Rozpędzony buldożer staranował w centrum Jerozolimy kilka samochodów, a później wjechał w miejski autobus. Trzy osoby zginęły, a ponad 20 zostało rannych. Policja kierowcę buldożera zastrzeliła. Twierdzi, że był to zamach terrorystyczny.
Zanim rozpędzony buldożer zaczął taranować samochody, pędził po chodnikach. Potem maszyna zaczęła rozbijać samochody, które nie zdążyły zjechać jej z drogi. Właśnie w jednym z nich, osobowej toyocie, siedziała jedna z ofiar kierowcy buldożera. Na koniec wbił się w bok zatłoczonego miejskiego autobusu.
W sumie buldożer zgniótł dwa samochody osobowe i przewrócił trzeci, a także przewrócił jeden autobus i uszkodził drugi.
Panika na ulicach
Izraelskie media opisują panikę, jaka zapanowała na ulicach śródmieścia Jerozolimy. - Dziesiątki ludzi biegło ulicami, by uciec jak najdalej od sceny ataku, gdzie ranni ludzie leżeli na ziemi pośród kawałków szkła i kałuż krwi - opisuje dziennik "Haaretz".
Ofiarą szaleńczego rajdu buldożera padł również jego kierowca. Świadkowie opisują, że gdy maszyna ostatecznie zatrzymała się, na szoferkę buldożera wskoczył niezidentyfikowany mężczyzna, prawdopodobnie policjant, i oddał kilka strzałów. Kierowca, według świadków Arab, zginął na miejscu.
Nieznani terroryści biorą odpowiedzialność
W wydanym komunikacie policja określiła incydent mianem "terrorystycznego", nie podając jednak dalszych szczegółów.
Biuro agencji France Presse w Ramalli na Zachodnim Brzegu Jordanu odebrało telefon od rzecznika bliżej nieznanej "Brygady Wolnych Ludzi Galilei", który zadeklarował odpowiedzialność tej organizacji za atak buldożera.
Źródło: Reuters, Haaretz, PAP