Kolejna odsłona sporu na temat losu Boeinga 747, który z 230 osobami na pokładzie rozbił się w 1996 roku w oceanie opodal Nowego Jorku. Eksperci badający wypadek poczuli się wywołani do tablicy narastającymi zarzutami, że ukrywają prawdę, a Jumbo Jeta zestrzelono.
We wtorek w centrum badań wypadków lotniczych pod Waszyngtonem odbyła się specjalna konferencja prasowa zorganizowana przez przedstawicieli Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu (NTSB). Z dziennikarzami spotkali się członkowie komisji, która w latach 90-tych badała katastrofę lotu TWA 800.
230 ofiar zagadkowej katastrofy
B747 rozbił się w czerwcu 1996 roku, niedługo po starcie z lotniska w Nowym Jorku. W powietrzu doszło do eksplozji, która rozerwała maszynę na trzy duże fragmenty. 230 osób zginęło. To byli wszyscy obecni na pokładzie.
Na podstawie wyłowionych z wody szczątków maszyny śledczy ustalili, że doszło do eksplozji centralnego zbiornika paliwa, umieszczonego w miejscu połączenia kadłuba ze skrzydłem. Wybuch miał być splotem nieszczęśliwych okoliczności, mianowicie prawie pustego zbiornika wypełnionego oparami paliwa, podgrzanymi przez klimatyzację podczas nieplanowanego opóźnienia na lotnisku i zwarcia w instalacji elektrycznej.
Część bliskich ofiar i jeden z byłych dochodzeniowców NTSB są jednak innego zdania. Według nich wybuch spowodowała bomba, albo rakiety przeciwlotnicze omyłkowo wystrzelone przez okręty US Navy ćwiczące w pobliżu. Jednym z ich kluczowych dowodów mają być ślady materiałów wybuchowych znalezione na wielu wyłowionych z oceanu fragmentach samolotu.
Spór o prawdę
Podczas konferencji prasowej śledczy pokazywali przykładowe fragmenty samolotu ze śladami eksplozji ładunków wybuchowych i rakiety przeciwlotniczej. Potem zebrani przeszli do hangaru, gdzie jest trzymany zrekonstruowany wrak Jumbo Jeta, na którym eksperci pokazywali, iż nie noszą podobnych śladów uszkodzeń. Mają natomiast liczne oznaki wewnętrznego wybuchu paliwa, który jest znacznie mniej energetyczny niż eksplozja materiałów wybuchowych.
- Jestem całkowicie przekonany, że nie było żadnej bomby czy rakiety - stwierdził śledczy Tim Wildey. W podobnym tonie wypowiadało się też dwóch członków rodzin ofiar katastrofy. - Początkowo też byłem sceptyczny. Ale z czasem wszystko zaczęło składać się w logiczną całość. Teraz moim zdaniem wszystko jest jasne - powiedział Jim Hurd, który w katastrofie stracił 29-letniego syna Jamiego.
Przed hangarem, w którym odbywała się konferencja, pojawili się też sceptycy, w tym były śledczy NTSB Hank Hughes. Mężczyzna twierdzi, że jego jedyną motywacją jest chęć ujawnienia prawdy. - Nie chcemy na tym zarobić. Chodzi tylko o szczerość. Tam zginęło 230 osób. Tego nie można tak zostawić - powiedział Hughes.
Cień na motywacje zwolenników teorii zestrzelenia samolotu rzuca to, że rozpoczęli oni kampanię medialną tuż przed pokazaniem w telewizji nowego filmu dokumentalnego na temat katastrofy. Dokument przygotował jeden z najbardziej zatwardziałych przeciwników wyników dochodzenia NTSB, Toma Stalcupa.
Autor: mk//kdj / Źródło: CNN
Źródło zdjęcia głównego: NTSB