Znów polecieli "latającą fortecą". "Nie odmówiłbym nawet za milion dolarów"


Miłośnicy lotnictwa robią wszystko, by legendarny bombowiec B-17 - maszyna stworzona przez Boeinga w 1935 roku, która wsławiła się niezwykłą wytrzymałością - nigdy nie został zapomniany. Garstka żyjących pilotów "latających fortec" została zabrana w podróż w przeszłość.

Boeing B-17 Flying Fortress to amerykański ciężki samolot bombowy dalekiego zasięgu, który był jedną z najważniejszych maszyn używanych przez armię USA podczas II wojny światowej. Uważa się, że B-17 walnie przyczyniły się do zwycięstwa aliantów. Słynęły ze swojej wytrzymałości. Zdarzało się, że samoloty lądowały bezpiecznie mimo wielkich dziur w kadłubie po trafieniach pociskami przeciwlotniczymi, z wieloma rannymi członkami załogi i odstrzelonymi kawałkami skrzydeł.

- To była twarda bestia. Można go było podziurawić jak sito, a on i tak leciał dalej. Ludzie zastanawiali się, jak udało im się wrócić. Przecież wszystko było zniszczone. Ale wracali - wspomina Henry Hughey, były pilot B-17, który po latach ponownie wsiadł do maszyny.

Lot po latach

Z 13 tys. zbudowanych egzemplarzy do dziś zachowało się około 50, z czego jedynie 12 jest w stanie wznieść się w powietrze. Żyje też już tylko garstka pilotów, którzy latali takimi maszynami. Teraz niektórzy z nich ponownie do nich wsiedli.

W miniony weekend wyprodukowany w 1944 roku B-17 odbył podróż z bazy w Arizonie do Atlanty w stanie Georgia. Lot dla byłych pilotów zorganizowała grupa miłośników Latających Fortec, która od 1957 roku popularyzuje te legendarne maszyny.

- To dla mnie podróż w przeszłość. Nie odmówiłbym nawet za milion dolarów. Z drugiej strony, nawet za miliard nie chciałbym powtórnie przeżyć tego, co przeżyłem, walcząc w tej wojnie - mówi były pilot. - Przeżyliśmy wiele chwil - tych dobrych i tych złych. Wspomnienia zostaną z nami na zawsze - wspomina Hughey.

- Obsługiwałem wieżyczkę pod kadłubem. Było to jedyne miejsce, gdzie można było walczyć w wojnie, leżąc jednocześnie na plecach - mówi Hughey.

Typowa załoga B-17 składała się z 10 ludzi. Większość z nich była w wieku od 18 do 25 lat. Podczas lotu musieli wytrzymać temperatury dochodzące do minus 50 stopni Celsjusza. - Nosiliśmy specjalne kombinezony i rękawice. Dotknięcie metalu przy takiej temperaturze oznaczałoby przymarznięcie dłoni do samolotu - powiedział Hughey.

Autor: kło\mtom / Źródło: CNN