Zapomniana wojna na Kaukazie. Walczą o emirat, nie o Czeczenię

 
Doku Umarow stanął na czele rebeliantów w 2006 rokuTVN24

Zamach w Bostonie przypomniał światu, że na Północnym Kaukazie wciąż trwa zbrojna rebelia przeciwko rosyjskiemu państwu. Tamerlan Carnajew był Czeczenem, pojawiły się też podejrzenia, że był szkolony przez rebeliantów w Dagestanie. To właśnie ta republika jest dziś głównym punktem zapalnym, bo wojna dawno już wykroczyła poza granice Czeczenii, przyjmując islamistyczne oblicze.

W 1999 r. rosyjska armia wtargnęła do Czeczenii, rozpoczynając tzw. drugą wojnę czeczeńską. W przeciwieństwie do pierwszej (1994-1996), sromotnie przegranej przez Moskwę, tym razem Rosja złamała opór. Tysiące Czeczenów zginęły w walce, dziesiątki tysięcy trafiły do obozów filtracyjnych, gdzie byli brutalnie bici, torturowani i zabijani. Wojnie 1999 przyświecały dwa cele: zapewnić Putinowi silną władzę na Kremlu oraz stłumić niepodległościowe ruchy na Kaukazie Północnym. Pierwsze się udało: Putin nadal rządzi Rosją. Drugie nie: południowa rubież Federacji Rosyjskiej wciąż płonie.

Emirat Kaukaski zamiast Iczkerii

Ta wojna istnieje właściwie tylko w agencyjnych depeszach – i to głównie rosyjskich. Informacje o zamachach na policjantów i urzędników, o starciach w górach i kolejnych aresztowaniach nadchodzą niemal codziennie. To już nie wojna czeczeńska, bo aktywność rebeliantów i terror władz rozlały się na cały Kaukaz Północny. Celem walki zaś nie jest już niepodległa świecka Czeczenia, a islamski Emirat Kaukaski. Rebelianci chcą go budować nie tylko w republikach zamieszkałych przez kaukaskich górali (od wschodu poczynając: Dagestan, Czeczenia, Inguszetia, Północna Osetia, Kabardyno-Bałkaria, Karaczajo-Czerkiesja, Kraj Stawropolski i Adygeja), ale nawet w skolonizowanych niegdyś przez Rosjan Kraj Krasnodarskim, czy na Powołżu. Regionalny charakter rebelii symbolizuje choćby fakt, że przywódcą od lat jest nie Czeczen, a Ingusz.

Jego poprzednik, prezydent Iczkerii Abdul-Chalim Sadułłajew ogłosił w maju 2005 r. utworzenie Frontu Kaukaskiego, oficjalnie wychodząc z wojną poza granice Czeczenii. Pięć miesięcy później setki bojowników uderzyły na Nalczyk, stolicę Kabardyno-Bałkarii. W operacji zginęły dziesiątki urzędników i milicjantów. Ale w pierwszej połowie 2006 zginęli zarówno Sadułłajew, jak i Basajew. Na czele rebelii stanął Doku Umarow i kieruje nią po dziś dzień. Na jesieni 2007 ogłosił się "Emirem bojowników Kaukazu i przywódcą Dżihadu", rezygnując z funkcji prezydenta Czeczeńskiej Republiki Iczkerii. Władze czeczeńskie na uchodźstwie (rząd i parlament Iczkerii) uznały to zdradę idei niepodległości. Achmed Zakajew uznał nawet, że cała koncepcja Emiratu Kaukaskiego to prowokacja rosyjskich służb specjalnych. Moskwa może od tamtej pory mówić, że walczy nie z chcącymi niepodległości Czeczenami, a z islamskimi terrorystami, że także jest ofiarą międzynarodowego dżihadu. Konflikt Zakajewa z Umarowem z czasem załagodzono, ale zbrojny ruch oporu na Kaukazie Północnym ma dziś właśnie islamistyczne – wygodne dla Rosji – oblicze.

Taktyka rebeliantów

Rozszerzenie rebelii na cały region oznacza, że w poszczególnych republikach zbrojne podziemie stosuje różne metody, zależnie do lokalnych warunków i liczebności oddziałów. Szeroko zakrojone operacje, w które angażowały się setki bojowników, to odległa przeszłość. Nie mówiąc już o regularnych walkach górskich w Czeczenii w latach 1999-2001.

Ostatni tak spektakularny atak to październik 2005, gdy na kilka godzin rebelianci pod wodzą Anzora Astemirowa opanowali stolicę Kabardyno-Bałkarii. Teraz bojownicy Emiratu działają w niewielkich grupach. Ich ofiarą najczęściej padają policjanci, żołnierze MSW, funkcjonariusze bezpieczeństwa, sędziowie i inni przedstawiciele państwa. Coraz częściej rebelianci atakują też umiarkowanych duchownych muzułmańskich. Radykałowie zarzucają im kolaborację z władzą.

W naszpikowanej wojskiem i lojalistami Ramzana Kadyrowa Czeczenii najczęściej stosowaną taktyką islamistów są zasadzki zastawiane na drogach w górzystej południowej części republiki. W sąsiedniej Inguszetii najbardziej niebezpiecznie jest w okolicach Nazrania i Magasu na północnym zachodzie republiki. Rebelianci ostrzeliwują policyjne patrole i posterunki z przejeżdżających samochodów. W najbardziej niestabilnym Dagestanie, gdzie ginie też najwięcej ludzi, rebelia ma z kolei w dużej mierze charakter miejskiej partyzantki. Na dodatek najczęściej do ataków dochodzi w największych miastach republiki: stolicy Machaczkale i w Chasawjurcie, gdzie jest największe skupisko uchodźców czeczeńskich.

Dżamaaty i wilajety

Rebelia na Północnym Kaukazie ma zdecentralizowany, sieciowy charakter. Obszar Emiratu Kaukaskiego podzielono na wilajety (prowincje), pokrywające się na ogół z podziałem na republiki federacyjne. Pierwsze oświadczenie zaprzeczające związkom Emiratu z zamachem w Bostonie wydał np. wilajet dagestański, czyli struktura rebelii w Dagestanie.

Charakter organizacji powoduje, że nawet zniszczenie kilku jej elementów nie zagraża całości. Choć Emirat ma jednego przywódcę, to poszczególne wilajety mają dużą autonomię, nie mówiąc już o aktywności zbrojnych oddziałów. Emir Doku Umarow wyznacza tylko ogólną strategię, jak choćby w lutym 2012 r., gdy zakazał atakowania cywilów w Rosji. Umarow kontaktuje się z lokalnymi "emirami" poprzez internet – jego komunikaty mają często zaszyfrowane przesłanie.

Rosjanie i lokalne administracje mają więc do czynienia z dżamaatami – tutaj oznaczającymi organizacje zbrojne w poszczególnych republikach. Kierujący nimi emirowie uznają najwyższą władzę Doku Umarowa.

Pierwotnie kaukaskie dżamaaty były pokojowymi, religijno-społecznym wspólnotami. Włączenie ich do walki z Moskwą zaproponował jeszcze Asłan Maschadowa zaraz po upadku Groznego w 2000 r. Obecnie dżamaaty działają w niemal całym regionie, od Dagestanu na wschodzie poczynając (Szarija Dżamaat) po Kabardyno-Bałkarię i Karaczajo-Czerkiesję na zachodzie (Dżamaat Jarmuk). Członkowie dżamaatów są salafitami, to odmiana islamu bardziej surowa od dominującego na Kaukazie sufizmu. Pozwala to Rosjanom nazywać rebeliantów "wahabitami".

"Stabilizacyjna" polityka Moskwy

Dlaczego, mimo upływu tylu lat, rebelia na Kaukazie Północnym wciąż nie wygasa? Bo nadal ma poparcie części miejscowej ludności. To zaś z kolei wynika z polityki Moskwy w regionie. Wysyła na Kaukaz Północny wojsko i policję, na czele lokalnych władz stawia lojalnych, ale skorumpowanych i znienawidzonych przez ludność liderów. Bezprawne aresztowania, bicie, porwania i zabójstwa oskarżanych o ekstremizm są na porządku dziennym. To zaś napędza ochotników do oddziałów rebelianckich.

Lojalność lokalnych elit Moskwa utrzymuje tylko dzięki stałej pomocy finansowej. Bez dotacji z budżetu centralnego północnokaukaskie republiki nie mogłyby funkcjonować. Dla przykładu, aż 60 proc. budżetów Adygei i Osetii Północnej pochodzi z Moskwy, w przypadku Inguszetii i Czeczenii to ok. 90 proc.! Do tego dochodzi wszechobecna w regionie bieda – to nie przypadek, że radykalny islam zyskuje najwięcej zwolenników w Dagestanie, najbiedniejszej republice Federacji Rosyjskiej.

Skuteczne zwalczanie rebelii ogranicza nie tylko bieda, korupcja i terror władz, ale też brak współpracy między poszczególnymi republikami. Ich przywódcy są wierni Moskwie, ale wobec siebie nieufni, lub wręcz wrodzy. W efekcie brak wymiany informacji i koordynacji działań policji i bezpieki. Rebelianci swobodnie przemieszczają się między różnymi republikami. Na przykład umykają przed obławą zorganizowaną w Inguszetii do sąsiedniej Kabardyno-Bałkarii, która nie jest nawet uprzedzona o akcji sąsiada. Jeśli do tego dodać kiepskie płace policjantów i niższych urzędników, którzy masowo biorą łapówki od rebeliantów, to trudno się dziwić, że Rosja nie potrafi zdławić zbrojnego podziemia.

Autor: Grzegorz Kuczyński / Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: TVN24