Od poniedziałku 4 maja większość pracowników transgranicznych będzie mogła przejeżdżać z kraju do kraju bez konieczności odbywania 14-dniowej kwarantanny. W tej większości nie ma medyków. Ci skarżą się, że czują się dyskryminowani i rozdzieleni z rodziną. I organizują protesty na przejściach granicznych.
W poniedziałek w życie wchodzi rozporządzenie Rady Ministrów znoszące częściowo obostrzenia związane z pandemią COVID-19. Odetchną między innymi Polacy i Niemcy, którzy pracują po drugiej strony granicy – dotychczas nie mogli oni dotrzeć do pracy lub domu ze względu na obowiązek dwutygodniowej kwarantanny. Teraz ten wymóg zostanie zniesiony, ale nie dla wszystkich.
Według rozporządzenia, zwolnienie z obowiązkowej kwarantanny nie będzie dotyczyć medyków oraz osób pracujących w jednostkach pomocy społecznej.
Pominięcie tych zawodów spowodowało kolejne protesty na granicy w województwie zachodniopomorskim. W miniony piątek pikieta w tej sprawie odbyła się w Lubieszynie oraz niemieckim Linken. Protestujący mieli banery wyrażające solidarność z medykami.
"Ewidentnie dyskryminujący charakter"
Oburzenie w tej sprawie wyraziła także Naczelna Rada Lekarska, która opublikowała na swojej stronie internetowej oświadczenie. Czytamy w nim: "Kwestionowana przez samorząd lekarski treść § 3 ust. 5 projektu rozporządzenia (rozporządzenie z tym przepisem weszło już w życie - red.) jest głęboko krzywdząca dla lekarzy i lekarzy dentystów oraz dla pozostałego personelu medycznego. Sugeruje bowiem, że to właśnie personel medyczny jest głównym źródłem przenoszenia zakażenia COVID-19. Tym samym projektowane rozporządzenie Rady Ministrów podsyca atmosferę nieufności wobec lekarzy i w gruncie rzeczy niewiele różni się od szykan, które już obecnie spotykają niektóre osoby wykonujące zawody medyczne w ich środowiskach lokalnych tylko z tego powodu, że pracują w ochronie zdrowia".
Dalej NRL podnosi, że uzasadnienie rozporządzenia powołuje się tylko enigmatycznie na "sytuację epidemiczną" i kwestie sanitarne. Rada uważa, że takie potraktowanie lekarzy ma "ewidentnie dyskryminujący charakter" i sparaliżuje życie medyków, których dotyczy. Piszą także wprost, że takie potraktowanie "przyczynić się może do utraty pracy, a co za tym idzie również utraty źródła dochodu nie tylko lekarzy i lekarzy dentystów, ale również ich rodzin".
- Te decyzje nie są podyktowane względami epidemiologicznymi – uważa Bartosz Guźmiński, lekarz, który pracuje w gabinecie okulistycznym w niemieckim Prenzlau. – W całym powiecie Uckermark, w którym pracuję, zakażonych jest 35 osób, a w samym Szczecinie ponad 50 i osoby, które pracują w Szczecinie, mogą wrócić do domów, a my nie – denerwuje się.
Ręce zmacerowane tęsknotą
Guźmiński uważa także, że pracownicy służby zdrowia stanowią najbardziej zabezpieczoną grupę. – Ja ręce od płynu dezynfekcyjnego mam praktycznie totalnie zmacerowane. Używamy wszelkich zabezpieczeń, a zostajemy postawieni przed dylematem moralnym - zostawić rodzinę czy zostawić pacjentów – mówi Guźmiński. - Jest to głęboko niesprawiedliwe – uważa.
Podobnie wypowiada się Marek Kaczmarczyk – ginekolog, który mieszka w Szczecinie, a pracuje w niemieckim Angermünde. - Żona została z 8-miesięczną córką. Ostatnio widziałem ją, jak raczkowała, a zobaczę ją chyba, jak będzie już chodziła – żali się. – Jesteśmy jakby naznaczeni – komentuje.
Podkreśla, że najgorsza jest niepewność utraty pracy. - Jeśli to się przedłuży, to mogą zacząć z nami rozwiązywać kontrakty – martwi się.
Lekarze zapowiadają kolejne pikiety na granicy.
Źródło: TVN24 Pomorze