Niespokojnie w Bobigny pod Paryżem. W sobotę późnym popołudniem w pobliżu sądu protestujący starli się z policją. Rzucali petardami w policjantów, zniszczonych zostało kilka samochodów, witryny sklepowe i przystanek autobusowy. Demonstracja zorganizowana była w intencji mężczyzny określanego jako "Theo", który miał zostać zgwałcony w policyjnej izbie zatrzymań.
Około 2 tys. osób początkowo pokojowo protestowało przed siedzibą policji w Bobigny w sprzeciwie wobec policyjnej brutalności. Demonstrujący skandowali: "Sprawiedliwość dla Theo", ofiary rzekomego gwałtu na komendzie.
Protest zorganizowali uczniowie z liceum. Wzięły w nim udział także organizacje przeciwdziałające dyskryminacji.
"Gwałciciele w więzieniu!"
Około godz. 17 pokojowy protest zamienił się w zamieszki. Uczestnicy wydarzenia przechodzili wówczas pod sąd.
"Kilka tysięcy brutalnych osób" dopuściło się wielu "nadużyć i zniszczeń" - oświadczyła paryska policja. I wymieniła, że chodzi o petardy rzucane w policję, budynki użyteczności publicznej oraz sklepy, cztery spalone samochody, zniszczone dwa sklepy i przystanek autobusowy oraz kilka podpalonych koszy na śmieci.
Podpalony został samochód telewizji RTL, a samochód Radio 1 został zniszczony po obrzuceniu kamieniami. Dziennikarzom nic się nie stało. - Policjanci musieli interweniować, aby ratować małe dziecko uwięzione w płonącym pojeździe - przekazała przedstawiciel prefektury.
Protestujący skandowali: "Gwałciciele w więzieniu!".
Demonstracja ma związek z zatrzymaniem przez policję 22-letniego mężczyzny o imieniu Theo. Doszło do niego 2 lutego w Aulnay-sous-Bois pod Paryżem. Zatrzymany został przewieziony do komisariatu, gdzie - jak twierdzą demonstranci - został pobity i zgwałcony.
Wobec jednego z policjantów wszczęto śledztwo w związku z podejrzeniami o gwałt. Wobec trzech innych trwa postępowanie za nieuzasadnione użycie przemocy.
Historia się powtarza
Wcześniej w sobotę, cztery osoby biorące udział w marszu poparcia dla Theo, zostały zatrzymane w porcie śródziemnomorskiego miasta Marsylia - podało źródło policyjne w rozmowie z agencją Reutera.
Bobigny to podparyskie miasto w dużej mierze zamieszkane przez imigrantów. To m.in. tutaj doszło do zamieszek w 2005 roku po tym, jak dwóch młodych ludzi zostało śmiertelnie porażonych prądem w elektrowni, w której ukryli się po ucieczce z aresztu.
Incydent sprowokował trzytygodniowe zamieszki, podczas których podpalono 10 tys. samochodów osobowych i 300 budynków. Skłoniło to ówczesnego ministra spraw wewnętrznych Nicolasa Sarkozy’ego do ogłoszenia stanu wyjątkowego. Konflikt ten zwrócił uwagę całego świata na kontrasty jakie pojawiają się między Paryżem a zacofanym ekonomicznie przedmieściami, która go otaczają.
Autor: AG, pk/sk / Źródło: Reuters, L'Express