CIA otrzymała od administracji prezydenta USA Baracka Obamy większą swobodę w prowadzeniu bombardowań terrorystów w Jemenie za pomocą samolotów bezzałogowych. - Działająca w tym kraju Al-Kaida staje się coraz silniejsza - alarmuje wywiad amerykański. Tego samego dnia dwa drony miały zabić w nalocie co najmniej dwóch członków bojówki sprzymierzonej z Al-Kaidą.
Bezpilotowce CIA mogły dotąd atakować w Jemenie tylko przywódców Al-Kaidy, znanych z nazwiska. Według nowych przepisów, wolno im będzie bombardować także tych, których tożsamość nie jest znana, chociaż nadal tylko terrorystów określanych jako "cel wysokiej wartości", a nie szeregowych bojowników.
Jeszcze tego samego dnia, kiedy ogłoszono zliberalizowanie restrykcji, doszło do kolejnego nalotu w Jemenie. Samoloty bezzałogowe ostrzelały rakietami samochód, w którym zginęło co najmniej trzech rebeliantów powiązanych z Al-Kaidą. Mieszkańcy miasta Mudijah twierdzą, że po nalocie widzieli na niebie dwa małe samoloty.
Delikatna kwestia
Pierwotne restrykcje nałożono po to, aby zminimalizować ryzyko ofiar wśród ludności cywilnej. W wyniku nalotów CIA w Jemenie, podobnie jak w Pakistanie, zginęło już wielu niewinnych ludzi, a islamiści wykorzystują to do mobilizowania swych bojowników i werbunku nowych. W Pakistanie restrykcje na loty bezpilotowców są mniejsze niż w Jemenie.
Jak pisze czwartkowy "Wall Street Journal", niektórzy funkcjonariusze wywiadu i wojskowi USA "prywatnie skarżą się, że Biały Dom jest zbyt ostrożny" w walce z terroryzmem. Argumentują oni, że należy stosować bardziej agresywną taktykę w operacjach przeciw Al-Kaidzie na Półwyspie Arabskim (AQAP).
Podkreślają też, że według informacji wywiadowczych AQAP wzmocniła się od czasu gdy w Jemenie w rezultacie nalotu CIA zginął jeden z czołowych przywódców tej siatki, Anwar al-Awlaki.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: DoD