Kultowy bar mleczny w Słupsku może przestać istnieć. Izba skarbowa nakazała właścicielom "Poranka" oddać ponad milion złotych dotacji, bo kucharki wbrew przepisom łączyły dotowane produkty z tymi, na które wówczas dotacji nie było. Chodzi m.in. o solenie twarożku i smażenie jajecznicy na boczku. Interwencję w obronie baru zapowiedział już Robert Biedroń, prezydent Słupska.
Bar mleczny "Poranek" przy al. Wojska Polskiego w Słupsku dziennie wydaje ponad 500 posiłków. Teraz to kultowe miejsce może przestać istnieć, a jego pracownicy znajdą się na bruku.
- Musimy zapłacić ponad milion złotych. To wynika z tego, że urzędnicy przychodząc na kontrolę stwierdzili, że nie przygotowujemy dań prawidłowo i zakwestionowali nasze działanie na kilka lat wstecz. Musimy oddać dotację m.in. przez to, że używamy kiełbasy do barszczu czy boczku do jajecznicy – powiedziała Eugenia Rębacz, prezes PSS Społem, prowadzącej sklepy, piekarnię oraz bary mleczne "Poranek" i "Koziołek Matołek".
"Przez cztery lata dodawaliśmy sól do twarożku i boczek do jajecznicy"
Prezes PSS Społem nie ukrywa, że decyzja urzędników jest dla niej bulwersująca.
– Przez lata sprawdzali jak działamy i nigdy nie mieli uwag, a teraz nagle zobaczyli, że pieprzymy zupę. Przez cztery lata dodawaliśmy sól do twarożku i boczek do jajecznicy, sprzedawaliśmy dania taniej, dzięki budżetowej dotacji. Nagle okazało się, że nie możemy łączyć dotowanych produktów, jak jajka, twaróg, mleko, mąka z przyprawami i mięsem, na które dotacji nie ma – mówi.
Czekają na wyrok
Po pierwszej decyzji urzędników właścicielce "Poranka" zapłacili już 37 tys. zł. Do oddania mają jeszcze - 589,5 tys. zł i 486 tys. zł. PSS Społem odwołało się od tych decyzji do ministerstwa i na razie wstrzymano wykonanie decyzji izby skarbowej.
- Jeśli jednak będziemy musieli zapłacić oznacza to dla nas koniec. 130 osób, które zatrudniamy może stracić pracę – ocenia Eugenia Rębacz.
Z kolei Barbara Szalińska, rzeczniczka prasowa Izby Skarbowej w Gdańsku przekonuje, ze postępowanie ws. PSS Społem jeszcze się nie zakończyło. - Nie możemy komentować tych spraw ze względu na dobro ich podmiotów - powiedziała.
To oznaczałoby katastrofę
Słupskiego baru mlecznego przed resortem finansów broni Rober Biedroń, prezydent Słupska, który obiecał interweniować w tej sprawie. - Kultowe miejsce w Słupsku stoi na granicy upadku. To oznaczałoby katastrofę, bo dla 130 osób nie będzie łatwe znalezienie pracy w mieście, gdzie i tak jest duże bezrobocie – powiedział Robert Biedroń.
Według niego, wszystkiemu winne jest urzędnicze zaniedbanie. – Ten bigos zgotowali nam urzędnicy. Doprowadzili do tego, że przez głupi pieprz i brak regulacji, mamy taką sytuację – podkreślił prezydent Słupska.
Biedroń zwrócił się już do Ministra Finansów z prośbą o wyjaśnienie sytuacji. – Liczę na zdrowy rozsadek i pozytywne rozwiązanie – podkreślił.
Wszystko wskazuje tez na to, że porozumienie może zostać osiągnięte dzięki nowemu rozporządzeniu Ministerstwa Finansów, które zakłada, że od 1 kwietnia lista produktów dotowanych dla barów mlecznych zostanie poszerzona o 90 surowców.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: ws/i / Źródło: TVN24 Pomorze