Bombę miał zbudować w ich wspólnym mieszkaniu, jako zegara użył ich domowego budzika. Prokuratura nie ma wątpliwości, że to 42-letni mąż nauczycielki podłożył bombę pod jej auto. Mężczyzna usłyszał już zarzut usiłowania zabójstwa. Grozi mu od 12 lat więzienia do nawet dożywocia. Decyzją sądu został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące.
Wysiadła z auta, usłyszała tykanie. Pod citroenem znalazła bombę zegarową. Urządzenie o domowej konstrukcji wybuchło - na szczęście dopiero, gdy ładunkiem zajęli się saperzy.
Prokuratura Rejonowa w Świeciu nie ma wątpliwości: bombę podłożył mąż kobiety. Śledztwo jest prowadzone pod kątem usiłowania zabójstwa.
Nie jest tajemnicą, że małżeństwo od dwóch lat przeżywało kłopoty. Małżonkowie zamierzają się rozwieść.
Budował bombę w ich mieszkaniu
W środę rano 42-latka doprowadzono do prokuratury. Mężczyzna usłyszał już zarzut usiłowania zabójstwa żony.
Jak dowiedział się Mariusz Sidorkiewicz, śledczy mają twarde dowody obciążające mężczyznę. Ustalono, że do budowy bomby użyto budzika, który znajdował się we wspólnym mieszkaniu małżeństwa. To tam policjanci znaleźli "kącik", w którym powstawał domowy ładunek. Były tam pozostałości po tych samych materiałach, które zneutralizowali saperzy.
Ponadto na bombie zabezpieczono materiał biologiczny, który odpowiada DNA 42-latka. Mężczyznę poddano też badaniu wariografem. - Kiedy pytano go o bombę, reagował emocjonalnie - mówi reporter TVN24.
Wstępnie ustalono też, że auto, pod którym umieszczono bombę, znajdowało się w garażu, do którego dostęp miała tylko poszkodowana i jej mąż.
- Mężczyzna przyznał się do tego, że samodzielnie zbudował bombę i ją podłożył. Jego wyjaśnienia nie są spójne. Z jednej strony mówi, że chciał się pozbyć żony, a z drugiej, że tylko nastraszyć. Swoje zachowanie uzasadnia wieloletnim konfliktem z żoną - mówi Monika Blok-Amenda z Prokuratury Rejonowej w Świeciu.
Za usiłowanie zabójstwa grozi od 12 lat więzienia do nawet dożywocia. Decyzją sądu 42-latek został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące.
Mogła ją zabić
Mężczyznę zatrzymano już w poniedziałek, ale śledczy wstrzymywali się z postawieniem zarzutów aż do otrzymania opinii biegłego w sprawie bomby. Chcieli wiedzieć, jaka była jej konstrukcja i jaką substancję umieszczono w środku. Ze wstępnych ustaleń biegłego wynika, że bomba mogła być śmiertelnym zagrożeniem dla kobiety.
- Biegli ustalili, że w bombie znajdowała się m.in. mieszanina pirotechniczna, której eksplozja mogła doprowadzić do śmierci kobiety - mówi Mariusz Sidorkiewicz, reporter TVN24, który zajmuje się tą sprawą.
Wyjęli ładunek
Nie wiadomo, co by się wydarzyło, gdyby nauczycielkę nie zaniepokoił dźwięk tykania. Urządzenie, które znalazła pod autem, składało się z plastikowego pudełka i podłączonego budzika.
Wszystko działo się przed szkołą w Warlubiu. Ewakuowanych zostało 680 przedszkolaków, uczniów i nauczycieli Zespołu Szkół (przedszkole, podstawówka, gimnazjum) i pobliskiego Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego. Dzieci i młodzież rozwieziono autobusami do ich domów.
Policyjni pirotechnicy, korzystając z robota, usunęli podejrzany ładunek spod samochodu. Następnie na pobliskim placu przeprowadzili eksplozję kontrolowaną, neutralizując w ten sposób ładunek.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: aa/jb / Źródło: TVN24 Pomorze