Amerykański prezydent Barack Obama zadzwonił w środę wieczorem do przywódczyni birmańskiej opozycji Aung San Suu Kyi, aby pogratulować sukcesu jej partii w historycznych wyborach parlamentarnych - poinformował w czwartek Biały Dom.
Oboje przywódcy podkreślili, że wszystkie strony w Birmie powinny "uznać oficjalne wyniki, gdy tylko zostaną one ogłoszone" i współpracować w duchu jedności odzwierciedlającym "wolę ludzi" - wynika z relacji Białego Domu.
Niestrudzone wysiłki
Jak przekazano, Obama z uznaniem wypowiedział się "o niestrudzonych wysiłkach i wieloletnim poświęceniu" pani Suu Kyi, jeśli chodzi o powstanie pokojowej demokratycznej Birmy.
Amerykański przywódca rozmawiał również z prezydentem Birmy Thein Seinem, któremu pogratulował pomyślnego przeprowadzenia wyborów.
Już w środę Narodowej Lidze na rzecz Demokracji (NLD), kierowanej przez Suu Kyi, pogratulowała birmańska armia - wbrew obawom komentatorów, że wojsko może nie uznać wyników wyborów z 8 listopada.
Wojsko w parlamencie
Nie ma jeszcze pełnych oficjalnych rezultatów, ale ogłaszane stopniowo wyniki częściowe i osobne kalkulacje NLD wskazują na przygniatające zwycięstwo partii Suu Kyi. W czwartek komisja wyborcza podała, że NLD przejęła 291 miejsc z 359, co do których przedstawiono dotychczas dane. Liga na podstawie własnych obliczeń informowała w środę, że zdobyła ponad 80 proc. miejsc, które były obsadzane w wyborach, co oznacza, że zbliża się do zapewnienia sobie większości niezbędnej do samodzielnego utworzenia rządu.
Według konstytucji jedna czwarta miejsc w 664-osobowym parlamencie jest zarezerwowana dla wojska.
Kamień milowy
Eksperci oceniają taki wynik jako kamień milowy na drodze do demokratyzacji Birmy.
Były to pierwsze wolne wybory w Birmie od 2011 roku, kiedy władająca krajem twardą ręką wojskowa junta przekształciła się w cywilny rząd jako Partia Unii Solidarności i Rozwoju (USDP). Wybory były kontynuacją rozpoczętego wówczas procesu pokojowej transformacji i otwierania kraju po pięciu dekadach rządów wojska.
Autor: asz//gak / Źródło: PAP