kierownik prac podwodnych.
Służył Rosjanom
Jak oceniła Pomian, mimo długiego czasu, jaki samolot spędził pod wodą, jest on w świetnym stanie: brakuje mu tylko przedniego stanowiska strzelca i części ogonowej.
- W jego wnętrzu znaleźliśmy wiele elementów wyposażenia, choćby karabiny maszynowe czy różnego rodzaju urządzenia pokładowe, słuchawki pilota, radio czy pasek do zegarka - powiedziała Pomian dodając, że na urządzeniach wewnątrz samolotu znajdowały się napisy wykonane cyrylicą, samolot służył więc najprawdopodobniej Rosjanom.
Trafi do Krakowa
Przez najbliższe dni wrak będzie oczyszczany z mułu i porastających go muszli. Jak poinformowała Pomian, oczyszczony wstępnie samolot przejmie następnie - za mniej więcej dwa tygodnie - ekipa z Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie: to tam, po odpowiednich zabiegach konserwatorskich, ma być eksponowany samolot.
Na wrak Douglasa A-20 natrafili wiosną ubiegłego roku podczas prac pomiarowych pracownicy Instytutu Morskiego w Gdańsku. Bombowiec leżał na głębokości ok. 15 metrów, około czterech kilometrów od Rozewia.
Amerykański dar
Douglas A-20 jest unikalnym zabytkiem w skali światowej. Łącznie zbudowano 7478 sztuk tych samolotów, ale na świecie zachowało się ich do dziś jedynie kilkanaście, w tym trzy w Europie: dwa w Wielkiej Brytanii i jeden w Moskwie.
Lekki bombowiec Douglas A-20 produkcji Douglas Aircraft Company był w początkowej fazie II wojny św. podstawowym bombowcem armii USA, zamawianym także przez siły zbrojne Wielkiej Brytanii oraz Francji. W 1942 r. został zastąpiony przez nowsze konstrukcje. Od 1942 r. był wykorzystywany także przez lotnictwo sowieckie. Rosjanie otrzymali od Amerykanów ponad 2,7 tys. takich samolotów.
Wydali 186 tys. złotych
Przedsięwzięcie wydobycia wraku bombowca z dna Bałtyku kosztowało 186 tys. zł i zostało sfinansowane z budżetu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Już jesienią ubiegłego roku Narodowe Muzeum Morskie w Gdańsku podjęło pierwszą próbę podjęcia wraku z dna, zakończyła się ona jednak niepowodzeniem.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: md / Źródło: PAP, TVN24 Pomorze