Sąd Apelacyjny w Warszawie rozpoczął w piątek proces dyscyplinarny b. prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku Ryszarda Milewskiego. Jest on obwiniany o uchybienie godności sędziego przez to, że rozmawiał z podającym się za urzędnika premiera o sprawie szefa Amber Gold.
Milewski nie przyznaje się do zarzutu, jaki postawił mu rzecznik dyscyplinarny Marek Hibner. W jego ocenie zachowanie obwinionego było przewinieniem służbowym polegającym na naruszeniu zasady niezależności sądów i uchybieniu godności urzędu sędziowskiego. Według rzecznika doszło do tego w rozmowie telefonicznej, jaką Milewski 6 września 2012 r. prowadził z osobą podającą się za asystenta szefa kancelarii premiera, w której prezes sądu wyraził gotowość ustalenia terminu posiedzenia dogodnego - jak sądził - dla premiera i szefa KPRM, i wyrażał gotowość wydelegowania sędziów gdańskich na spotkanie z premierem, by zapoznać go ze sprawami dotyczącymi szefa Amber Gold.
- Był to serwilizm wobec przedstawiciela władzy wykonawczej. To niedopuszczalne. Współczuję sędziemu, że dał się wprowadzić w błąd - pewnie nie on jeden mógłby dać się nabrać, ale nie miał prawa rozmawiać o terminie posiedzenia - w tym miejscu powinien zakończyć rozmowę - mówił przed sądem rzecznik dyscyplinarny sędziów, Marek Hibner.
Obrońca Milewskiego: nagranie jest zmanipulowane
Obrońca Milewskiego mec. Jacek Gutkowski podkreślił, że już dwa dni przed rozmową z prezesem Milewskim był wyznaczony termin posiedzenia aresztowego, a nagranie rozmowy zostało zmanipulowane. - Nie mamy oryginału nagrania, opinia biegłego jest niepełna - mówił adwokat.
Według rzecznika dyscyplinarnego w tej sprawie "nie liczy się, kiedy był wyznaczony termin, tylko że prezes w rozmowie z przedstawicielem władzy wykonawczej wyraził gotowość do ewentualnego przesuwania terminu". - Tak to nie powinno wyglądać - dodał.
"Taka była atmosfera"
- Sytuacja w tamtych dniach była nietypowa - mówił w wyjaśnieniach b. prezes Milewski. Jak podkreślał, gdy na jaw wyszła afera Amber Gold, ówczesny minister sprawiedliwości przemawiał w Sejmie, a do niego dzwonił wiceminister Wojciech Hajduk z poleceniem przesyłania mu akt do ministerstwa - co było wtedy prawnie niedopuszczalne. - Żądano ode mnie dyscyplinarek i ściągnięto te akta inną drogą. Taka była atmosfera - mówił Milewski.
Zaprzeczył, by omawiał przez telefon termin posiedzenia aresztowego ws. Amber Gold. Jak podkreślił, każdy może się dowiedzieć o termin posiedzenia aresztowego. - Gdy zapytano mnie w rozmowie, czy sędziowie to moje zaufane osoby, nabrałem podejrzeń i sam zawiadomiłem organa ścigania - dodał.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: ws/iga / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24