Treść zeznań byłego szefa MFW i ministra finansów zszokowała nie tylko ławę przysięgłych i sąd, ale także opinię publiczną. "Zdeprawowany obraz ciemnej strony władzy" - grzmią media. Broniący się Dominique Strauss-Kahn, który na ławie oskarżonych zasiadł wraz z 13 innymi osobami, odpierał zarzuty, twierdząc, że "nie był świadom, że pośród kobiet biorących udział w orgiach były prostytutki" oraz że "na tym polega swingowe życie".
Proces byłego już francuskiego ministra finansów został wszczęty po ujawnieniu w 2011 roku tzw. afery hotelu Carlton, gdy policja zatrzymała w Belgii jednego z domniemanych szefów tej siatki, właściciela domów publicznych Dominique'a Alderweirelda.
W trakcie śledztwa przesłuchiwane osoby wymieniły nazwisko Strauss-Kahna jako jednego z uczestników "libertyńskich wieczorów" w Lille, Paryżu, Tours (w środkowej części kraju) i w Waszyngtonie, gdzie mieści się siedziba MFW.
Zdeprawowany obraz władzy
Jak podkreśla "The Guardian", z zeznań Strauss-Kahna wyłania się "zdeprawowany obraz władzy zmuszający kobiety, by wbrew swojej uprawiały seks i traktujący je jak bydło".
Dominique Strauss-Kahn przed sądem tłumaczył się między innymi z zarzutu, jakoby nie był świadomy, że w "libertyńskich wieczorkach", jak nazwała je francuska prasa, brały udział prostytutki. W jego opinii wszystkie kobiety były tam dobrowolnie.
Pytany przez sędziego, czy jego zdaniem zupełnie normalnym jest uprawianie seksu z kobietą poznaną zaledwie kilka minut wcześniej, DSK odpowiedział, że "na tym polega swingowe życie".
Tę wersję obalają zeznania kobiety przedstawiającej się jako Jade, która spotykała się z Strauss-Kahnem, gdy ten przebywał w Belgii, w Paryżu lub w Stanach Zjednoczonych. Była wyznaczona do "umilania" mu czasu ze względu na znajomość języka angielskiego, pozwalającego jej na komunikację w krajach anglojęzycznych.
Bydło "Klubu Madam"
Kobieta opowiadała o okresie pracy w "Klubie Madam", należącym do oskarżonego o sutenerstwo Dominique'a Alderweirelda, zasiadającego na ławie wraz z Strauss-Kahnem. Zeznania kobiety przedstawiają smutny obraz życia prostytutek, które oskarżony "Dodo" (pseudonim Dominique'a Alderweirelda - red.) traktował jak "bydło". Jade opowiadała, że wraz z nią na stałe przebywało tam około 12-13 innych kobiet.
- Sypiałyśmy na łóżkach piętrowych w kuchni w ubraniach, ponieważ musiałyśmy "być dostępne" całą dobę - przytacza słowa kobiety "The Guardian". - Na dźwięk dzwonka (od drzwi wejściowych - red.) musiałyśmy pędzić na górę i wdzięczyć się do klienta - opowiadała. Zeznała, że pracowały swoim ciałem dzień i noc, nawet jeśli "wymiotowały krwią".
"To był on, tylko w ubraniu"
Pytana, czy była świadoma kto brał udział w "libertyńskich wieczorkach", do "obsługi" których była wyznaczona, odpowiedziała: "nie miałam w swojej klitce telewizora i początkowo nie rozpoznałam Strauss-Kahna. Dopiero później, jak zobaczyłam jego zdjęcie w prasie, skojarzyłam go". - To był on, tylko w ubraniu - stwierdziła.
Jej "pracę" opłacali m.in. dwaj biznesmeni, także zasiadający na ławie oskarżonych. Zdaniem śledczych, podaje "The Guardian", w zamian za opłacone prostytutki biorące udział w orgii organizowanej "na cześć Strauss-Kahna" mieli oni liczyć na wdzięczność "króla imprezy", mogącego im pomóc w interesach.
Inna prostytutka, pytana na procesie o zmuszanie do udziału w orgiach odpowiedziała, że jej "się to nie przydarzyło". - Ale ja nie musiałam tego robić, żeby móc za co kupić jedzenie - powiedziała, sugerując jakoby prostytutki do udziału w orgiach zmuszała sytuacja finansowa.
Koniec bez wyroku
Bez względu na to, jaki wyrok zasądzi sąd, wizerunek byłego szefa MFW jest zrujnowany, podkreśla "The Guardian". Jego wiarygodność jako osoby publicznej jest zerowa, co wyraźnie odzwierciedla sondaż gazety "Le Figaro", w którym pytano Francuzów, czy wierzą, jakoby Strauss-Kahn był nieświadomy, że kobiety biorące udział w organizowanych dla niego orgiach były prostytutkami. Tylko 11 proc. respondentów odpowiedziało, że wierzy w jego wersję zdarzeń. Za kłamstwo uważa to natomiast aż 88 proc. ankietowanych.
Autor: mb//gak/kwoj / Źródło: "The Guardian"