Swiatłana Cichanouska została złamana przez służby białoruskie - powiedział w TVN24 wicedyrektor Biełsatu Alaksiej Dzikawicki, dodając, że została najprawdopodobniej szantażem zmuszona do wyjazdu na Litwę. Szef MSZ tego kraju Linas Linkevicius poinformował w środę, że rozmawiał z byłą kandydatką opozycji na prezydenta, "jest ona w dobrym humorze i wkrótce sama zabierze głos".
We wtorek białoruska sekcja Radia Swoboda podała, że była kandydatka na prezydenta Białorusi Swiatłana Cichanouska została wywieziona z kraju przez władze białoruskie, a jej wyjazd miał być warunkiem uwolnienia szefowej jej sztabu Maryi Maroz, zatrzymanej w przededniu wyborów prezydenckich.
Podobną wersję podawali członkowie jej sztabu. Jedna z jej bliskich współpracownic Vołha Kawałkoua powiedziała niezależnemu portalowi tut.by, że "Swiatłana nie miała wyboru". - Białoruskie władze wywiozły ją z kraju. Ważne jest, że żyje i jest wolna. Wyjazd Swiatłany pozwolił uwolnić Maryję Maroz, która była zakładniczką w tej sytuacji. Wyjechały razem - opowiadała.
Sama Cichanouska zaprzeczyła, jakoby została zmuszona do wyjazdu z kraju. - Myślałam, że ta kampania (wyborcza - red.) bardzo mnie zahartowała i dała mi tyle sił, że wszystko wytrzymam. Ale zapewne nadal pozostałam tą słabą kobietą, którą byłam przedtem. Podjęłam bardzo trudną dla siebie decyzję. Decyzję tę podjęłam zupełnie samodzielnie. Ani rodzina, ani przyjaciele, ani sztab, ani Siarhiej w żaden sposób nie mieli na nią wpływu - mówiła w nagraniu zamieszczonym w serwisie YouTube. Później w serwisie YouTube pojawiło się kolejne nagranie, w którym Cichanouska zaapelowała do swoich zwolenników, by "przestrzegali prawa".
Minister spraw zagranicznych Litwy Linas Linkevicius powiedział na wtorkowej konferencji prasowej, że teraz o bezpieczeństwo liderki białoruskiej opozycji troszczy się strona litewska. Dodał, że liderka białoruskiej opozycji została poddana silnym naciskom i nie miała innej możliwości, niż wyjechać z Białorusi.
W środę Linkeviczius rozmawiał z Cichanouską telefonicznie. "Rozmawiałem z panią Cichanouską. Jest w dobrym humorze i wkrótce sama zabierze głos" - napisał na Twitterze Linkeviczius.
"Zrobione pod przymusem"
O wyjeździe Cichanouskiej z kraju mówił na antenie TVN24 wiceszef Biełsatu, Alaksiej Dzikawicki.
- Każdy normalny człowiek, który obejrzałby to nagranie pani Cichanouskiej, od razu widzi, że to jest zrobione pod przymusem. Brakowało tylko, jak na filmikach terrorystów, jak zamaskowany terrorysta trzyma pistolet przy głowie takiego zakładnika - powiedział. - Jakbym ja był natchniony właśnie Swiatłaną Cichanouską i brał udział w protestach, to ja bym z podwójną siłą to robił patrząc jak ta biedna kobieta się męczy, która została złamana oczywiście przez służby białoruskie - dodał.
Zaznaczył jednak, że sama Cichanouska nigdy nie nawoływała do protestów, ani nie brała w nich udziału. Stwierdził, że nie wie, czy jej wyjazd z Białorusi ma zasadniczy wpływ na protesty.
"Po trzech godzinach wałkowania przez takich zawodowców łamią się nawet szpiedzy"
Opisał też, jak według jego informacji wyglądało zmuszenie opozycjonistki do wyjazdu. - Cichanouska udała się ze swoim adwokatem do Centralnej Komisji Wyborczej żeby złożyć skargę na wynik wyborów. W tym momencie w gmachu Centralnej Komisji Wyborczej wpuszczono ją do gabinetu przewodniczącej komisji, ale samą, bez adwokatów, bez nikogo. To był oczywiście ogromny błąd. Nie wiem, czy można było inaczej postąpić. Jak ona weszła do tego gabinetu, to sama przewodnicząca Centralnej Komisji Wyborczej w pośpiechu wyszła i weszło dwóch facetów, którzy przeprowadzili trzygodzinną rozmowę z Cichanouską - powiedział.
Zaznaczył, że "trzeba pamiętać, że to jest zwykła kobieta, nauczycielka z wykształcenia, która przez wiele lat była gospodynią domową". - Ona nie jest przygotowana do takich rozmów z KGBistami. Po tych rozmowach oczywiście zmuszono ją do odczytania tego haniebnego oświadczenia. Nie sądzę, żeby ona z własnej woli coś takiego mogła zrobić, a nacisnąć na Cichanouską było jak - powiedział.
Przypomniał, że Cichanouska wyjechała na Litwę z szefową swojego sztabu, która jest jej dawną przyjaciółką, a ostatnio pozostawała w zamknięciu. - To był szantaż - albo wyjeżdżasz razem ze swoją przyjaciółką, a ta przyjaciółka została zamknięta i ma dwójkę małych dzieci. Przecież dzieci Cichanouskiej też są za granicą. Można jej było przecież powiedzieć: słuchaj, jak nie wyjedziesz, nie zgodzisz się, to nie wypuścimy cię przez trzy lata, nie zobaczysz, jak dzieci dorastają. Po trzecie jest mąż Swiatłany Cichanouskiej, który od dłuższego czasu siedzi w więzieniu i w większości siedzi w karcerze. Tam są bardzo złe warunki, nie ma materaców, to można przyrównać do tortur - mówił Dzikawicki.
- Z całą pewnością ten cały wachlarz możliwości nacisku był wykorzystany i po trzech godzinach wałkowania przez takich zawodowców, KGBistów, łamią się nawet szpiedzy. Co tu dopiero mówić o zwykłej kobiecie. Została wywieziona przy pomocy władz białoruskich pod granicę litewską i tam przedostała się na Litwę, bo miała litewską wizę - podsumował wiceszef Biełsatu.
"Po trzech godzinach wyszła już nie ta sama osoba"
O wyjeździe Cichanouskiej mówił też na antenie TVN24 poseł PO Michał Szczerba, który ostatni dni spędził na Białorusi jako obserwator. - Mam informacje z pierwszej ręki, bo wczoraj na ten temat również z przedstawicielami sztabu rozmawiałem - powiedział Szczerba. - Kiedy weszła do Centralnej Komisji Wyborczej, została odcięta od swojego prawnika i na trzy godziny zniknęła. Nie było z nią żadnego kontaktu. Prawdopodobnie została w tym momencie zatrzymana - dodał.
Przyznał, że wśród współpracowników Cichanouskiej pojawił się strach, bo "przecież wchodziła głównym wejściem w towarzystwie kamer i mediów i nagle zniknęła". - Po trzech godzinach wyszła już nie ta sama osoba. Wyszła nie głównym wejściem, wyszła wejściem bocznym i tak naprawdę następnego dnia zostaliśmy wszyscy poinformowani, że jest na Litwie, że została odstawiona na granicę białorusko-litewską - mówił Szczerba.
- Mowa jest o straszliwych rzeczach, które jej pokazało KGB podczas tego trzygodzinnego zatrzymania. Mowa jest o tym, że pokazano zdjęcia, filmy dotyczące jej męża, sposobu traktowania jej męża. Również, co najbardziej chyba przerażające, ona całą kampanię była bardzo odważną kobietą, która wiedziała, że jej dzieci są bezpieczne, znajdują się na terenie Unii Europejskiej, a prawdopodobnie służby białoruskie, KGB, pokazały jej zdjęcia, że dokładnie wiedzą, gdzie te dzieci są i że w każdej chwili są w stanie zrobić im krzywdę, jeżeli ona nie zaprzestanie swojej aktywności politycznej, nie wezwie do spokoju społecznego - dodał poseł.
Źródło: TVN24, PAP, Reuters