Reanimują i opatrują rany. Jak trzeba nie wahają się, pewnie "wciskają gaz w podłogę" i pędzą do szpitala. Kierowcy autobusów mierzą się z wieloma stresującymi sytuacjami. Zobacz jak sobie radzą w kryzysowych sytuacjach.
Kiedy w autobusie dzieje się coś niepokojącego to na nich zwrócone są wszystkie oczy. Nie ma miejsca na panikę.
Przypominamy historie tych kierowców, którzy zachowali zimną krew i ratowali pasażerów, którzy potrzebowali pomocy.
"Wcisnąłem gaz do dechy"
Zimnej krwi na pewno nie zabrakło Maciejowi Petrykowskiemu z Gdańska. Do jego autobusu wsiadła młoda kobieta. Po chwili zobaczył jak brunetka osuwa się na ziemię i uderza głową o podłogę. "Panie kierowco, co w tym momencie?" - pytali zaniepokojeni pasażerowie.
Pan Maciej mógł poczekać kilkanaście minut na karetkę albo zmienić trasę i zawieźć kobietę do oddalonego o 700 metrów szpitala. Dla pana Macieja wybór był prosty. Zmienił kurs, skręcił w prawo i po chwili zaparkował pod samymi drzwiami szpitala.
- Wybrałem mniejsze zło. Gaz w podłogę i szybko do szpitala. W ciągu dwóch minut byłem na miejscu. Tyle samo czasu potrzebowałbym, żeby o wszystkim opowiedzieć dyspozytorowi. Zaoszczędziłem czas i zdrowie tej pani. Zwłaszcza że nie wiedziałem, co jej się mogło stać przy takim upadku na głowę - opowiada Petrykowski.
"Upadł jak rażony piorunem"
W dramatycznej sytuacji znalazła się też kierowca Joanna Mendrala z Rzeszowa. Kobieta zatrzymała pojazd na końcowym przystanku. Przygotowywała autobus do kursu powrotnego w stronę Rzeszowa. Kiedy już szykowała się do dalszej drogi, pasażer osunął się na ziemię.
Pani Joanna szybko wezwała karetkę. Potem podbiegła do młodego mężczyzny, by udzielić mu pomocy. Największym wyzwaniem dla niej było przewrócenie go na wznak.
– Kiedy zorientowałam się, że mężczyzna nie oddycha, rozerwałam torbę, którą miał przewieszoną przez ramię, rozpięłam kurtkę i sweter. Usiadłam na nim okrakiem i zaczęłam reanimować – opowiadała pani Joanna.
I tak przez 15 minut, bo dopiero wtedy przyjechała karetka. Kobieta krzyczała, żeby ktoś jej pomógł, ale nikogo nie było w pobliżu. Ten czas pani Joanna opisywała jako udrękę. – Kiedy na monitorze zobaczyłam kreseczki świadczące o tym, że on żyje, popłakałam się – mówi pani Joanna.
Wyniósł 7-latkę
Na pomocną dłoń kierowcy mogła też liczyć 7-latka z Poznania. Dziewczynka wsiadła z mamą do autobusu linii 84. Nagle dziecko straciło przytomność. Zauważył to czujny kierowca. Pan Wiesław od razu zatrzymał pojazd i wyniósł dziewczynkę z autobusu, by w cieniu udzielić jej pierwszej pomocy.
- Córka powiedziała, że jest jej słabo, chciałam wysiąść, ale nie zdążyłam, bo zemdlała. Kierowca autobusu w sekundę był przy mnie, podniósł dziecko i wyniósł na ławkę. Byłam roztrzęsiona, kierowca nie chciał zostawić mnie w takim stanie, chciał zawieźć nas autobusem do szpitala - mówiła Katarzyna Wojtkowiak, matka Wiktorii.
Po zdarzeniu pani Katarzyna wysłała maila do MPK z podziękowaniem, w którym napisała m.in.: Gdybym mogła porozmawiać z nim osobiście, podziękowałabym za to, że był człowiekiem, nie przeszedł obok tego obojętnie.
Nie tylko kierowcy
W autobusach pomagają nie tylko kierowcy. Tak było w Nowym Porcie w Gdańsku. Pasażerka autobusu linii 148 w pewnym momencie dostała ataku padaczki, przez co straciła świadomość. - Kierowca natychmiast powiadomił pogotowie ratunkowe i nadzór ruchu ZKM. Autobus zatrzymał na przystanku "Pomorska". Tam czekał już radiowóz Centrali Ruchu Zarządu Transportu Miejskiego.
- Po wejściu do autobusu zobaczyłem poszkodowaną kobietę i tłum osób wokół, powiedziano mi, że dostała jakiegoś ataku, upadła i straciła przytomność. Kiedy zacząłem z nią rozmawiać mówiła trochę chaotycznie, ale było już lepiej - opowiadał Jacek Bednarz, pracownik Centrali Ruchu Zarządu Transportu Miejskiego.
Mężczyzna zajął się kobietą do czasu przyjazdu pogotowia.
Na pochwałę zasługuje też szybka reakcja motorniczego jednego z poznańskich tramwajów. Mężczyzna uratował życie pasażerowi, który zasłabł w trakcie jazdy. Dariusz Wachowiak nie znając przyczyn omdlenia mężczyzny podjął reanimację. Pomogła mu w tym pasażerka, która powiedziała, że jest pielęgniarką.
"Trzeba ocenić"
Kierowcy i motorniczy przechodzą szkolenia dotyczące udzielania pierwszej pomocy. Ale każda sytuacja kryzysowa, z którą muszą się zmierzyć jest inna.
- Mamy szkolenia, ale w takiej chwili wszystko zależy od nas. Trzeba szybko ocenić jakie rozwiązanie jest najlepsze dla pasażera. Musimy wziąć pod uwagę, gdzie jesteśmy, jak daleko jest do szpitala i co jesteśmy w stanie sami zrobić - tłumaczy Maciej Petrykowski, kierowca z Gdańska.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: aa/kv / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: archiwum/GAIT