- W medykach przestano już widzieć bohaterów. Okazali się leniami, którym nie chce się pracować, a placówkom medycznym zaczęto zarzucać "robienie interesów na covidzie". Tak, proszę Państwa, takie głosy do nas dochodziły - piszą z żalem pracownicy szpitala w Pucku (Pomorskie). W mediach społecznościowych opublikowali film, na którym pokazali pracę w szpitalu. - Otwieramy drzwi! Chcąc ukrócić wszelkie spekulacje - stwierdzili.
Szpital Pucki opublikował w mediach społecznościowych krótki film, w którym pokazuje, jak wygląda ich praca w czasie epidemii COVID-19. Nagranie powstało na oddziale pediatrycznym. Jak mówi Oksana Rabij-Zabłotna, specjalistka ds. marketingu szpitala, wcześniej było tam pełno dzieci, na ścianach były kolorowe obrazki. Teraz leżą tam pacjenci z koronawirusem. Lekarze i pielęgniarki ubrani są od stóp do głów w kombinezony. Żeby się odróżnić, na plecach markerami napisali swoje imiona.
"W medykach przestano już widzieć bohaterów… okazali się leniami, którym nie chce się pracować a placówkom medycznym zaczęto zarzucać 'robienie interesów na covidzie'. Tak, proszę Państwa, takie głosy do nas dochodziły... Smutne to… no więc proszę Państwa, otwieramy drzwi! Chcąc ukrócić wszelkie spekulacje... pokazujemy jak obecnie wygląda rzeczywistość za zamkniętymi drzwiami Szpitala Puckiego... materiał, który dziś Państwu prezentujemy, to tylko fragment naszej 'nowej codzienności'. Nowych, warunków pracy pielęgniarek, lekarzy, ratowników i pań z działu higieny" - czytamy w opublikowanym poście.
Jak mówi Oksana Rabijn-Zabłotna, ona również brała udział w nagraniu filmu.
- Ubrałam się w kombinezom i spędziłam na oddziale covidowym 49 minut. Powiem szczerze, że to dla mnie trudne doświadczenie - mówi. - Ogromny szacunek dla ludzi, z którymi współpracujemy. Stają na wysokości zadania, odpowiedzialnie podchodzą do swojej pracy - dodaje.
Bożena Andryskowska, naczelna pielęgniarka szpitala w Pucku mówi z kolei, że ma nadzieję, iż film otworzy oczy wielu osobom i pokaże, jak wygląda ich praca.
- Słyszymy, że nic się nie dzieje w szpitalu, karetki stoją pod szpitalem, może statyści, może aktorzy. To nie jest prawda, ten, kto miał szczęście albo nieszczęście bycia w szpitalu, czy jako pacjent, czy jako personel, to doskonale wie, że to nie jest zabawa - mówi Andryskowska. - Praca w szpitalu w ogóle nie jest łatwa, a ubrać się w kombinezon, gdzie ograniczona jest widoczność, wykonywanie czynności pielęgniarskich, założenie chociażby wkłucia to jest naprawdę duży problem, nawet dla pielęgniarek z dużym doświadczeniem - dodaje.
"Wylano na nas wiadro zimnej wody, zabrakło tylko czarodziejskiej różdżki"
Szpital Pucki miał zaledwie kilka dni, aby zrealizować decyzję wojewody pomorskiego z 19 października i stać się obiektem dla pacjentów z koronawirusem. Musieli przygotować 69 łóżek, trzy musiały być z respiratorami. Odwołano zaplanowane zabiegi, a pacjentów wypisano. Wszystko się pozmieniało.
"Szanowni Państwo, decyzja Wojewody Pomorskiego o przekształceniu na trwale zapisze się w historii Szpitala Puckiego… dostaliśmy właściwie 2 dni aby stać się szpitalem zakaźnym. Zabrakło tylko czarodziejskiej różdżki… Pojawiło się za to wiadro zimnej wody, które z impetem wylało się na nasze głowy" - napisali pracownicy szpitala.
Pracownicy przyznali w opublikowanym poście, że jeszcze wiosną, kiedy "średnia zakażeń na SARS-CoV-2 nie przekraczała 500 przypadków" czuli wsparcie i zrozumienie.
"Później wakacje… głęboki oddech i powtarzane niczym mantra komunikaty, dotyczące czyhającego zagrożenia, których nikt - niestety - nie chciał słuchać. Równolegle z tym pojawiły się teorie spiskowe i bunt związany z osłanianiem ust i nosa" - stwierdzili w poście.
Oksana Rabij-Zabłotna dodaje również, że szpital jest w trudnej sytuacji finansowej. Wspierając stowarzyszenie na rzecz szpitala "Nasze Zdrowie", można pomóc placówce w Pucku.
Jak mówi, zawsze rodzina pacjentów przywoziła im rzeczy osobiste, teraz nie jest to możliwe, bo często oni sami są w kwarantannie.
- Dotychczas nie było problemu tego typu, że pacjenci przyjeżdżali do szpitala, nie mając ze sobą kompletnie nic. W tym momencie to my jako szpital zabezpieczamy ich w chociażby przybory toaletowe. Nigdy nie mieliśmy potrzeby zakupu tego. W tym momencie są to mydła, żele pod prysznic, płyny do higieny jamy ustnej - wymienia Rabij-Zabłotna.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Szpital Pucki