Pan Patryk trenuje strzelectwo sportowe. Jak twierdzi, kiedy biegł do lasu na trening, zaatakował go pies sąsiada. Zastrzelił zwierzę. - Zrobiłem to w obronie własnej. Ja go powstrzymałem około 1,5 metra od siebie - tłumaczy mężczyzna. Właściciel psa twierdzi natomiast, że zwierzę było łagodne i nie wierzy w atak. Sprawę bada policja i prokuratura.
Wszystko działo się w poniedziałek po godzinie 9 w Trąbkach Wielkich (woj. pomorskie). Policja dostała zgłoszenie, że ktoś strzelił do psa.
- Natychmiast został wysłany patrol. Okazało się, że 36-latek, który znajdował się poza swoją posesją, zastrzelił zwierzę - mówi starszy sierżant Jakub Radziwilski z Komendy Powiatowej Policji w Pruszczu Gdańskim.
Mężczyzna tłumaczył policjantom, że strzelał w obronie własnej.
- Trenuję strzelectwo sportowe. Posiadam zezwolenie na broń, biorę udział w zawodach sportowych - mówi pan Patryk.
- Kiedy biegłem na trening do lasu, zostałem zaatakowany przez tego psa. To nie było tak, że on chciał się na mnie rzucić. On był już w ataku. Ja go powstrzymałem około 1,5 metra od siebie - twierdzi mężczyzna.
"To był spokojny pies"
Pan Michał, właściciel postrzelonego psa, nie wierzy w wyjaśnienia mężczyzny.
- To był duży pies, ale łagodny. Jak kurierzy przyjeżdżali i paczki zostawiali, to wchodzili na posesję. Jeden kurier mi raz powiedział, że mam tak łagodnego psa, że złodziej śmiało mógłby wejść - opowiada pan Michał.
O tym, że sąsiad postrzelił zwierzę, dowiedział się od policjantów.
- My nic nie słyszeliśmy. Później ten sąsiad mi mówił, że poszedł biegać rano i był w bramie. Pies skoczył na niego i broniąc się oddał cztery strzały. Mówił, że się bronił i pogadamy, jak ochłonę - informuje mężczyzna.
36-latek, który oddał strzały, twierdzi, że chciał powiadomić sąsiada, ale akurat nikogo nie zastał w domu. Jak opisuje mężczyzna, cała sytuacja trwała około dwóch sekund, strzelił cztery razy.
- Jest to może ciężkie do zrozumienia, ale cel był w ruchu. Powstrzymać cel w ruchu to nie jest łatwa sprawa, trzeba trafić. Pies po czwartym strzale niestety zdechł. Jest mi go szkoda - tłumaczy mężczyzna. - To ja zadzwoniłem na policję. Chroniłem swoje życie lub zdrowie. Bardzo lubię zwierzęta. Mam kota, mam psa, miałem też inne zwierzęta, ale szanuję też swoje zdrowie. Mam prawo do obrony - tłumaczy się pan Patryk.
Policja bada sprawę
Teraz okoliczności sprawy wyjaśnia policja pod nadzorem Prokuratury Rejonowej w Pruszczu Gdańskim. - Badamy wszystkie okoliczności tej sprawy. Cały czas przesłuchujemy świadków. Zabezpieczyliśmy broń, łuski i psa. Mężczyzna posiadał pozwolenie na broń i teraz sprawdzamy, czy na pewno posiadał odpowiednie pozwolenie - podsumowuje starszy sierżant Jakub Radziwilski.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: MAK//ec / Źródło: tvn24