Zatrzymał się, żeby odebrać pieniądze od firmy pocztowej. Wtedy, jak twierdzi, ktoś mu ukradł samochód. Konwojent z Koszalina zgłosił policji, że zniknęło auto, w którym przewoził około 900 tysięcy złotych. Samochód znalazł się kilka ulic dalej. Kiedy namierzyli go policjanci, stał w płomieniach. Gotówka zniknęła.
Volkswagen caddy zniknął w piątek po godzinie 20. Samochód miał zostać skradziony w momencie, kiedy 60-letni konwojent odbierał pieniądze od firmy pocztowej przy ulicy Poprzecznej w Koszalinie.
Tuż po tym, jak na policję dotarło zgłoszenie o kradzieży, funkcjonariusze otrzymali informację o płonącym aucie przy ulicy Lechickiej (to kilka ulic dalej).
Kiedy dotarli na miejsce, auto jeszcze się paliło. Okazało się że to właśnie volkswagen konwojenta. W środku nie było jednak gotówki, o której mówił policjantom.
Sprawę bada prokuratura
W sobotę rano właściciel firmy ochroniarskiej złożył zawiadomienie o kradzieży.
- Z naszych informacji wynika, że w pojeździe znajdowała się gotówka w kwocie około 900 tysięcy złotych - mówi rzeczniczka koszalińskiej policji Monika Kosiec. Postępowanie w sprawie kradzieży samochodu firmy ochroniarskiej i przewożonych nim pieniędzy prowadzone jest pod nadzorem Prokuratury Okręgowej w Koszalinie. Policjanci ustalają między innymi ostateczną kwotę, którą podjął i przewoził konwojent, sprawdzają monitoringi, przesłuchują świadków.
Konwojent i właściciel firmy ochroniarskiej nie zostali jeszcze przesłuchani.
Autor: ww / Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24