Policjanci z Gryfic (woj. zachodniopomorskie) pod nadzorem prokuratury prowadzą postępowanie w sprawie trzech obywateli Niemiec, którzy na uszkodzonej tratwie dryfowali po jeziorze. Mężczyźni prowadzili poszukiwania zatopionego podczas wojny niemieckiego samolotu. Według ustaleń prokuratury, poszukiwacze nie posiadali wymaganej zgody wojewódzkiego konserwatora zabytków na prowadzenie badań.
W piątek, 24 lutego, trzej obywatele Niemiec, dryfujący po jeziorze Resko Przymorskie, wezwali na pomoc służby, po tym jak z powodu awarii silnika ich platforma została zniesiona w zarośla.
- Oni pływali specjalistyczną platformą do pracy, ewidentnie czegoś tam szukali. Znając historię tego jeziora doskonale wiem, że znajduje się w nim wrak niemieckiego wodnopłatowca Dornier Do-24. Wraz ze swoją ekipą w 2009 roku go znalazłem. Ja w tym samolocie byłem, wszedłem do niego cały i mogłem swobodnie rozłożyć ręce. To jezioro jest bardzo specyficzne, są tam dwa metry wody i trzy metry mułu. Widoczność jest zerowa o każdej porze roku - mówi dyrektor Muzeum Oręża Polskiego Aleksander Ostasz.
Jak podkreśla Aleksander Ostasz, mężczyźni ryzykowali życiem, uczestnicząc w takiej eskapadzie w środku zimy.
- Ktoś, kto w lutym w taką pogodę pracuje na wodzie jest albo bardzo nierozsądny albo chce, aby go nikt nie widział. Tam na wodzie czy wokół jeziora nie ma żywego ducha o tej porze roku. Ci ludzie mogli zginąć, bo pogoda była straszna. Gdyby którykolwiek wypadł do wody, temperatura zabiłaby go błyskawicznie - tłumaczy.
Jak przekazał podkom. Zbigniew Frąckiewicz, oficer prasowy policji w Gryficach, śledczy pod nadzorem Prokuratury Rejonowej w Gryficach prowadzą czynności pod kątem wyjaśnienia przyczyny awarii, ale też obecności trzech mężczyzn na tym zbiorniku wodnym oraz posiadania przez nich odpowiednich pozwoleń i dokumentów na prowadzenie poszukiwań.
Mężczyźni zostali już przesłuchani w charakterze świadków.
- Obywatele Niemiec niektóre pozwolenia mieli, m.in. zgłosili do IPN chęć poszukiwania szczątków ludzkich, mieli zgodę Wód Polskich na przebywanie w tym obszarze, ale jeszcze do tych czynności wymagana jest zgoda wojewódzkiego konserwatora zabytków oraz innych organów - mówi prok. Piotr Wieczorkiewicz z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.
Jak podała prokuratura, "z poczynionych dotychczas ustaleń wynika, że poszukiwacze nie posiadali wymaganej zgody wojewódzkiego konserwatora zabytków na poszukiwania wraku". Jak dodano, w sprawie trwają czynności dowodowe, dotychczas nikomu nie przedstawiono zarzutów i dochodzenie znajduje się w stadium in rem - w sprawie.
Mężczyźni prowadzili specjalistyczne badania
Okazuje się, że prace na jeziorze przeprowadzała specjalistyczna firma z Niemiec w łączności z Niemieckim Ludowym Związkiem Opieki nad Grobami Wojennymi. O fakcie tym poinformował Tomasz Czabański, dyrektor Pracowni Badań Historycznych i Archeologicznych Pomost, która współpracuje ze związkiem "w temacie poszukiwań i ekshumacji niemieckich żołnierzy poległych na terenie Polski podczas drugiej wojny światowej". Podał przy tym, że pracownia "wystąpiła w ubiegłym roku o uzyskanie wszelkich stosownych zezwoleń na prowadzenie prac na terenie jeziora Resko Przymorskie".
Prace "mające na celu ustalenie dokładnej lokalizacji wraku samolotu, co do którego istnieje podejrzenie, że mogą na jego pokładzie wciąż zalegać szczątki ludzkie" – jak przekazał Czabański – prowadzone były w oparciu o decyzję prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, pozwolenia PGW Wody Polskie Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Szczecinie, pozwolenie Nadzoru Wodnego w Gryficach oraz opinię wojewódzkiego konserwatora zabytków w Szczecinie z dnia 6 czerwca 2022 r. Jak podkreślił, Wody Polskie o terminach prowadzonych prac były informowane z należytym wyprzedzeniem. Dodał też, że "w przypadku zlokalizowania wraku firma niemiecka wykonująca te prace miała wystąpić z nowym wnioskiem" do Wód Polskich o "zawarcie z tą instytucją umowy wodnoprawnej". - Oprócz tego planowano też zgodnie z obowiązującymi przepisami wystąpić z odpowiednim wnioskiem do wojewódzkiego konserwatora zabytków w Szczecinie – poinformował dyrektor Czabański Rzeczniczka Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Szczecinie Natalia Chodań przekazała, że w połowie czerwca ub.r. zarząd wyraził zgodę na dysponowanie nieruchomością, pod warunkiem, że o terminie przystąpienia do realizacji prac i ich zakończeniu pracownia jest zobowiązana informować Nadzór Wodny w Gryficach, a także, że prace należy prowadzić po poinformowaniu użytkownika obwodu rybackiego, tak, by nie kolidowały one z jego działalnością. Poinformowała również, że wpłynęły cztery informacje o terminach prac poszukiwawczych, w tym ostatni: 21-24 lutego 2023 r. Jak twierdzi wojewódzki konserwator zabytków w Szczecinie Tomasz Wolender, pracownia zwracała się do Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków z zapytaniem o to, czy teren planowanych prac ekshumacyjnych podlega ochronie konserwatorskiej. W odpowiedzi usłyszała, że działka znajduje się poza rejestrem zabytków, nie została ujęta w wojewódzkiej ewidencji zabytków, a na jej terenie nie ma zlokalizowanego stanowiska archeologicznego. Poinformował przy tym, że pracownia nie zwracała się o pozwolenie na prowadzenie badań archeologicznych ani na prowadzenie poszukiwań zabytków przy użyciu urządzeń elektronicznych na terenie jeziora Resko Przymorskie. Rzecznik IPN Rafał Leśkiewicz przekazał, że pracownia otrzymała zezwolenie na ekshumację szczątków z okresu drugiej wojny światowej i przeniesienie ich na cmentarz wojenny w Glinnej. Zaznaczył jednak, że konieczne było powiadomienie o pracach z czternastodniowym wyprzedzeniem m.in. dyrektora oddziału IPN w Szczecinie, inspektora sanitarnego, wojewodę, wojewódzkiego konserwatora zabytków i Polski Czerwony Krzyż. IPN nie został jednak powiadomiony o rozpoczęciu prac, co w ocenie Instytutu jest uchybieniem formalnym.
Na pokładzie samolotu znajdowały się dzieci
Wiosną 1945 roku Sehe Nord Gruppe - dywizjon ratownictwa morskiego ewakuował uciekających przed ofensywą Armii Czerwonej Niemców, w tym całe grupy dzieci. Zorganizowano most powietrzny. Jednym z wysuniętych na wschód przyczółków była baza w Rogowie - wsi leżącej nad jeziorem Resko. Na brzegu jeziora tłoczyło się kilka tysięcy osób. Samoloty startowały jeden za drugim. Przystosowane do przewożenia dwudziestu osób, zabierały na pokład nawet setkę.
5 marca, jeden z tych wodnopłatowców, Do-24 natychmiast po starcie spadł i zatonął w jeziorze. W samolocie było prawie 80 dzieci.
Są dwie hipotezy, jak doszło do wypadku. Jedna mówi, że samolot był przeciążony a w czasie startu pasażerowie zsunęli się na tylną część ogona i pilot utracił sterowność. Druga hipoteza zakłada jednak, że to nie był tragiczny wypadek, a skutek natarcia Armii Czerwonej. Zdaniem Mirosława Huryna z Fundacji Fort-Rogowo, świadczą o tym fragmenty wraku samolotu, które udało się z jeziora wyciągnąć. Według niego jest w niej m.in. odłamek przeciwpancerny, wystrzelony z rosyjskiego czołgu.
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum - Aleksander Ostasz