Na Kamiennej Górze w Gdyni betonowe ogrodzenie zasłoniło widok na Zatokę Gdańską. - To miejsce jest przeznaczone pod zieleń, pod punkt widokowy. Powinno być dostępne - mówi Agata Grzegorczyk, rzeczniczka gdyńskiego urzędu miasta. I dodaje, że ogrodzenie to "samowola budowlana".
Przy ulicy Mickiewicza w Gdyni stanęło betonowe ogrodzenie z tabliczką "Teren prywatny. Wstęp wzbroniony".
O ponad dwumetrowym murze urzędnicy dowiedzieli się w piątek od mieszkańców.
- Ten mur absolutnie nie powinien tutaj stanąć - mówi Agata Grzegorczyk i dodaje, że cały teren na Kamiennej Górze jest pod opieką konserwatora zabytków.
- Każda budowa, która tutaj miałaby się odbyć powinna być uzgodniona z miejskim konserwatorem zabytków. Ta budowa takiego uzgodnienia nie posiada - tłumaczy.
"Inspektor może nakazać rozbiórkę"
Kamienna Góra to dzielnica Gdyni, a ulica Mickiewicza jest jednym z punktów popularnej trasy spacerowej. To właśnie w tym miejscu jest taras widokowy, z którego rozpościera się widok na Zatokę Gdańską.
- Każdy, kto był w Gdyni, zarówno gdynianin, jak i turysta, wie, że jest to punkt widokowy. To zresztą jest zaznaczone w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego - zauważa rzeczniczka.
Urzędnicy zgłosili już betonowe ogrodzenie z prefabrykatów do powiatowego inspektora nadzoru budowlanego. - Ma on kompetencje nakazać nie tylko rozbiórkę tego ogrodzenia, ale także ukarać sprawcę grzywną. Jest to samowola budowlana - podsumowuje Grzegorczyk.
"To jest nasza rodzinna działka"
Zadzwoniliśmy pod numer widoczny na tablicy przywiązanej do ogrodzenia. Oddzwonił mężczyzna podający się za współwłaściciela terenu. Nie zgodził się na podanie imienia i nazwiska.
- To jest nasza rodzinna działka, którą odzyskaliśmy po bitwie pomiędzy właścicielem prawowitym, czyli nami a miastem, które wywłaszczyło nas z tej działki w latach 50. - mówi mężczyzna.
Dodaje, że po 15 latach walki, w styczniu 2018 roku sąd nakazał miastu wydanie działki. - Mimo to działka była bezprawnie użytkowana przez wiele lat przez miasto. Nie odpowiadali na nasze prośby, później nawet żądania, aby się stamtąd wyprowadzili. Nie zlikwidowali nawet parkingu, za który jeszcze do piątku pobierali opłaty - tłumaczy nasz rozmówca.
"Musieliśmy się odgrodzić"
Ale według Grzegorczyk, sprawa dotycząca własności tego terenu wciąż toczy się w sądzie. Zastrzega jednak, że kwestie własnościowe nie mają w tym wypadku większego znaczenia. - Zostało wysunięte roszczenie wobec terenu, który należał do miasta. Ale to jest nieistotne, bo prawo jest równe dla wszystkich i każdy, kto chce tutaj budować, musi uzgodnić swoją inwestycję z miejskim konserwatorem zabytków - wyjaśnia urzędniczka.
Współwłaściciel terenu przyznaje, że nie wiedział o tym, że jego rodzina powinna wystąpić o taką zgodę. - Mamy informację od naszych prawników, że mamy prawo taki płot postawić na swojej działce i to zrobiliśmy. Jest on na odpowiedniej wysokości z odpowiednich materiałów. O tym, że popełniliśmy samowolę budowlaną, jak to nazywa miasto, nie jesteśmy poinformowani. Jeżeli tak, no to wystąpimy o pozwolenie na postawienie tego ogrodzenia - zapewnia.
Przekonuje jednak, że ogrodzenie, w takiej bądź innej formie, będzie. Dlaczego? - To jest nasza nieruchomość i mamy do tego prawo. Tym bardziej, że to jest na skarpie. Jak ktoś spadnie, złamie sobie kark, to kto jest odpowiedzialny za nieszczęścia na nieruchomości? Właściciel. Tym bardziej musieliśmy się odgrodzić - podsumowuje.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: MAK/b / Źródło: tvn24.pl