Ekspedycja nurków dotarła do wraku galeonu zatopionego w XVI w u wybrzeży szwedzkiej wyspy Olandii. Udało im się z niego wydobyć prawdziwy skarb - srebrne monety o wielkiej wartości historycznej. Wśród członków szwedzkiej ekspedycji był Tomasz Stachura, płetwonurek z Gdyni.
Mars to jeden z najpotężniejszych galeonów świata, w XVI w. pływał w służbie Królestwa Szwecji. Na jego pokładzie znajdowało się 107 ogromnych dział, przewoził 800 osób załogi i miał 1800 ton wyporności.
Skarb narodowy
- Ekipa ze Szwecji trafiła na ten wrak w sierpniu 2011 roku i jest to naprawdę skarb narodowy Szwedów . Znalezisko okazało się na tyle cenne, że powstał międzynarodowy program ochrony Marsa i jego inwentaryzacji – mówi Tomas Stachura. - Wrak spoczywa 10 mil na wschód od wyspy Olandia, więc jest bardzo blisko i łatwo tam dopłynąć – dodaje.
Mars zatonął w 1564 roku po dwudniowej potyczce z Duńczykami. - Król Danii bardzo chciał go przejąć, żeby mieć w swojej flocie największy wówczas okręt wojenny. Niestety nastąpił wybuch, który zatopił jednostkę – opowiada Stachura.
4000 monet
Wybuch przyczynił się do tego, że nurkowie natrafili na ślad skarbu.
- Jedna z monet, tak jak odłamek, prawdopodobnie w wyniku wybuchu wbiła się w burtę statku – relacjonuje Stachura. – Wszyscy wiedzieliśmy, że te monety gdzieś są, ale kiedy trzeciego dnia ekspedycji udało się nam na nią natrafić, emocje sięgnęły zenitu. Te monety są rozrzucone, w sumie jest ich około 4 tys.
Bałtyk dobrze konserwuje
Galeon Mars zachował się w bardzo dobrym stanie. Tomasz Stachura tłumaczy, że to dlatego, że Morze Bałtyckie ma odpowiednie właściwości.
- Na Bałtyku nie ma za bardzo tlenu na dużych głębokościach, więc nie ma też robaka, który nazywa się świdrak okrętowy i zjada drewno – wyjaśnia nurek. - I Bałtyk jest fenomenalnym akwenem, ponieważ idealnie konserwuje drewno, nie niszczy za bardzo metalu. Ten wrak, który ma 450 lat, wygląda jakby był zupełnie nowy.
Inaczej jest w wodach Morza Północnego czy w Egipcie, gdzie wraki są obrośnięte kilkudziesięcioma centymetrami muszli i tzw. konkrecji i nie można ich zobaczyć.
- W Bałtyku schodząc na dół, czujemy się, jakbyśmy się cofali w czasie – przekonuje Tomasz Stachura.
Będzie wirtualne nurkowanie
Tomasza Stachurę Szwedzi zaprosili, bo jest nurkiem-fotografem. Dzięki jego dokumentacji zdjęciowej powstanie specjalna mozaika, czyli widok wraku z góry, który posłuży to stworzenia wizualizacji 3D.
- Dzięki temu każdy, nie tylko nurek, mógł zejść sobie wirtualnie na wrak i go obejrzeć – zapewnia Stachura.
Sam wrak na ląd wydobywany nie będzie, bo jego utrzymanie jest trudniejsze niż wydobycie. Jak tłumaczy nurek, Szwedzi przekonali się o tym, wydobywając słynny okręt Waza znajdujący się obecnie w Sztokholmie.
- Oczywiście, te bardzo cenne skarby, które odkryliśmy, zostaną wydobyte – dodaje Stachura.
Królewska wizyta
Odkrycie ekspedycji było na tyle ważne, że podczas prac odwiedził nurków przebywający w pobliżu na wakacjach król Szwecji Karol XVI Gustaw, który sam jest nurkiem.
- Spędził z nami 4 godziny, popłynął z nami na pozycję – wspomina Tomasz Stachura. - Oglądał też z nami dno przy pomocy kamery samobieżnej.
Przy okazji król zainteresował się też pudełkiem, w którym zgromadzone były pierwsze wydobyte monety.
- To byłe zwykłe śniadaniowe pudełko, ale kiedy znaleźliśmy monety, chwila była na tyle doniosła, że wszyscy nurkowie z ekspedycji złożyli na nim swoje podpisy – opowiada Stachura. – I król zapytał, czy tez może złożyć autograf. Potem kamerdyner powiedział nam, że pierwszy raz w historii widział króla w takiej sytuacji. Podobno wolno podpisywać mu się tylko na oficjalnych dokumentach – dodaje Stachura.
W ekspedycji brało udział 17 nurków.
Autor: maz / Źródło: tvn24