Jeszcze niedawno pomysłem emocjonowała się jedynie garstka ekscentryków. Po zwycięstwie Donalda Trumpa zainteresowanie Calexitem, czyli oderwaniem "złotego stanu" od reszty kraju, rośnie. Kalifornia, gdzie tradycyjnie wygrywają demokraci, nie może pogodzić się z wynikiem wyborów prezydenckich.
Kalifornia stała się częścią USA dopiero w 1848 r. w ramach traktatu kończącego wojnę amerykańsko-meksykańską. Duch rebelii zawsze był tam silny. W 1836 r. Juan Bautista Alvarado jednostronnie ogłosił niepodległość od Meksyku.
Po wyparciu wojsk meksykańskich przez siły amerykańskie proklamowano Republikę Kalifornii, a flaga "złotego stanu", jaką znamy obecnie, inspirowana jest używanym wtedy sztandarem. Napis "Republika Kalifornii" pozostał do dzisiaj.
#Calexit lub #Caleavefornia
W Kalifornii istnieje kilka inicjatyw, które chcą oderwania stanu od reszty kraju. Po zwycięstwie Donalda Trumpa najwięcej rozgłosu zdobył ruch Yes California Independence Campaign. Jego twórcy postulują przeprowadzenie w 2019 r. referendum w sprawie niepodległości stanu. "Jako szósta gospodarka świata Kalifornia jest silniejsza ekonomicznie niż Francja i ma większą liczbę ludności niż Polska" - czytamy na stronie kampanii. Zwolennicy podkreślają, że zależy im na pokojowym odłączeniu od reszty kraju za pomocą przewidzianych przez prawo środków.
Twórcą ruchu jest Louis Marinelli, wspierający inicjatywy niepodległościowe także finansowo. - To, co politycznie i kulturowo dzieje się w Stanach Zjednoczonych, bardzo różni się od tego, co ma miejsce tutaj - mówił w rozmowie z "Los Angeles Times" w 2015 r.
Wzmożone zainteresowanie amerykańskich mediów marginalnym ruchem można było ostatnio zaobserwować przy okazji referendum ws. Brexitu, czyli opuszczenia przez Wielką Brytanię Unii Europejskiej.
To jednak nic w porównaniu z tym, co stało się po zwycięstwie Donalda Trumpa. Od dwóch dni w Kalifornii - stanie, w którym tradycyjnie wygrywają demokraci, a na Hillary Clinton zagłosowało ok. 60 proc. wyborców - trwają protesty. Po ogłoszeniu wyniku wyborów sporą popularnością wśród mieszkańców stanu zaczął się cieszyć hasztag #Calexit. Louis Marinelli przyznaje, że obserwuje wzmożone zainteresowanie ruchem. - Wiele osób do nas pisze, wiele dołącza do nas na Facebooku. Dużo ludzi mówi o tym na Twitterze - mówił.
Zwolennikiem secesji Kalifornii jest m.in. związany kiedyś z Uberem inwestor Shervin Pishevar, który obiecywał jeszcze przed wyborami, że w razie wygranej Trumpa wesprze finansowo mającą na celu odłączenie stanu od reszty kraju. W środę w wywiadzie dla CNBC potwierdził gotowość działania. - To najbardziej patriotyczna rzecz, jaką mogę zrobić - podkreślał. Jak pisze CNN Money, pomysł przyciąga coraz więcej bogatych inwestorów z Doliny Krzemowej.
Kalifornia nie jest jedynym stanem, w którym kiełkują nastroje niepodległościowe. Zwolennicy secesji nigdy nie osiągnęli jednak wiele. Najwięcej rozgłosu zdobył ruch na rzecz niepodległości Teksasu. O chęci opuszczenia kraju przez ten stan mówił kiedyś nawet jego były gubernator Rick Perry. Wysiłki te nigdy się jednak nie zmaterializowały.
Autor: kg/kk / Źródło: tvn24.pl, Politico, CNN, Business Insider