Pan Stefan Pachulczak, ojciec Mariusza, który jest niepełnosprawny, mógł stracić oszczędności życia. Przeznaczył je na zakup mieszkania, ale deweloper upadł i mężczyznę i jego syna czekała eksmisja. Pomogły media, w tym TVN.
Horror Stefana Pachulczaka, który samotnie wychowuje dorosłego, niepełnosprawnego intelektualnie syna, zakończył się w kwietniu 2018 roku. Wyrok sądu doprowadził wówczas do podpisania aktu notarialnego mieszkania w Świnoujściu.
Pan Stefan zapłacił za lokal w 2011 roku 200 tysięcy złotych, ale deweloper upadł i wtedy zaczęła się sądowa batalia. - Gdyby nie media, ja bym tę sprawę przegrał. TVN i inne media wstawiły się za mną. Dziękuję – komentuje nam teraz pan Stefan. Wielu z innych poszkodowanych w tej samej sprawie straciło dobytek życia.
Upadłość dewelopera
Dzięki wsparciu dziennikarzy i prawników mężczyzna nie stracił nadziei. - Syn był dla mnie mobilizacją, żeby o to walczyć. Być może, gdybym jego nie miał, odpuściłbym, może bym przegrał. Bez Mariuszka nie byłoby też mediów, nie byłoby zainteresowania – uważa Pachulczak.
Ze względu na niedoczynność tarczycy u swojego syna zdecydował się na przeprowadzkę z rodzinnego Knurowa na Śląsku do Świnoujścia. Podpisał umowę przedwstępną z deweloperem i zapłacił 200 tysięcy złotych. Dla emerytowanego górnika były to oszczędności całego życia.
Umeblowanie mieszkania i jego wykończenie kosztowało kolejne 50 tysięcy złotych. Ostatnią kwotę w wysokości czterech tysięcy złotych ojciec niepełnosprawnego Mariusza miał wpłacić przy podpisaniu aktu notarialnego. Zanim to się stało, deweloper ogłosił jednak upadłość.
Syndyk, w związku z ogłoszeniem upadłości, postanowił sprzedać nieruchomość, żeby uregulować długi wobec innych poszkodowanych osób i firm w tej sprawie. Stefan Pachulczak mógł zostać bez mieszkania i groziło mu wyrzucenie na bruk z lokalu, za który przecież zapłacił.
Groziła im eksmisja
- To była gehenna. Sądziłem, że będę mógł się odwołać, do Strasburga, i tak to wygram... Tak się nie stało, ścieżka się skończyła na sądzie apelacyjnym, albo okręgowym. Nie mogłem się odwołać, zaskarżyć do Sądu Najwyższego. Tak mi tłumaczyli w sądzie, że to już się skończyło, zostaje tylko komornik i ułożenie się z syndykiem - mówił ojciec niepełnosprawnego dziecka
W sprawie pana Stefana zainterweniował ówczesny wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki, który skierował do prezesa Sądu Okręgowego w Szczecinie pismo w sprawie postępowania prowadzonego przez komornika sądowego. Sąd uchylił termin eksmisji i nakazał komornikowi podjęcie dodatkowych czynności.
W 2017 roku syndyk zażądał od mężczyzny kwoty 40 tysięcy złotych za bezumowne korzystanie z mieszkania. Oczywiście nie był w stanie ich zapłacić. Pan Stefan mówił, że boi się wychodzić z domu ze strachu, iż podczas jego nieobecności zostanie przeprowadzona eksmisja.
Światełko nadziei pojawiło się w lipcu 2017 roku, gdy rada wierzycieli upadłego dewelopera zdecydowała o przeniesienie aktu własności mieszkania na pana Stefana. Przeciwny tej decyzji był tylko bank, ale to wystarczyło, by sędzia komisarz uchyliła tę decyzję.
Koniec horroru
– Zdaniem sędzi decyzja naruszała prawa innych wierzycieli. Rada wierzycieli nie była jednogłośna, więc możemy przypuszczać, że więcej wierzycieli byłoby przeciwnych – tłumaczył nam wtedy Michał Tomala, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Szczecinie.
Pod koniec marca 2018 roku sąd upadłościowy rozpatrywał złożone w tej sprawie zażalenie i uchylił decyzję sędziego komisarza. – To oznacza, że nie ma przeciwwskazań, by syndyk, po otrzymaniu postanowienia sądu, przystąpił do aktu notarialnego przenoszącego własność na rzecz pana Pachulczaka – cieszył się Michał Jaworski, pełnomocnik pana Stefana.
Syndyk już wtedy wyraził gotowość przeniesienia aktu własności. W kwietniu 2018 roku, po 11 latach od zakupu mieszkania, pan Stefan miał wreszcie w ręku akt notarialny.
Źródło: TVN24 Szczecin