Prokuratura w Elblągu, prowadząca śledztwo w sprawie śmierci czterech żeglarzy w pożarze jachtu, powołała biegłych. Mają oni ustalić szczegółówe przyczyny tragedii na kanale Cieplicówka. Do pożaru doszło, gdy jacht zahaczył o linię energetyczną.
Jak poinformował w czwartek Krzysztof Nowacki z elbląskiej policji, policjanci prowadzą czynności zlecone im przez prokuratora prowadzącego sprawę.
- Prokurator powołał dwóch biegłych - specjalistów w zakresie elektroenergetyki i pożarnictwa. Obecnie zapoznają się oni z zebranym w postępowaniu materiałem dowodowym, by do końca maja wydać opinię dotyczącą okoliczności wypadku - powiedział Nowacki. - Następnie powołany zostanie kolejny biegły - do spraw żeglugi, który także ma wydać swoją opinię w sprawie przyczyn tragedii - dodał.
Zahaczył o linię wysokiego napięcia
Do wypadku doszło w połowie kwietnia na kanale Cieplicówka. Jachtem płynęło czterech żeglarzy, kobieta i trzech mężczyzn. 49-letni kapitan był doświadczonym żeglarzem. Wszyscy należeli do jednego z jacht klubów.
Jacht spłonął po tym, jak zahaczył o linię energetyczną wysokiego napięcia, płynął kanałem łączącym rzekę Nogat z Zalewem Wiślanym. Płynący nim żeglarze prawdopodobnie nie złożyli 5-metrowego masztu i zahaczył on o linię energetyczną wysokiego napięcia.
Po odholowaniu żaglówki do brzegu, pod pokładem znaleziono zwęglone ciała czterech osób.
Żeglarze uciekali przed szkwałem?
Jak wynika ze wstępnych ustaleń śledczych, załoga jachtu wpłynęła do kanału, bo obawiała się pogarszającej się pogody. To najbardziej prawdopodobna hipoteza, jak doszło do tragedii. - To nie jest kanał typowo żeglugowy. Stąd przypuszczenia, że te osoby wpłynęły tutaj, żeby się uchronić przed nadchodzącą burzą - powiedział Nowacki.
W okolicach nie ma żadnych oznaczeń, że druty "pod prądem" przecinają wodę. - Nie jest to konieczne, bo ten kanał nie jest szlakiem wodnym. Nie ma przepisów, które w tym przypadku nakładałyby na nas taki obowiązek - tłumaczyła Alina Geniusz-Siuchnińska, rzecznik Energa Operator SA.
Tutaj doszło do wypadku:
Autor: ws/b / Źródło: TVN24 Pomorze / PAP