Dom gościnny w ośrodku jeździeckim w Nowym Worowie (Zachodniopomorskie) nigdy nie został oficjalnie odebrany przez straż pożarną, choć organizowano tu kolonie od wielu lat. Straż, zawiadomiona przez jedną z matek, informuje, iż nie spełniał on wymogów. Około 30 dzieci zostało ewakuowanych.
9-letnia córka Dominiki Jackowskiej pojechała na obóz jeździecki organizowany przez agroturystykę "UL" w Nowym Worowie (powiat drawski). Twierdzi jednak, że zamiast wypoczynku została wystawiona na dużą dawkę stresu.
– Od początku wyjazdu, czyli od ubiegłej niedzieli, córka sygnalizuje różnego rodzaju problemy. Począwszy od tego, że wieczorami dzieci pozostawione są same sobie. Do tego jeszcze był wypadek, bo dziecko uderzyło się w głowę, a opiekunka kazała jej się położyć i pójść spać bez informowania rodziców – opowiada.
"Decyzja o zamknięciu budynku"
Gdy córka powiedziała jej, w jakich warunkach mieszka, Jackowska postanowiła zadzwonić do właściciela ośrodka. Gdy ten pozostał głuchy na uwagi, zawiadomiła kuratorium, straż pożarną oraz sanepid. Służby w piątek zjawiły się na kontroli.
Najpierw okazało się, że obóz w ogóle nie został zgłoszony do kuratorium. Straż pożarna z kolei stwierdziła, że budynek, w którym mieszkały dzieci, nigdy nie został przez nią odebrany i skontrolowany.
- Na miejscu zostały stwierdzone liczne nieprawidłowości związane z zabezpieczeniem przeciwpożarowym obiektu, na przykład brak gaśnic, nieprawidłowości związane z wyznaczeniem dróg ewakuacyjnych, nieodpowiednia dokumentacja z przeglądu instalacji czy źle składowane materiały łatwopalne – wyjaśnia młodszy kapitan Tomasz Kubiak, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Szczecinie. – W związku z tym została wydana decyzja o zamknięciu budynku do użytkowania.
- Poinformowane zostały wszystkie służby, a dzieci zostały zabrane do domów przez rodziców – relacjonuje strażak.
Wini "niezadowolonych rodziców"
Małgorzata Kapłan z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Szczecinie poinformowała nas, że ich kontrola nie wykazała większych uchybień. Ale kuchnia, gdzie przygotowywane były posiłki dla dzieci, nie była nigdy zgłoszona do sanepidu i skontrolowana. – Nikt nie został ukarany mandatem, podane zostały jedynie wskazówki i pouczenia, jak ma dalej wszystko funkcjonować – mówi Kapłan.
Sam właściciel w sobotę był dla nas nieuchwytny. W piątek wieczorem, gdy trwały kontrole, powiedział w biegu naszej reporterce, że "teraz jest zajęty". Na pytanie o przyczyny kontroli stwierdził, że "pewnie niezadowoleni są rodzice".
W sobotę nie odbierał telefonów.
Rozpacz po "wakacjach życia"
W piątek wieczorem rodzice zjawili się w ośrodku po swoje dzieci. Większość była bardzo niezadowolona z rozwiązania obozu. – To były wakacje życia córki. Chciałam przedłużyć jej pobyt. Nie wiem, czemu muszę ją zabrać – powiedziała nam jedna z matek.
- Dzieci są bardzo zrozpaczone. Wszystkie były bardzo zadowolone z obozu i płaczą. Tu był jeden wielki płacz – przekazała nam Maria Włodarska, inna matka. – To miejsce z klimatem, z nastrojem. Ja bym tu na pewno następny raz przysłała swoją córkę – dodała.
Dominika Jackowska swojej córki raczej do tej agroturystyki nie przyśle. – Właściciel ma zupełnie lekceważące podejście do bezpieczeństwa dzieci – twierdzi.
W niedzielę w ośrodku miał zacząć się kolejny turnus.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: eŁKa//ec/r / Źródło: TVN24 Szczecin
Źródło zdjęcia głównego: tvn24