Związek Zawodowy Policji skierował do sądu prywatny akt oskarżenia wobec trzech osób, które wzięły udział w manifestacji „przeciwko brutalności policji” w Gdańsku. Zarzucają im znieważenie funkcjonariuszy, bo podczas zgromadzenia uczestnicy trzymali ogromny transparent z napisem „MORDERCY”. Manifestację zorganizowano po tym, jak w sierpniu ubiegłego roku Paweł zmarł, dzień po zatrzymaniu go przez policję. Zdaniem części świadków, policjanci byli zbyt brutalni.
W środę odbyła się pierwsza rozprawa przeciwko trzem uczestnikom ubiegłorocznego marszu „przeciwko brutalności policji”. Wśród oskarżonych jest Władysław Tomasik, ojciec 30-latka, który zmarł dzień po zatrzymaniu przez policję.
Zdaniem Związku Zawodowego Policji, który wniósł do sądu prywatny akt oskarżenia osoby te znieważyły policjantów wykrzykując hasła: „Mordercy", "Gestapo”. Pierwsza rozprawa była tzw. pojednawczą, podczas której próbowano ustalić, czy jest możliwe polubowne załatwienie sprawy.
Nie udało się jej jednak przeprowadzić, bo jeden z oskarżonych nie stawił się w sądzie. Kolejny termin wyznaczono na 3 lutego przyszłego roku.
Zatrzymali włamywacza
Sprawa dotyczy wydarzeń sprzed kilkunastu miesięcy. 30-letni Paweł został zatrzymany podczas próby włamania na początku sierpnia ubiegłego roku. Chciał wejść do mieszkania przez okno od strony ogródków, ale na drodze stanął mu właściciel, zawiadomiono też policję. Funkcjonariusze zatrzymali mężczyznę bez problemów.
Te zaczęły się - według świadków, na których powoływał się ojciec zatrzymanego - gdy mężczyznę wsadzono do radiowozu. Próbował z niego uciec. I to wtedy policja miała użyć siły.
„Cały zmasakrowany”
Ojciec 30-latka relacjonował w TVN24, że kilka godzin po zatrzymaniu, otrzymał informację, że jego syn, w stanie po zapaści, znajduje się w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym.
- Szok, skatowany człowiek, nos wybity, otwarte złamanie. Był cały zmasakrowany. Lekarz powiedział mi, że przeżył śmierć kliniczną, że nie daje mu wielkich szans na przeżycie. Podobno reanimowano go na komisariacie – mówił Władysław Tomasik.
30-latek zmarł w szpitalu następnego dnia.
W czasie zatrzymania był agresywny
Jak podała prokuratura, podczas zatrzymania 30-latek stawiał opór i nie reagował na polecenia funkcjonariuszy. Użyto więc wobec niego miotacza gazu i leżącemu na ziemi założono kajdanki. Podczas umieszczania w radiowozie mężczyzna miał kopnąć w brzuch jednego z funkcjonariuszy i grozić mu zabójstwem.
Zatrzymany ponownie został położony na brzuchu i obezwładniony. Mężczyzna miał być nadal agresywny, więc przy wyprowadzaniu go z radiowozu asystowali dodatkowi policjanci.
Dowodem w sprawie mogłoby być także nagranie z monitoringu z komisariatu na ul. Białej, do którego przewieziono 30-latka. Ten jednak tego dnia nie działał.
„Mordercy”
Tuż po wydarzeniach z ulicy Wallenroda znajomi zorganizowali marsz milczenia w proteście przeciwko brutalności policji. Kilkaset osób przeszło wówczas ulicami gdańskiego Wrzeszcza. Uczestnicy nieśli wówczas ogromny transparent z napisem „Mordercy”. To słowo zostało wykrzyczane również pod komisariatem, do którego przewieziono Pawła T.
Treść transparentu nie spodobała się przedstawicielom Związku Zawodowego Policjantów, którzy złożyli w tej sprawie doniesienie do prokuratury. Tłumaczyli, że w ten sposób znieważono funkcjonariuszy.
Sprawa trafiła do prokuratury w Malborku, która jednak umorzyła postępowanie ze względu na „niewykrycie sprawców”.
„Winę trzeba udowodnić”
Rozstrzygnięcie prokuratury nie spodobało się związkowcom, którzy postanowili skierować prywatny akt oskarżenia przeciwko uczestnikom marszu. Wymienili w nim tylko trzy nazwiska, bo tożsamości innych osób nie udało im się ustalić. Będą domagali się publicznych przeprosin.
- Skoro powodem złożenia tego aktu oskarżenia jest publiczne oskarżenie, to będziemy domagali się publicznych przeprosin – mówi Mariusz Liegmann, pełnomocnik związku zawodowego. – Winę trzeba udowodnić, zanim wypowie się takie słowa – dodaje.
- Ja nie mam za co przepraszać, bo ani nie krzyczałem, ani nie niosłem transparentu – odpowiada Władysław Tomasik, jeden z oskarżonych.
Policjanci podejrzani
Dwaj policjanci z Gdańska usłyszeli zarzut przekroczenia uprawnień i pobicia. Sprawa dotyczy interwencji wobec 30-latka, który próbował się włamać do jednego z mieszkań w Gdańsku Wrzeszczu. Następnego dnia mężczyzna zmarł w szpitalu.
- Obaj usłyszeli zarzuty przekroczenia uprawnień oraz pobicia zatrzymanego. Jeden z nich dodatkowo usłyszał zarzut spowodowania lekkiego uszczerbku na zdrowiu pobitego – powiedział Remigiusz Signerski z Prokuratury Rejonowej w Kartuzach.
- Zostali przesłuchani w charakterze podejrzanych, nie przyznali się do winy i odmówili składania wyjaśnień. Grozi im do 3 lat więzienia - dodał śledczy.
Prokurator podkreśla jednak, że pobicie nie było przyczyną śmierci 30-latka.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: md\kwoj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: PAP | Piotr Pędziszewski