Biegli z zakresu pisma i księgowości zbadają dokumentację zebraną przez śledczych w związku z działalnością piramidy finansowej, której jednym z filarów miał być znany profesor Uniwersytetu Gdańskiego. Kwoty, które wpłacali inwestorzy, sięgają od kilkuset tysięcy do prawie 2 mln złotych.
Gdańska prokuratura bada sprawę piramidy finansowej, której jednym z filarów miał być znany profesor Uniwersytetu Gdańskiego. Jak poinformowała rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Gdańsku prok. Grażyna Wawryniuk, nadal prowadzona jest analiza kryminalistyczna przepływów finansowych.
- Po jej zakończeniu planowane jest powołanie biegłego z zakresu księgowości-rachunkowości. Prokurator otrzymał opinię informatyczną dotyczącą zawartości zabezpieczonych nośników oraz powołał biegłego z zakresu badania pisma - dodała.
Śledztwo w tej sprawie prowadzi wydział przestępczości gospodarczej Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. Śledczy przesłuchują świadków, w tym pokrzywdzonych w tej sprawie.
Jak dotąd zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa w związku działalnością funduszu inwestycyjnego działającego w Trójmieście złożyło kilka osób. Wśród osób zachęcających do "wejścia w interes" przewijają się nazwiska znanych biznesmenów.
"Amber Gold dla bogatych"
Pierwsze zawiadomienie w tej sprawie wpłynęło do Prokuratury Okręgowej w Gdańsku na początku stycznia ub. roku. Poza profesorem Uniwersytetu Gdańskiego dotyczyło też prezesa funduszu inwestycyjnego oraz jednego z członków zarządu.
Pokrzywdzeni zarzucają organizatorom funduszu oszustwa, działanie w zorganizowanej grupie przestępczej oraz wyrządzenie co najmniej 9 mln zł strat, które ponieśli pożyczkodawcy i konsorcjanci. Kwoty, które wpłacali inwestorzy, sięgają od kilkuset tysięcy do prawie 2 mln złotych.
Funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego Policji zabezpieczyli dokumentację kilku spółek, przewijających się w sprawie. Jak ustalił dziennikarz PAP, latem 2015 r. do prezesa warszawskiej spółki miał zgłosić się znany pomorski biznesmen, który opowiedział mu o intratnej inwestycji polegającej na finansowaniu wynajmu samochodów zastępczych udostępnianych klientom zakładów ubezpieczeń, aby czerpać zyski z wierzytelności wobec ubezpieczycieli. Jako "twarz" projektu biznesmen przedstawił profesora Uniwersytetu Gdańskiego, uznanego w trójmiejskim środowisku ekonomisty. Sam biznesmen także znalazł się w gronie osób, które złożyły zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Był już przesłuchiwany przez CBŚP.
Jak wyjaśniał sam naukowiec, spółka miała pozyskiwać finansowanie dla projektu i gwarantować inwestorom wysokie zyski z zainwestowanej gotówki. Z zawiadomienia wynika, że zarówno biznesmen, jak i profesor UG mieli zapewniać, że pieniądze wpłacone na inwestycję będą służyć do finansowania zakupu samochodów, dzięki wynajęciu których firma miała zarabiać na wierzytelnościach wobec zakładów ubezpieczeń.
Prezes warszawskiej spółki został przekonany do biznesu, został konsorcjantem przedsięwzięcia i wpłacił 770 tys. zł. Półtora roku później – inna spółka tego samego biznesmena wpłaciła 1 mln zł. Pieniędzy nie odzyskała.
Wśród pokrzywdzonych jest m.in. sopocki przedsiębiorca i gdyńska sędzia.
- Straciłam pieniądze przeznaczone na mieszkanie dla córki. Podpisaliśmy umowę pożyczki i udziału w konsorcjum. Działalność tej spółki to piramida finansowa przypominająca Amber Gold, ale dla bogatych - mówiła kobieta.
"Ryzyko biznesowe"
Założyciel funduszu – profesor UG miał stwierdzić, że sam poniósł straty na działalności spółki, a konsorcjanci ponosili po prostu ryzyko biznesowe. Prezes spółki tłumaczył natomiast, że starał się namówić pożyczkodawców i konsorcjantów do przejęcia w zamian za zainwestowaną gotówkę wierzytelności z zakładów ubezpieczeniowych. Twierdził, że gotówki nie może oddać, bo po prostu jej nie ma.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Jarek Fethke / Shutterstock