Życie i śmierć Kopciuszka z Rublowki. Żyła w luksusie, zginęła w nędzy

Jana Prieżewska słynęła z organizowania eleganckich rautów i przyjęć. W chwili śmierci miała 41 latfacebook.com

Była ozdobą każdego rautu, a organizowane przez nią przyjęcia słynęły z przepychu. Wypadało pokazywać się w jej towarzystwie, świadczyło to bowiem o przynależności do wyjątkowej kasty wśród moskiewskich elit - żon oligarchów z prestiżowej Rublowki. Dopiero gdy została znaleziona z roztrzaskaną głową w kawalerce na obrzeżach Moskwy, okazało się, jak tragiczny był los rublowskiego Kopciuszka - Jany Prieżewskiej.

W tej historii jest wszystko, czego potrzeba, by napisać bulwarowe romansidło: miłość, bogactwo, przepych. Ale też ból, upokorzenie i nędza. A na końcu śmierć.

Walentynki

6 lutego b.r. trzy kobiety pukają do drzwi kawalerki w moskiewskiej dzielnicy Żulebino. Przyjechały tam, by sprawdzić, co się dzieje z ich przyjaciółką, 41-letnią Janą Prieżewską, która od kilku dni nie odbiera telefonu. Nikt nie otwiera. Na szczęście jedna z nich ma klucz.

Po wejściu do mieszkania znajdują pod łóżkiem nagą kobietę. Jest nieprzytomna, na ciele widać ślady pobicia, a jej twarz przypomina czarną maskę. Ma obrażenia głowy i wewnętrzny wylew krwi do mózgu. Natychmiast trafia do szpitala, a lekarze przez wiele godzin walczą o jej życie. Po tygodniu, 14 lutego - w hucznie obchodzone w Rosji Walentynki - Jana Prieżewska umiera. Tylko raz odzyskała przytomność, lekarzom zdążyła powiedzieć tylko jedno słowo - imię "Misza".

Jana z Norylska jedzie do Moskwy

1999 rok. Norylsk, położone na północy Rosji tzw. miasto zamknięte - o strategicznym znaczeniu dla rosyjskiego przemysłu i obronności. Zbudowane przez skazańców w latach 30. XX wieku. Zwane jest "najbardziej przygnębiającym miastem na Ziemi", słynie jednak z niezliczonych bogactw naturalnych, a Rosjanom kojarzy się z ogromnymi fortunami "nafciarzy".

To właśnie tam mieszka i uczy się Jana Prieżewska, urodzona w 1974 roku wysoka brunetka. Trenuje lekką atletykę, gra na gitarze, a jej uśmiech doprowadza do palpitacji serca wszystkich chłopaków ze szkoły. Następnego dnia po balu absolwentów wskakuje do samolotu i ucieka z miasta, w którym, jak mówi, nic jej nie czeka. Dostaje się na prawo w Moskwie i pilnie uczy.

Epoka oligarchów

Upada ZSRR. Rozpoczyna się epoka szybkich biznesów. W całej Rosji jak grzyby po deszczu pojawiają się milionerzy i oligarchowie. A każdy z nich chce mieć u swego boku piękną kobietę.

Jednym z takich oligarchów jest Jewgienij Frołow. Obrotny biznesmen, jednocześnie jednym z najbardziej tajemniczych przedsiębiorców w Rosji. W wyszukiwarkach internetowych można godzinami bezskutecznie szukać informacji o jego interesach.

W 1997 roku poznaje długonogą piękność z Norylska. Jana dorabia jako hostessa, zawiera też przyjaźnie z kobietami, które wprowadzają ją w świat modnych moskiewskich klubów i sklepów. Wyróżnia ją szczery uśmiech i ujmujący styl bycia. Oligarcha zaczyna obsypywać ją prezentami. Po roku mają już pierwszego syna i mieszkają na Rublowce - przedmieściu Moskwy, słynącym z absurdalnie wysokich cen nieruchomości i mieszkańców znanych z pierwszych stron gazet.

Bez papierka

Po kilku latach mają już trzech synów. Jana w wywiadach dla magazynów mody opowiada o swojej unikatowej kolekcji brylantów - by stać się jej częścią, klejnoty muszą mieć co najmniej 20 karatów. Przeważnie spoczywają więc w sejfie.

Jana wspiera partnera w biznesie, organizuje przyjęcia, na które zaprasza najważniejszych biznesmenów i gwiazdy z całego świata. Jewgienij Frołow jest dumny z partnerki. Nie udaje im się jednak zostać małżeństwem.

"Postanowiliśmy pobrać się w dniu moich 30. urodzin. Wszystko było przygotowane, kupiłam suknię ślubną, zaprosiliśmy gości. W urzędzie okazało się jednak, że nasze paszporty są nieważne. Minęły dwa lata, znowu postanowiliśmy się pobrać, ale Żenia nie miał jakiegoś papierka o rozwodzie. Za trzecim razem chcieliśmy się pobrać po narodzinach trzeciego dziecka, ale okazało się, że trzeba będzie zmienić paszport, ponieważ Żenia skończył 45 lat" - mówiła Jana w 2009 roku w wywiadzie dla rosyjskiego "Elle". Rozmowa opublikowana została pod hasłem "zabawne historie z życia rodzinnego". Po latach brak ślubu będzie Janę drogo kosztował.

Kłopoty w raju

Po kilku latach błogostanu na idealnym, zdawałoby się, związku zaczynają pojawiać się rysy. Para rozstaje się, choć nie wiadomo, co jest tego przyczyną. Dzieci - trzech chłopców, którzy dziś mają 16, 12 i sześć lat - zostają z ojcem.

Tabloidy piszą o sprawie dwojako.

"Pracownicy i goście hotelu Burdż al-Arab w Dubaju (słynny drapacz chmur w kształcie żagla - red.) wciąż jeszcze pamiętają pijane burdy "bogatej Rosjanki", którą nocami wynosili z restauracji na rękach przyjaciele i pokorny mąż. Nazajutrz przy śniadaniu przerysowana ślicznotka już piła "klina" w postaci najdroższego szampana z karty win. W rozmowach z przyjaciółkami Jana często powtarzała, że nie kocha męża i opowiadała o romansach na boku. Sama odeszła od niego, zabierając brylanty, a zostawiając mu dzieci" - to tylko jeden fragment z serii artykułów, które ukazały się w lutym b.r.

Zesłanie na Bali

Inne piszą, że to "cywilny mąż" lwicy salonowej postanowił pozbyć się partnerki, gdy poznał Marię Rotań, żonę ukraińskiego piłkarza.

"Jewgienij potrafił wysłać Janę na pół roku na Bali, jak na zesłanie. Mówiła, że stał się chłodny. Zaczął ją bić. Sama od niego nie chciała odejść, a on wyrzucił ją, jak kociaka. Przyprowadził do domu nową kobietę. W szkole dzieci wpisał ją jako ich matkę, dlatego Jana nie mogła ich odwiedzać nawet tam" - mówi w jednym z wywiadów przyjaciółka kobiety Kristina Ałpatowa-Arifi.

Podczas burzliwego rozstania Janie udaje się zabrać ubrania i część klejnotów firmy Graff. W tzw. wyższych sferach znana była z tego, że jest posiadaczką największej kolekcji biżuterii tej ekskluzywnej firmy.

Kawalerka na obrzeżach

Po rozstaniu z partnerem Jana Prieżewska wynajmuje kawalerkę na obrzeżach Moskwy. Jest zdruzgotana, popada w depresję, przestaje jeść.

- W ciągu kilku lat schudła ponad 30 kg i popadła w anoreksję - wspomina jedna z jej przyjaciółek. - Tęskniła za dziećmi, których nie mogła widywać, nie była w stanie zmobilizować się, by pójść do pracy i zrobić porządek ze swoim życiem - dodaje.

Jana Prieżewska zaczyna wyprzedawać swoje ubrania i klejnoty. Kręci się wokół niej coraz więcej "znajomych". W przeddzień dokonania dużej transakcji - kobieta planowała sprzedać całą biżuterię, za którą miała otrzymać pokaźną kwotę - Jana zostaje uśpiona, a brylanty znikają z jej mieszkania. To ogromny cios - pieniądze zamierzała przeznaczyć na adwokata, który miał jej pomóc odzyskać dzieci, a przynajmniej wywalczyć możliwość widzenia się z nimi.

Inne źródła twierdzą, że miały zostać przekazane jej nowemu ukochanemu - tajemniczemu Denisowi, który chciał otworzyć klub fitness. Jana miała być jego wspólniczką.

Krewni i znajomi

Dużym ciosem dla niegdyś błyszczącej na rautach kobiety było też, jak piszą rosyjskie media, odwrócenie się od niej większości bogatych przyjaciółek. Nie było jej stać nawet na to, by wypić kawę na mieście.

Matka kobiety nie mogła z kolei pogodzić się z tym, że Jana nie daje jej już pieniędzy na utrzymanie - donoszą tabloidy.

Przed nadejściem 2015 roku coś jednak miało się w niej ruszyć. "Jana pojechała do klasztoru, żarliwie modliła się o powrót dzieci, zapowiedziała, że będzie o nie walczyć" - wspomina w jednym z wywiadów Kristina Ałpatowa-Arifi.

Miesiąc później doszło do pobicia.

Bożena Rynska oskarża

Po śmierci Jany Prieżewskiej przez media społecznościowe przetoczyła się fala komentarzy. Jedni pisali: "dobrze jej tak, stoczyła się na własne życzenie". Inni bronili kobiety dowodząc, że niewiele osób byłoby w stanie poradzić sobie ze stratą dzieci.

Oliwy do ognia dolała jednak inna "lwica salonowa" Bożena Rynska, słynąca z ciętego języka i nieustępliwości. "Umarła bardzo ładna i dobra dziewczyna. Jana Prieżewska. Została pobita, wydłubano jej oko (ta informacja się nie potwierdziła - red.). Podejrzewam jej męża, byłego boksera Jewgienija. Jana nie była alkoholiczką - nie wylewała za kołnierz, ale kto by nie pił, żyjąc z takim kretynem. A o tym, że mąż ją bił, od dawna wiedział krąg najbliższych znajomych" - napisała na swoim profilu na Facebooku.

Autorka uznała, że fala publikacji, przedstawiających Janę w złym świetle, została zamówiona przez jej byłego partnera, który chciał odwrócić od siebie uwagę mediów. Zaczynały one bowiem snuć przypuszczenia, że to on mógł stać za ciężkim pobiciem lub nawet zleceniem zamordowania byłej ukochanej.

Ceremonia pożegnalna

Jana Prieżewska została pożegnana podczas zbiorowej ceremonii pogrzebowej w kostnicy na obrzeżach Moskwy. W skromnej mszy uczestniczyło kilka ubranych w futra dawnych przyjaciółek kobiety. Część z nich tego samego dnia pojechało do studia popularnego programu "Niech gadają". Opowiadały, jak bardzo chciały pomóc i jak bardzo stoczyła się ich dawna koleżanka.

Ani były partner, ani troje dzieci piękności z Norylska nie przyjechali na pogrzeb. Media napisały, że oligarcha zapłacił za ceremonię i pochówek.

Resztki iluzji

"Tragiczna historia Jany Prieżewskiej - salonowej piękności, symbolu kobiecego sukcesu Rosji lat dwutysięcznych, która zginęła w niejasnych okolicznościach w nędzy i samotności - wywróciła do góry nogami tzw. wyższe sfery. Rozczarowanie nie pojawiło się nagle - już usłyszeliśmy o głośnych rozwodach państwa Słuckerów, Potaninych, Maniowicz, ale zachowywaliśmy resztki iluzji. W micie o wyższych sferach, w których wykuwa się szczęście i powodzenie, najbardziej zainteresowana jest wpływowa prasa kolorowa" - pisze na łamach portalu lenta.ru dziennikarka Natalia Oss.

Pierwszy pobór rublowskich żon

"Szczegóły biografii Jany Prieżewskiej przypominają bulwarowe romansidło. Ale ta powieść pisana była przez ostatnie 15 lat, tyle że dziewczyny z pierwszego poboru salonowych piękności, do którego należała Jana, nie zdążyły doczytać jej do końca" - stwierdza dziennikarka.

I cytuje autorkę pierwszej powieści o rosyjskich "wyższych sferach", Oksanę Robski: "Będziemy pierwszym pokoleniem szczęśliwych staruszek, tak jak byłyśmy pierwszym pokoleniem bogatych dziewczynek" - obiecała im Robski.

"Do starości jednak pozostaje kilka niebezpiecznych dekad. Nikt nie może zagwarantować, że bogaty mąż nie weźmie sobie młódki, a byłej żony nie wyrzuci, jak kota. Praca piękności w wyższych sferach to mozolna codzienna praca, ciężka jak harówka sapera" - pisze Natalia Oss w portalu lenta.ru.

"Rosja chciała przekonać samą siebie, że takie szczęście - błyskawiczne, bez ciężkiej codziennej pracy, bez talentu, wiedzy, dążenia do celu, za cenę łatwych cudzych pieniędzy - jest możliwe. [...] Tak się stęskniliśmy przez te 70 smutnych lat (władzy radzieckiej - red.) bez piękna i święta, że każdy i każda byli warci tego, by posiadać, w przypadku mężczyzn, piękną wróżkę wyczarowaną z koronek i perfum, a w przypadku kobiet - być tą wróżką" - pisze dziennikarka lenty.ru.

Zauważa też, że "ważne były nie tyle pieniądze, ile poczucie lekkości, beztroski; upajanie się glamourem było powszechne, a wznoszenie gwałtowne: ze wspólnych 'komunałek'" - do posiadłości, z pociągów podmiejskich - do bentleyów, z bazarków - na plażę w Cannes".

Alternatywa dla koszmaru

Dziennikarka relacjonując wspomniany wyżej program "Niech gadają" pisze: "Jedna z przyjaciółek Prieżewskiej była oburzona tym, co zobaczyła na pogrzebie: ta syntetyczna chusta (wg tradycji prawosławnej po śmierci kobiecie trzeba zakryć włosy - red.), ta tania trumna, ten ubogi cmentarz! Czyli to wszystko, co stanowi element życia i śmierci zwyczajnego człowieka w Rosji. Dlatego jasne jest, dlaczego dziewczyny chcą trafić do kroniki towarzyskiej - jest alternatywą dla tego koszmaru. Można dużo i ciężko pracować, ale nie ma żadnych gwarancji, że finałem nie stanie się tania trumna i brzydki cmentarz dla szaraczków. Ale okazało się także, że nie ma gwarancji, iż przed tym koszmarem - bycia zwyczajnym człowiekiem w Rosji - uchroni mąż miliarder. A przecież właśnie po to to wszystko było planowane" - pisze autorka.

Na koniec Natalia Oss gorzko podsumowuje: "Europeizacja rosyjskiego życia okazała się iluzją. Obrazek z żurnala nie zakrywa już wstydliwej prawdy: w Rosji nie są chronione prawa kobiet, dzieci i rodziny, nie działają instytucje, powołane, by przeciwdziałać przemocy domowej, nie ma programu rehabilitacji ofiar przemocy, nie ma też programów, pozwalających poradzić sobie z biedą, nie ma programów leczenia i rehabilitacji dla alkoholików, anorektyków, chorych na depresję, nie funkcjonuje służba pomocy psychologicznej. Człowiek, któremu przytrafi się nieszczęście, nie ma szans spotkać się ze służbami, które by go utrzymały w sferze aktywności społecznej, nie pozwalając mu upaść - wypada z gry na zawsze, jeśli nie pomogą mu rodzina i przyjaciele. Nie mamy przecież nawet opinii publicznej, która stanie po stronie ofiary. Są wstrząśnięte kobiety, przestraszone koleżanki, które boją się pobrudzić swoje futra z soboli o cudzą tragedię, ale może jednak odniosą do prokuratury wniosek z żądaniem zbadania śmierci Prieżewskiej - biednej bogatej dziewczynki".

Autor: Agnieszka Szypielewicz/i / Źródło: lenta.ru, lifenews.ru, ntv.ru, Facebook.com, kp.ru, bimru.ru

Źródło zdjęcia głównego: facebook.com