Świat zapomina o Donbasie. Przyćmiła go wojna w Syrii. Putin zmienił pole konfrontacji z Zachodem, ale to nie oznacza, że zrezygnował z walki o Ukrainę. Plan Morela – tak się nazywa nowa pułapka zastawiona na Petra Poroszenkę.
- Wojna jest tylko kontynuacją polityki innymi środkami – mówił Carl von Clausewitz. Jak zauważył ukraiński publicysta Witalij Portnikow, twórczej modyfikacji tego stwierdzenia dokonał Władimir Putin, dla którego "polityka jest tylko kontynuacją wojny innymi środkami". Szczególnie na Ukrainie, gdzie umilkły działa, za to pełną parą pracują dyplomaci.
"Czwórka" w Pałacu Elizejskim
Na szczycie prezydentów Ukrainy, Rosji, Francji i kanclerz Niemiec w Paryżu (2 października) zdarzyło się niewiele. Nie było nawet wspólnej konferencji prasowej, nie podpisano żadnego dokumentu. Ale zdaniem Angeli Merkel, udało się „uporządkować” parę spraw, w tym kolejność realizacji poszczególnych kroków ws. Donbasu.
Oznacza to tyle, że potwierdziły się obawy Ukrainy: Niemcy i Francja przyznały de facto, że nie uda się zrealizować porozumienia z Mińska z lutego do końca tego roku. - Nie chcemy, aby wybory na wschodzie Ukrainy odbywały się na warunkach, które nie respektują porozumień z Mińska - powiedział Francois Hollande.
W ten sposób Putin, zajęty Syrią, zyskał czas. Nie musi realizować zapisów z Mińska, a nowe sankcje mu za to nie grożą. Za to Petro Poroszenko - który niedawno twardo podkreślał, że nie ma zgody Kijowa na przesunięcie terminu realizacji Mińska-2 – nie będzie mógł odwlekać kwestii zmian legislacyjnych dotyczących Donbasu, a które część polityków i społeczeństwa ukraińskiego uważa za zdradę.
I cóż z tego, że Francois Hollande oznajmił, iż po wyborach lokalnych w Donbasie obce wojska zostaną wyprowadzone z tego terenu, a Kijów odzyska kontrolę nad granicą. Żeby mówić o wycofaniu wojsk, najpierw trzeba przyznać, że one tam w ogóle są. A Rosja ani razu nie potwierdziła, że jej wojsko jest w Donbasie.
W Paryżu zatwierdzono to, co uzgodniła w Mińsku tzw. trójstronna grupa kontaktowa ws. wycofania ciężkiego sprzętu wojskowego. Ale to wielkiego znaczenia nie ma, bo i tak ryzyko wojny zmalało do zera – co najmniej do stycznia. Poroszenko musiał być za to zadowolony z tego, że Berlin i Paryż odrzuciły możliwość ustępstw wobec Rosji w Donbasie w zamian za jakieś gesty w Syrii – gdzie dwa dni wcześniej zaczęły się rosyjskie naloty. Merkel i Hollande sprzeciwiają się – przynajmniej obecnie – łączeniu kwestii Syrii i Rosji w rozmowach z Rosją.
Dyplomatyczna intryga
Od początku września na froncie panował zadziwiający spokój, tyle że sytuację znów zaognili szefowie „republik ludowych” zapowiadając, że przeprowadzą u siebie wybory lokalne – w innym terminie i bez żadnych uzgodnień z Kijowem.
To przeczyło całkowicie porozumieniu mińskiemu. Ale Kreml świadomie zagrał tą kartą, bo wiedział, że Niemcy i Francja zrobią wiele, aby zapobiec tym wyborom, a co za tym idzie, bankructwu porozumień mińskich i kolejnej fazie zaognienia relacji z Moskwą. Z tych samych powodów takie wybory dziś byłyby korzystne dla Ukrainy. Ich odłożenie kosztować może Kijów zresztą nawet jeszcze więcej. Merkel i Hollande musieli bowiem coś zaoferować Putinowi za odwołanie jesiennych wyborów w Donbasie. To coś to tzw. plan Morela.
Pierre Morel to były ambasador Francji w Moskwie i wieloletni ekspert od „zamrożonych” konfliktów. Teraz jest koordynatorem podgrupy ds. politycznych spotykającej się w Mińsku cyklicznie trójstronnej grupy kontaktowej. Jego plan można streścić jednym zdaniem: lokalne wybory w okupowanym Donbasie w formalnej zgodzie z ukraińskim prawem, ale pod faktyczną kontrolą rebeliantów.
Według niemieckich i francuskich dyplomatów, cytowanych przez Deutsche Welle, pomysł przygotowania takiego projektu pojawił się już pod koniec lipca w rozmowach Victorii Nuland (Departament Stanu USA) z Grigorijem Karasinem (wiceszef MSZ Rosji). Na poziomie tych dwóch osób utrzymywany jest bezpośredni kanał amerykańsko-rosyjski ws. Ukrainy. Morel ochoczo wziął się do rozpisywania szczegółowego scenariusza – a chwalił go sam Siergiej Ławrow. Kiedy projekt był gotowy, Hollande wysunął pomysł spotkania „czwórki normandzkiej”.
Jeszcze 20 września Poroszenko określał ten projekt „osobistą opinią pana Morela”. Po pięciu godzinach rozmów w Pałacu Elizejskim musiał zgodzić się na jego przyjęcie. I to w formie bardziej korzystnej dla Rosji. Po pierwsze, Ukraina ma przygotować specjalną ustawę wyborczą w konsultacji z Moskwą i rebeliantami (negocjacje w grupie kontaktowej). Potem ukraiński parlament ma przyjąć taką ustawę i ogłosić amnestię. Następnie w ciągu 80 dni powinny odbyć się wybory. Dopiero wtedy Ukraina miałaby przywrócić kontrolę nad granicą.
Plan Morela
„Elementy tymczasowego prawa o wyborach lokalnych w pewnych rejonach obwodów donieckiego i ługańskiego” – tak zatytułowany dokument jest swoistą mapą drogową, jak poprzez wybory stworzyć mechanizm, który „republikom ludowym” pozwoli zdobyć specjalny status w ramach Ukrainy. W Paryżu Rosja, Niemcy i Francja przedstawiły plan Morela Ukrainie jako podstawę do negocjacji z rebeliantami. Poroszenko usiłował się wymknąć z tej pułapki, ale na próżno.
Co przewiduje ta „propozycja nie do odrzucenia”? Etapową realizację politycznej części porozumień mińskich: pełne zaprzestanie działań bojowych, zapewnienie części Donbasu szczególnego statusu, przyjęcie specjalnej ustawy w Kijowie o organizacji lokalnych wyborów w części Donbasu, ogłoszenie amnestii, głosowanie w ciągu 80 dni; wraz z dniem wyborów ma zacząć funkcjonować specjalny status części Donbasu, przywrócenie ukraińskiej kontroli nad granicą oraz wycofanie wszystkich zagranicznych ugrupowań zbrojnych z kraju.
W Paryżu Hollande powiedział, że szczegółowe warunki organizacji wyborów powinny być uzgodnione przez wszystkie strony w ramach trójstronnej grupy kontaktowej, a potem zatwierdzone przez parlament. Następnie w ciągu 80 dni powinny odbyć się wybory, a kandydaci powinni mieć immunitet. Hollande powiedział, że na szczycie omawiano kwestię amnestii, która „powinna mieć miejsce razem z wyborami”.
Takie były generalne wnioski ze szczytu. Ale szczegóły ma ustalić w Mińsku tzw. Grupa Kontaktowa złożona z przedstawicieli Ukrainy, Rosji, OBWE, DRL i ŁRL. Negocjacje ws. planu Morela zaczęły się w Mińsku natychmiast po paryskim szczycie.
Powtórka z (odległej) historii
Realizacja tych propozycji oznaczałaby wypełnienie przez Ukrainę swoich zobowiązań i przyznanie rebeliantom pewnej autonomii. Dopiero potem swoje obietnice zrealizowałaby druga strona. Plan Morela oznacza też wyłączenie „republik ludowych” spod ukraińskiej legislacji wyborczej. Rebelianci stworzą komisje wyborcze i będą mieli sporo do powiedzenia w formowaniu obwodów wyborczych, oceniając kwalifikacje ukraińskich partii politycznych i ich kandydatów do startu, jak też przeprowadzając akredytację dla mediów.
Zgoda na taki projekt byłaby też sprzeczna z obowiązującym prawem o statusie specjalnym dla części Donbasu. Propozycje Morela wykluczają warunki wstępne i zabezpieczenia dla prawidłowych wyborów. Te warunki i zabezpieczenia przewidują: wycofanie sił rosyjskich, rozwiązanie nielegalnych formacji zbrojnych „republik ludowych”, przywrócenie suwerenności ukraińskiej na tym terytorium, w tym kontrolę nad ukraińską stroną granicy z Rosją.
Zgodnie z rozejmem mińskim, Rosja nie jest zobowiązana do wycofania swych sił z Donbasu. Zachód na pewno podniesie tę kwestię, ale dopiero po wyborach. Tak więc głosowanie odbędzie się w obecności rosyjskich żołnierzy i służb specjalnych. Jak pisze Vladimir Socor z Jamestown Foundation, takie wybory będą przypominały te w zajętej przez Armię Czerwoną Europie Środkowej i Wschodniej w latach 1945-1948.
Zdalne sterowanie
Rosja, Niemcy, Francja – wszystkim zależy na tym by uznać wybory w Donbasie za co najmniej legalne, a najlepiej wolne, uczciwe i demokratyczne. Choć powody są różne. Putin od momentu, gdy zwinął projekt Noworosji, dąży do faktycznego zalegalizowania rebelii i pozostawienia Donbasu w granicach Ukrainy, ale z takim statusem prawnym i stanem faktycznym, które oznaczać będą faktyczny protektorat rosyjski przy zwierzchności Kijowa de iure. Z kolei dla Merkel i Hollande’a najważniejsze jest, aby na południowym wschodzie Ukrainy nie była przelewana krew, żeby nie było wojny.
Kiedy Putin jechał do Paryża obowiązująca w Donbasie wersja mówiła, że wybory lokalne odbędą się 18 października (Doniecka Republik Ludowa) i 1 listopada (Ługańska Republika Ludowa). Po rozmowach we Francji rzecznik Kreml Dmitrij Pieskow powiedział, że prezydent nie mógł brać na siebie zobowiązań odnośnie przesunięcia wyborów, ale obiecał „porozmawiać” na ten temat z rebeliantami.
Piątego października przedstawiciel DRL w podgrupie ds. politycznych w grupie kontaktowej powiedział Interfaxowi, że przeniesienie wyborów „nie jest wykluczone” i że jest przygotowany taki projekt. Ale wcześniej trzeba przyjąć ustawę o amnestii dla uczestników wydarzeń w Donbasie oraz legislacyjnie zabezpieczyć możliwość wystawienia w wyborach lokalnych kandydatów z organizacji społecznych, działających w DRL i ŁRL. Ale już nazajutrz ogłoszono, że wybory będą przeniesione z 18 października i 1 listopada na przyszły rok.
Moskwa, Berlin i Paryż uzgodniły, że wybory w Donbasie odbędą się w pierwszych miesiącach 2016. To da konieczny czas OBWE, żeby nadać tym wyborom pewien pozór legalności. W Paryżu Niemcy, Francja i Rosja wyraziły życzenie, żeby w proces przygotowania wyborów zaangażowało się Biuro Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka (ODIHR), agenda OBWE zajmująca się monitoringiem wyborów.
Poroszenko w pułapce
Nawet jeśli grupa kontaktowa dojdzie do porozumienia ws. „fałszywych wyborów” (tak w Kijowie wielu określa pomysł wyborów opartych na koncepcji Morela), to muszą to najpierw zatwierdzić przywódcy „czwórki”. Możliwy więc jest kolejny szczyt – w listopadzie lub grudniu. Ale nawet gdy i tu będzie „zielone światło”, to jeszcze ustawę musi przyjąć Rada Najwyższa. Z tym zaś będzie problem. I nie chodzi tylko o radykałów, bo plan Morela odrzuca też duża część koalicji. To może grozić rozpadem obozu rządzącego, zamieszkami i nowymi wyborami z dobrym wynikiem prorosyjskiego obozu i nacjonalistów.
Poroszenko zmuszony więc już jest lawirować. Dopuszcza, że „wybory w Donbasie mają swoją specyfikę, którą powinno uwzględnić się w ustawie o wyborach”, ale część propozycji Morela odrzuca stanowczo. Zapowiedział też, że będzie dążył do dania możliwości głosu uchodźcom z Donbasu (przeszło milion osób) oraz możliwości startu partii politycznych ukraińskich.
12 października Poroszenko w orędziu do narodu stwierdził, że „wybory na okupowanych terytoriach mogą mieć miejsce tylko w zgodzie z prawem ukraińskim”. Takie sformułowanie oznacza potwierdzenie, że obowiązywać ma konstytucja Ukrainy oraz prawo z września 2014, uzupełnione w marcu 2015 i potwierdzone w lipcu 2015, dotyczące demokratycznych warunków i zabezpieczeń wyborów na okupowanym terytorium. Zachód chce jednak ustępstwa Kijowa i to wbrew opinii większości społeczeństwa. Poroszence pozostaje więc odwlekanie niekorzystnych decyzji prawnych.
Przypomina to sytuację z poprawkami do konstytucji. Także i tu prezydent w końcu będzie musiał ustąpić. Niemcy i Francja podkreślają konieczność zachowania integralności terytorialnej Ukrainy, ale jednocześnie gotowe są na ustępstwa wobec Rosji w kwestii politycznego uregulowania konfliktu. W całej polityce zachodniej Europy w ostatnich miesiącach widać raczej dążenie do poprawy stosunków z Moskwą. I nie chodzi tylko o deklaracje, jak choćby te wicekanclerza Niemiec Sigmara Gabriela, ale i o twarde fakty, jak np. podpisanie porozumienia ws. budowy Nord Stream 2. To zaś sprzyja celom polityki rosyjskiej, także na Ukrainie.
"Koń trojański" z Donbasu
Przedłużanie realizacji porozumienia mińskiego, przesunięcie ciężaru odpowiedzialności za to na Kijów, przy zachowaniu spokoju na froncie ma doprowadzić do zmęczenia Zachodu sprawą ukraińską. Jednocześnie taki przedłużający się stan niepewności i niestabilności w Donbasie ma paraliżować procesy reform na Ukrainie, pogłębiać wewnętrzne konflikty w Kijowie, i w efekcie doprowadzić do gospodarczego poważnego kryzysu (w tym wypadku warto zauważyć nieprzejednaną postawę Rosji ws. ukraińskiego długu). To będzie osłabiało obecną ekipę rządzącą i może sprzyjać wzrostowi popularności, z jednej strony opcji prorosyjskiej, z drugiej zaś, radykalnych nacjonalistów (co też odpowiada interesowi Moskwy).
Przenosząc wojnę do Syrii, Moskwa demonstracyjnie wychodzi z konfliktu w Donbasie, nie tracąc przy tym twarzy przed opinią publiczną, a zarazem pozostawiając Kijów z poważnym problemem. Wchodząc w konflikt z Zachodem w Syrii, na Ukrainie można złagodzić ostrą retorykę i prowadzić politykę „pokojową”. Gdyby bowiem nie było Syrii, takie złagodzenie tonu w Donbasie mogłoby zostać źle przyjęte przez Rosjan. Oczywiście operacja syryjska ma swoje własne ważne cele, ale nie można nie dostrzec także tego aspektu.
Przeprowadzenie i uznanie ważności wyborów w Donbasie może się odbyć tylko za formalną zgodą Kijowa. I na tym Moskwie, Berlinowi i Paryżowi bardzo zależy. Dla dwóch ostatnich to byłby ważny krok ku zakończeniu realizacji porozumień mińskich. Niemcy i Francja nie zważają jednak na trwałe skutki tego rozwiązania. Jeśli Kijów uzna władze „republik ludowych” za legalnie wybrane, przy formalnym utrzymaniu integralności państwa, faktycznie utraci suwerenność na części swego terytorium. Zaś Moskwa będzie mogła oficjalnie umyć ręce z prawnej, politycznej i ekonomicznej odpowiedzialności za okupację terytorium ukraińskiego.
Taki scenariusz będzie oznaczał faktyczną federalizację Ukrainy, zalegalizowanie przestępczych formacji rebelianckich i ich władzy w części Donbasu, a co najważniejsze włączenie ich w politykę państwa. W takiej sytuacji głębokie reformy wewnętrzne w kraju będą jeszcze trudniejsze do przeprowadzenia, a zamiast dalszego zbliżania do UE i NATO Ukraina utknie w geopolitycznej „szarej strefie”. Jak pokazuje historia, jest to równoznaczne z pozostawaniem w orbicie wpływów Rosji.
Autor: Grzegorz Kuczyński / Źródło: tvn24.pl