- Funkcjonariusz, który wystrzelał ponad dwa magazynki amunicji, by powalić rozjuszonego byka, nie popełnił błędu - stwierdziła chojnicka policja, która zakończyła postępowanie wyjaśniające w sprawie interwencji sprzed dwóch miesięcy.
Policja, bazując na opinii byłego funkcjonariusza i specjalisty do spraw broni palnej uznała, że akcja unieszkodliwienia byka przebiegła prawidłowo.
W połowie marca z jednego z gospodarstw w Lubni (woj. pomorskie) uciekł byk. Następnego dnia na policję zgłosił się jego właściciel, który prosił o pomoc w schwytaniu zwierzęcia. Mówił, że byk był agresywny.
Policyjna kontrola
Sprawę uśmiercenie byka w Brusach badała chojnicka policja. Śledczy ustalili, że strzelający policjant nie złamał żadnych przepisów, a próbował jedynie unieszkodliwić agresywne zwierzę.
- Decyzja policjanta o wykorzystaniu broni służbowej była właściwa. Zachowanie zwierzęcia zagrażało życiu i zdrowiu osób biorących udział w tym zdarzeniu - poinformowała asp. Magdalena Stolp z chojnickiej policji.
"Nie miał wyjścia"
Prokuratura w Chojnicach odmówiła wszczęcia postępowania w sprawie przekroczenia uprawnień przez policjanta. Według niej, w tym przypadku nie było "znamion czynu przestępczego".
– Funkcjonariusz nie miał wyjścia i musiał użyć broni. Na miejscu był weterynarz, ale nie udało się obezwładnić zwierzęcia poprzez zastrzyk - tłumaczyła Ilona Końska-Leońska z prokuratury.
Dwa magazynki nie wystarczyły
Na poszukiwania zwierzęcia ruszyli policjanci. Wezwano też weterynarza, który miał uśpić byka. Tymczasem wywiązała się prawdziwa bitwa. Byk staranował właściciela i mocno go poturbował. Później zwierzę próbowało staranować przyczepkę, na której znajdowali się funkcjonariusze.
Ci poczuli się zagrożeni, więc otworzyli ogień. Policjant wystrzelał dwa magazynki ze służbowego glocka, które miał przy sobie. To nie wystarczyło, więc trzeci magazynek pożyczył od kolegi. Dopiero po oddaniu 35 strzałów byk cofnął się i padł na ziemię.
Byk był zdrowy
Ciało byka zostało zutylizowane. Wcześniej pobrano jednak próbki, ponieważ istniało podejrzenie, że agresja zwierzęcia mogła być wynikiem choroby.
- Próbki przebadano na obecność choroby wściekłych krów oraz wściekliznę. Ostateczne wyniki potwierdziły, że zwierzę było zdrowe – mówi Edyta Tocha-Michnowska, powiatowy lekarz weterynarii w Chojnicach.
Zobacz materiał "Faktów TVN" o ucieczce byka:
Byk uciekł z gospodarstwa w Lubni:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: md/aa/b / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: weekendfm.pl | Daniel Frymak