Nowy rosyjski czołg T-14, nazywany też Armata, będzie gwoździem programu podczas wielkiej parady na Placu Czerwonym dziewiątego maja. Pojazd przez lata skutecznie utrzymywano w ścisłej tajemnicy i nie było wiadomo jak właściwie wygląda. Pod koniec marca szczelną zasłonę cenzury uchylono i najpewniej w sposób kontrolowany do sieci zaczęły trafiać zdjęcia oraz nagrania nowej dumy rosyjskiego wojska.
Teraz na różnych forach i grupach dyskusyjnych jest już dość dużo materiałów przedstawiających dotychczas tajny czołg. Wynika z nich jasno, że jego wygląd ma mało wspólnego z tym, co entuzjaści militariów przewidywali, tworząc różne grafiki i modele.
Nie ulega jednak wątpliwości, że nowa maszyna to konstrukcja dla Rosjan przełomowa. Po raz pierwszy od wielu dekad nie jest kolejną modyfikacją sprawdzonych radzieckich rozwiązań, sięgających korzeniami lat 60. i 70.
Nowa armata wojsk pancernych Rosji
Stosowanie wymiennie oznaczenia T-14 i nazwy Armata wynika z tego, że prace nad czołgiem przez lata prowadzono w ramach programu nazwanego właśnie Armata. Nie informowano, jak właściwie ma się nazywać nowa maszyna. Oznaczenie T-14 pojawiło się dopiero niedawno w dokumentach przetargowych na obsługę techniczną maszyn podczas parady w Moskwie i przygotowań do niej. Litera „T” tradycyjnie jest stosowana w Rosji do oznaczania czołgów. Następująca po niej cyfra pozwala zorientować się, kiedy maszyna przestała być prototypem, ale nie musi to oznaczać rozpoczęcia produkcji seryjnej czy trafienia do wojska. Prace nad T-14 prowadziła od kilku lat Uralska Fabryka Wagonów (spadek po ZSRR, gdzie zakłady zbrojeniowe miały najróżniejsze nazwy kamuflujące ich prawdziwe przeznaczenie) w Niżnym Tagile za Uralem. To jedyna rosyjska fabryka i biuro konstrukcyjne czołgów. Drugie główne radzieckie centrum wytwarzania broni pancernej było w ukraińskim Charkowie. W Niżnym Tagile od początku lat 70. produkowano czołg T-72 i jego różne wersje rozwojowe, aż do najnowszego T-90MS. Oznacza to, że od ponad czterech dekad nie powstała tam zupełnie nowa maszyna. Stworzenie T-14 było więc niemałym wyzwaniem. Przebieg prac był niemal absolutnie tajny. Znane były jedynie ogólne założenia koncepcyjne, ale wygląd i szczegółowe informacje na temat czołgu bardzo skutecznie utrzymywano w tajemnicy. Wiadomo, że korzystano z efektów prac nad wozami Obiekt 160 (Czarny Orzeł), które zawieszono pod koniec lat 90. i nad awangardowym Obiektem 195 (nieformalnie T-95), który ostatecznie uznano za zbyt skomplikowany i nieekonomiczny, po czym projekt skasowano w 2010 roku. Program Armata miał zapożyczyć to co najlepsze ze wspomnianych wozów eksperymentalnych, dodać nieco nowych rozwiązań i zaowocować czołgiem, który będzie nie tylko nowy, ale też na tyle nieskomplikowany i niedrogi, aby realne było podjęcie masowej produkcji.
Zasłona tajemnicy opada
Prace nad T-14 zaliczyły szereg opóźnień i terminy publicznej prezentacji kilka razy odkładano, jednak dziewiąty maja 2015 roku wydaje się być niemal całkowicie pewny. Gdyby maszyny nie pokazano na paradzie, byłby to duży cios prestiżowy dla Kremla. Rosjanie muszą być jednak pewni, że wszystko się uda, bowiem najprawdopodobniej sami podkręcają atmosferę oczekiwania, uchylając szczelnej zasłony tajemnicy otaczającej dotychczas program Armata.
T-14 zadebiutował półoficjalne w ostatnich dniach marca. Stało się to w Niżnym Tagile, na unikalnym skrzyżowaniu w pobliżu zakładów Uralwagonozawod, gdzie zwykła droga krzyżuje się z odcinkiem toru testowego fabryki. T-14 przedefilował w świetle dnia przed samochodem wyposażonym w kamerkę i nagranie z niej trafiło do sieci. Jest mało prawdopodobne, aby całe to zdarzenie było dziełem przypadku. Nowy czołg musiał wcześniej wielokrotnie pokonywać tor testowy, bowiem inaczej nikt przy zdrowych zmysłach nie zaryzykowałby wysłania go na paradę w Moskwie. Pomimo tego maszynę do teraz zdołano utrzymać w całkowitej tajemnicy i do sieci nie trafiły żadne nagrania czy zdjęcia. W kolejnych dniach na tym samym skrzyżowaniu wykonano nagranie ciężkiego transportera piechoty T-15, będącego modyfikacją czołgu T-14. Następnie do sieci zaczęły trafiać coraz liczniejsze zdjęcia związane z tym, że nowe maszyny wysłano z Niżnego Tagiłu do podmoskiewskiej bazy wojskowej Alabino, gdzie trwają przygotowania i próby do parady dziewiątego maja. Częściowo przykryte plandekami czołgi sfotografowano podczas podróży koleją (wcześniej zapewne też wywożono je z Niżnego Tagiłu do testów w innych warunkach terenowych i klimatycznych, ale zdołano to zachować w tajemnicy), a później już podczas prób defilady. Do sieci trafiły nawet zdjęcia wykonane z małej odległości na placu postojowym, gdzie zgromadzono wszystkie pojazdy szykowane na paradę. Gdyby wojsko chciało zachować T-14 w tajemnicy, to na pewno nie pozostawiano by ich na otwartym placu i nie pozwalano by się przy nim kręcić nikomu z aparatem. Ujawnienie nowego czołgu ma wszelkie znamiona „kontrolowanego przecieku” i autorzy zdjęć oraz nagrań nie afiszują się z nimi. Materiały trafiają do sieci najczęściej anonimowo, na różne grupy dyskusyjne na VK.com (rosyjski odpowiednik Facebooka) oraz na Youtube i są wielokrotnie kopiowane. Nie sposób skontaktować się z ich oryginalnymi twórcami w celu uzyskania komentarza.
Potwierdzone zapowiedzi
Z dostępnych zdjęć i nagrań trudno dowiedzieć się wielu szczegółów konstrukcji T-14. Wieża czołgu jest cały czas osłonięta brezentem, przez co nie można stwierdzić, jakie zastosowano przyrządy do celowania, obserwacji czy łączności. Nie ulega jednak wątpliwości, że T-14 jest pierwszym od dekad naprawdę nowym rosyjskim czołgiem. Podwozie i kadłub zrywa ze standardowym rozwiązaniami wypracowanymi jeszcze w latach 60. i 70. Nowa maszyna jest wyraźnie większa i zbliża się rozmiarami do swoich zachodnich odpowiedników, które od dekad były większe i cięższe niż konstrukcje Rosjan. Zdjęcia nie pozostawiają też wątpliwości, że T-14 rzeczywiście ma zapowiadaną bezzałogową wieżę. Jest dość mała, a na lufie nie ma specjalnego urządzenia nazywanego przedmuchiwaczem, które uniemożliwia przedostawanie się do wnętrza czołgu gazów powstałych podczas strzału. Wynika z tego, że załoga musi być w oddzielnej przestrzeni niż działo, bowiem inaczej jej praca była by bardzo trudna w silnie drażniących oparach. Na zdjęciach widać też, że wszystkie włazy trzyosobowej obsady maszyny (celowniczy, kierowca i dowódca) znajdują się na kadłubie przed wieżą. Według zapowiedzi wszyscy mają siedzieć w silnie opancerzonej kapsule, znacząco podnoszącej ich szanse na przeżycie w wypadku trafienia.
Potwierdzają się też zapowiedzi, że czołg ma standardowe obecnie działo czołgowe kalibru 125 milimetrów, choć we wcześniejszym Obiekcie 192 eksperymentowano ze znacznie potężniejszym działem kalibru 152 mm. Byłoby ono zupełnie nową jakością w czołgach i dałoby rosyjskiej konstrukcji przewagę w pojedynku z maszynami zachodnimi, ale ostatecznie okazało się zbyt duże i nieporęczne. Być może w przyszłości dałoby się je zamontować w stosunkowo obszernym T-14, ale nie ma na ten temat żadnych informacji.
Nie wszystko widać
Ze zdjęć i mało dynamicznych nagrań trudno wywnioskować, na ile nowy czołg jest zwrotny i szybki. Rosjanie zapewniają, że pomimo większych rozmiarów i masy, T-14 jest tak samo żwawy jak starszy T-90, bowiem zastosowano w nim nowy i wydajniejszy silnik. Podobnie mało można powiedzieć o pancerzu nowej maszyny. Rosjanie zapewniają, że jest wyjątkowy i „nie ma odpowiedników na świecie”, ale trudno to stwierdzić. Skład pancerza czołgów jest najpilniej strzeżoną informacją na ich temat. Już od dawna nie jest to prosta stalowa płyta, ale znacznie bardziej odporna wielowarstwowa przekładanka różnych metali, materiałów kompozytowych i ceramiki. W przypadku T-14 ciekawostką jest zamontowanie na tyle boków kadłuba dodatkowego pancerza prętowego. To dość prymitywne rozwiązanie, które utrudnia trafienie niektórymi rodzajami pocisków. Montuje się je zazwyczaj na lekkich pojazdach, gdzie nie można zastosować cięższego i skuteczniejszego pancerza reaktywnego (specjalnie uformowanym wybuchem niszczącego uderzający weń pocisk). Być może T-14 ma problemy z "nadwagą" i konstruktorzy w celu zaoszczędzenia na masie zastosowali możliwie najlżejsze rozwiązanie w najmniej narażonej na trafienie części maszyny. Jest też możliwe, że dodatkowy pancerz nowego czołgu nie jest jeszcze w pełni gotowy.
Problemy nowego czołgu
Prowadzi to do pytania, na ile skończonym produktem będą T-14, które zostaną pokazane na Placu Czerwonym dziewiątego maja. Do rosyjskich mediów już przeciekły informacje, że czołgi mają problemy z napędem i psują się podczas prób. Przedstawiciele Uralwagonozawodu temu ostro zaprzeczają, zrzucając winę na niedoświadczonych kierowców, ale jest bardzo prawdopodobne, że T-14 nie jest jeszcze dopracowany. Jako zupełnie nowy czołg, jest dużym wyzwaniem dla zakładów, które od dekad koncentrowały się na rozwijaniu dość prostego T-72. Nowe maszyny zostaną pokazane na paradzie w celu osiągnięcia sukcesu propagandowego, jednak po niej najpewniej trafią na jeszcze długie testy, zanim zostaną formalnie przyjęte do służby i rozpocznie się produkcja seryjna. Nie ulega wątpliwości, że T-14 będą cierpiały na szereg problemów „wieku dziecięcego”, jak każde naprawdę nowe uzbrojenie. Prace zaszły jednak tak daleko, że wydaje się nieprawdopodobne, aby z czołgu całkowicie zrezygnowano. Narodziny nowej generacji rosyjskich maszyn pancernych są wiec faktem. Powstanie T-14 może dać impuls do podjęcia prac nad nowymi czołgami na Zachodzie. Od końca zimnej wojny niemal całkowicie zrezygnowano z rozwijania takiego uzbrojenia, uznając te już posiadane za wystarczające. Dokładniejsze dane na temat T-14 uzyskane przez wywiad być może wymuszą na państwach NATO opracowanie adekwatnej odpowiedzi.
Autor: Maciej Kucharczyk / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: vk.com | Paweł Charatjan