Latem był Riwierą Północy, zimą miał być jak Zakopane. Tor saneczkowy i lodowisko to nie był szczyt marzeń sopocian, którzy liczyli, że przyjdzie dzień, gdy będą u siebie oglądać Stanisława Marusarza i to na własnej "Krokwi”. Śmiałe marzenie zamieniło się w plan. Ponad 60 lat temu powstał projekt budowy skoczni narciarskiej w Sopocie.
Powojenny Sopot, podobnie jak Gdańsk miał swoją małą drewnianą skocznię narciarską. Ta dumnie wznosiła się na Orlim Wzgórzu, tuż przy Łysej Górze nazywanej pieszczotliwie "sopocką Gubałówką".
Skakali na niej młodzi chłopcy, głodni zabawy, ale z czasem i sukcesów. Jednym z nich był Harry Gawrych.
- Pojawiłem się na skoczni w 1946 roku. Wraz z kilkoma kolegami próbowaliśmy tam skakać. Lecieliśmy tam na 22-23 metry, a punkt konstrukcyjny wynosił 25 metrów. Nie czułem wtedy strachu. Byłem raczej dość odważny. Pamiętam, że miałem wtedy takie poniemieckie narty z żółtymi paskami - opowiada Gawrych. *
Z czasem w Sopocie powstało koło narciarskie, a na tamtejszym obiekcie rozgrywano zawody. Rozpisywała się o nich lokalna prasa.
Część chłopaków dołączyła potem do Międzyzakładowego Budowlanego Klubu Sportowego Lechia.
Buduje się sopocka "Krokiew"
Sopot miał aspiracje. aby być nie tylko letnią stolicą Polski. Bo nadmorski kurort tętnił życiem, nawet wtedy gdy tonął w zaspach, a nie w promieniach słońca. Powstawały obiekty, które miały przyciągnąć miłośników sportów zimowych.
W połowie lat 50. pojawił się pomysł, by zbudować w Sopocie skocznię z prawdziwego zdarzenia. Jej projekt opublikował "Dziennik Bałtycki".
- Pamiętam, że w Sopocie miała powstać skocznia narciarska. Nawet las wykarczowali przy stadionie. Dobre by tam były warunki - wspomina Tadeusz Stawski, który próbował swoich sił w skokach narciarskich w Gdańsku.
Ku wielkiej radości narciarzy i przy ich współudziale buduje się sopocka "Krokiew". Już może tej zimy zobaczymy na sopockiej skoczni Marusarza skaczącego ponad 50 m. Kilkadziesiąt metrów od stadionu "Sparty" w Sopocie jest piękny północny stok wznoszący się ponad 110 m.n.p.m. Na nim narciarze Budowlanych postanowili wybudować wg projektu inżynierów Wasylkiewicza i Kuleszy skocznię, na której można wykonywać skoki do 55 metrów, ze sztucznym rozbiegiem, z trybunami dla widzów, z wieżą dla sędziów i elektrycznym oświetleniem - czytamy w "Dzienniku Bałtyckim".
Obok skoczni miał też powstać tor slalomowy na czterdzieści bramek.
Koniec marzeń
Sopocka "Krokiew" miała być gotowa w maju 1958 roku. Niestety, prace wstrzymano i ostatecznie budowy nigdy nie dokończono. Dlaczego tak się stało? Na ten temat jest wiele plotek. Wedle jednej z nich po prostu zabrakło pieniędzy.
Niektórzy twierdzą, że "śmiały i mądry projekt" po prostu popłynął - i to dosłownie - na pogodzie.
- Z góry zaczęła spływać woda z gliną, która bez przeszkód mogła się wedrzeć na pobliski stadion lekkoatletyczny. Żeby temu zapobiec, usypano wał, a budowę porzucono - opowiadaZbigniew Chodorowski, skoczek z Gdańska. *
Harry Gawrych upadku inwestycji upatruje z kolei w wyjeździe za granicę jednego z twórców projektu.
- Na początku lat sześćdziesiątych Andrzej Kulesza wyjechał z kraju. Z tego co wiem to miał wybrać się do Londynu, gdzie mieszkał jego ojciec. Już nie wrócił do Polski, ułożył sobie życie we Francji - mówi Gawrych. *
Jakie były przyczyny dociekały też lokalne media. W 1960 roku "Dziennik Bałtycki" pisał o "skandalu z sopocką skocznią".
Po kilku latach spora część wykonanych prac została zniszczona przez działania atmosferyczne (woda spłukała dużą część nasypu), a co najgorsze, Sopot nie może przejąć budowy, która do tej pory nie została rozliczona. Obecnie prowadzone jest oficjalne śledztwo w tej sprawie, a do jego zakończenia trudno mówić o kontynuowaniu dalszych prac.
Dziennikarze zastanawiali się też, czy jest sens kontynuowania prac.
W całą tę "imprezę" trzeba jeszcze włożyć sporo pieniędzy, a korzystać z obiektu będzie nieliczna grupa tutejszych narciarzy (notabene m.in. tych, którzy rozpoczęli budowę i do dziś się z niej nie rozliczyli).
Nowa skocznia nie powstała, a sopocianie nie zobaczyli u siebie skoku Marusarza. Dziś skocznie narciarskie nad morzem to już tylko wspomnienie.
*Wypowiedzi bohaterów pochodzą z książki "Bałtyk. Historie zza parawanu".
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: Aleksandra Arendt-Czekała / Źródło: TVN24/ "Bałtyk. Historie zza parawanu"