Ekspedycja nurków po raz drugi dotarła do wraku galeonu zatopionego w XVI w u wybrzeży szwedzkiej wyspy Olandii. Wśród członków Ekspedycji Mars 2013 był Tomasz Stachura, płetwonurek z Gdyni.
Mars to jeden z najpotężniejszych galeonów świata, w XVI w. pływał w służbie Królestwa Szwecji. Na jego pokładzie znajdowało się 107 ogromnych dział, przewoził 800 osób załogi i miał 1,8 tys. ton wyporności.
W sobotę z okrętu wydobyto m.in. działa armatnie, które będzie można od sierpnia zobaczyć w muzeum w Vaestervik (wschodnie wybrzeże Szwecji). - Duży zbiornik z wodą już tam czeka na wydobyte elementy. Będziemy je analizować na oczach publiczności - powiedział telewizji SVT prof. Johan Roennby z Uniwersytetu Soedertoern.
Z polskim akcentem
Pierwsza ekspedycja na wrak odbyła się w 2011 roku. Wówczas ekipa ze Szwecji trafiła na cenne znalezisko, które niemal natychmiast zostało objęte międzynarodowym programem ochrony Marsa i jego inwentaryzacji.
Kilka dni temu odbył się kolejny etap prac badających i dokumentujących stan legendarnej szwedzkiej jednostki. W badaniach brał udział gdyński fotograf Tomasz Stachura.
- To była druga wyprawa, kontynuacja wcześniejszych poszukiwań i badań. Choć byliśmy trochę przyzwyczajeni do tego widoku, to za każdym razem po zejściu na dno, Mars robi niesamowite wrażenie. Po pierwsze jest gigantyczny, w XVI wieku to był największy okręt wojenny na Bałtyku – opowiada Stachura.
Skarby na okręcie
Jak tłumaczy, okręt to gigantyczny skarbiec. - Wszędzie dookoła widać monety i artefakty, na tym okręcie znajdował się cały skarbiec. Wrak jest w doskonałym stanie, nigdy nie został rozkradziony, zniszczony przez sieci, czy żeglugę, i robi imponujące wrażenie. Mars zatonął w wyniku wybuchu, który nastąpił w prochowni, wiec wszelkie zniszczenia wynikają z tego wybuchu. Wszystko jest w perfekcyjnym stanie, to nieprawdopodobna gratka dla historyków. Ten wrak to kapsuła czasu możemy zobaczyć jak wyglądał okręt wojenny sprzed 460 lat – tłumaczy Stachura.
Cenny okręt na dnie
Sam wrak znajduje się 10 mil na wschód od wyspy Olandia na głębokości 73 metrów. Choć jego lokalizacja nie jest tajemnicą, okręt jest pilnowany przed szabrownikami. – Skarb na wraku jest olbrzymi. Dla historyków i archeologów ważniejsze są elementy konstrukcyjne, elementy z życia codziennego załogi. Skupialiśmy się na robieniu zdjęć konstrukcyjnych, a na około walały się monety. Nie mogliśmy ich dotykać, ruszać – wspomina Stachura.
- Do dzisiaj nie wiadomo, czy Mars był trzymasztowy, czy czteromasztowy, a tego typu informacje są dla historyków ważniejsze niż skarby – dodaje.
Podobnie jak w poprzedniej wyprawie głównym zadaniem Stachury było fotografowanie wraku. – Obiekt nie wygląda jak na zdjęciach, te fotografie to mozaika z 600 zdjęć, które zrobiłem. Naprawdę to jest tam kompletnie ciemno, nurek ma widoczność może na 3, czy 5 metrów – wyjaśnia.
Zaproszeni do ekspedycji
Jak tłumaczy Stachura, sam został zaproszony do wyprawy ze względu na dobrą opinię towarzyszącą polskim nurkom. - My Polacy specjalizujemy się bardziej w metalowych wrakach, w południowych częściach Bałtyku. Z kolei okolice Szwecji obfitują w wraki drewniane. Wiadomo jednak, że Polacy mają bardzo duże doświadczenie w takich wyprawach – podkreśla.
Perła na dnie Bałtyku
Mars był flagowym okrętem floty szwedzkiego króla Eryka XIV. Jednostka stanowiła prawdziwy majstersztyk sztuki szkutniczej. Zatonął w 1564 roku po dwudniowej potyczce z Duńczykami. Sam wrak na ląd w całości nie będzie wydobywany, bo jego utrzymanie jest trudniejsze niż wydobycie.
Prof. Roennby ma nadzieję, że wydobyte na powierzchnię elementy okrętu posłużą w przyszłości do budowy kopii statku w skali 1:1, która mogłaby stać się nową atrakcją turystyczną.
Autor: aja/par / Źródło: TVN24 Pomorze, PAP
Źródło zdjęcia głównego: www.stachuraphoto.com | Tomasz Stachura